Przenikliwy mróz odczuliśmy zwłaszcza w Dolinie Rybiego Potoku.
Nastał piąty dzień naszego zimowego wypadu w Tatry. Za nami najchłodniejsza noc, temperatura spadła poniżej -20 stopni Celsjusza. Śniegu nadal nie ma. Przyjechaliśmy na parking w Palenicy Białczańskiej. To tutaj zaczyna się chyba najsłynniejszy szlak polskich Tatr - droga do Morskiego Oka. Kupujemy bilety wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego, mijamy postój fasiągów i już jesteśmy na asflacie, który śladami czerwonego szlaku doprowadzi nas do samego celu. Po drodze, podobnie jak w Dolinie Małej Łąki dostrzegamy całe połacie połamanych jak zapałki drzew. To skutki wichury, jaka przeszła nad Tatrami w grudniu 2013 roku. Tymczasem docieramy do Wodogrzmotów Mickiewicza. To kilka kaskach na potoku Roztoka, aktualnie zamarzniętych. Słychać tylko szum wody spływającej gdzieś pod taflą lodu.
Tymczasem do Morskiego Oka zostało nam już 50 minut marszu. Idąc Doliną Rybiego Potoku poczuliśmy jak niska temperatura panuje w górach. Dodatkowy brak słońca, które o tej porze roku przechodzi nad horyzontem na tyle nisko, że jest schowane za szczytami potęgował odczucie zimna. Doszły nas informacje, iż na Palenicy Białczańskiej było tej nocy poniżej -30 stopni Celsjusza. Cały czas towarzyszył nam widok połamanych po wichurze drzew.
Droga do Polany Włosienica, dokąd dojeżdżają bryczki konne podwożące turystów, była sucha i czarna. Nie korzystaliśmy ze skrótów, którymi prowadzi czerwony szlak, gdyż te faktycznie były pokryte lodem. Szliśmy cały czas drogą. Jednak od polany krajobraz zmienił się całkowicie. Na drodze pojawiła się gruba warstwa lodu, otaczająca nas roślinność pokryta była grubą warstwą szronu. Każdy kolejny krok stawał się coraz mniej pewny. Założyliśmy więc gumowe nakładki z kolcami na buty, tzw. raczki i ruszyliśmy dalej. Początkowo nie mieliśmy zbytniego zaufania do tego wynalazku, ale już po chwili doceniliśmy jego skuteczność. Bez żadnych problemów doszliśmy do Schroniska nad Morskim Okiem.
To co zobaczyliśmy na miejscu przyprawiło nas o mały zawrót głowy. Euforia 😍! Morskie Oko było całkowicie zamarznięte - niby się tego spodziewaliśmy, ale chyba nie aż na taką skalę. Otaczające je szczyty w czarnym kolorze, delikatnie poprószone śniegiem nadawały całości trochę straszny, ale przepiękny efekt. Po grubej tafli Morskiego Oka można było przejść na przeciwległy brzeg.
Szczęśliwi, ale też zmarznięci poszliśmy do schroniska. Po posiłku, ogrzaniu się i obowiązkowym przybiciu pieczątek wyruszyliśmy w powrotną drogę. Przed nami kolejne 9 km marszu w mrozie, tym razem w dół.
Parametry wędrówki:
Długość 21 km.Czas przejścia 5:15 h.
Suma przewyższeń 549 m.
POZDRAWIAMY☺