Wędrówka od boudy do boudy.
Minęły już trzy tygodnie od
naszego powrotu z tegorocznych wakacji, które w całości spędziliśmy w Tatrach.
A to najwyższy czas żeby choć na trochę wrócić w góry. Może nie aż w najwyższe
polskie pasma, ale Karkonosze na weekend będą idealne. Rezerwujemy zatem
kwaterę w Jagniątkowie i w piątek po pracy ruszamy w drogę. Wybieramy tę
południową dzielnicę Jeleniej Góry, gdyż stamtąd mamy zaplanowaną wycieczkę.
Idealnie udaje nam się zarezerwować pokój tuż przy szlaku. Wieczorem dojeżdżamy
na miejsce. Budziki nastawiamy na godzinę 5 rano.
Sobota wita nas
świecącym za oknem słońcem. Pojawiają się pojedyncze chmurki. Jemy śniadanie i
jeszcze przed godziną 7 ruszamy na szlak. Wędrówkę rozpoczynamy przy szlakowskazie "Jagniątków pod Dębem", skąd idziemy w górę za znakami
szlaku koloru niebieskiego. Raz chodnikiem, raz asfaltem dochodzimy do granicy
Karkonoskiego Parku Narodowego. Tu znajduje się Żywy Bank Genów Jagniątków
Gospodarstwo Szkółkarskie Karkonoskiego Parku Narodowego. Wkraczamy na teren
parku narodowego.
Idziemy
cały czas niebieskim szlakiem, który nosi nazwę Koralowej Ścieżki. Według
podawanych informacji nazwa wywodzi się najprawdopodobniej od pomyłki
tłumacza, który słowo Goral (tak nazywano dawniej górali beskidzkich, którzy
zamieszkiwali te tereny) przetłumaczył jako Coral. I tak powstała Koralowa
Ścieżka.
Mijamy
rozdroże o nazwie Trzecia Droga i dochodzimy do Paciorków, czyli grupy skalnej,
z której powinniśmy mieć widok na Kotlinę Jeleniogórską. No właśnie... powinniśmy, jednak wyrośnięte
drzewa zasłaniają w dużej mierze krajobraz. Idziemy dalej, aż do szlakowskazu
na Rozdrożu pod Śmielcem. Tu na chwilę opuszczamy nasz niebieski szlak.
Skręcamy w lewo na Ścieżkę nad Reglami, którą prowadzi szlak koloru zielonego.
Po około 5-minutowym schodzeniu doprowadza nas on do Rozdroża pod Jaworem. To
dno Czarnego Kotła Śnieżnego, zwanego Jagniątkowskim. Nie jest on tak
spektakularny jak choćby Śnieżne Kotły, czy Kotły Małego i Wielkiego Stawu,
niemniej strome, skalne zbocza robią groźne wrażenie. Zimą często schodzą tu
lawiny oraz tworzą się nawisy śnieżne.
Wracamy
na górę do Rozdroża pod Śmielcem. Kontynuujemy dalej wędrówkę ponownie szlakiem
niebieskim, który po zachodniej krawędzi Czarnego Kotła doprowadza nas na
Czarną Przełęcz. Jesteśmy na wysokości 1350 m n.p.m. i jest to najwyżej
położone miejsce w czasie naszej dzisiejszej wycieczki.
Na przełęczy zaszło słońce,
naszły ciemne chmury i zaczął wiać dość silny i chłodny wiatr. Przekraczamy
biegnący tędy czerwony szlak, będący Głównym Szlakiem Sudeckim im. Mieczysława
Orłowicza i podążając dalej za niebieskimi znakami rozpoczynamy delikatne
schodzenie. Weszliśmy na terytorium naszych południowych sąsiadów, Czechów. W towarzystwie białych wełnianek wędrujemy w kierunku schroniska.
Po około 15 minutach dochodzimy do pierwszego dzisiaj na szlaku schroniska. To Martinova bouda, w której robimy krótką przerwę na odpoczynek i uzupełnienie kalorii. Oczywiście przybywa również pieczątka w naszych książeczkach GOT.
Schronisko
jest pięknie położone u stóp masywu Wielkiego Szyszaka, którego szczyt widać w
górze.
Ruszamy
w dalszą drogę. Wędrówkę kontynuujemy szlakiem niebieskim, równocześnie
towarzyszy nam szlak koloru zielonego. Szeroką drogą dojazdową do schroniska
dochodzimy na skrzyżowanie, gdzie szlak zielony prowadzi dalej prosto w dół, a
my odbijamy w lewo za znakami niebieskimi. Po chwili dochodzimy do rozległej
polany, na której znajduje się Bradlerovy bouda. To drugie schronisko, które
odwiedzamy aby podbić książeczki pamiątkową pieczątką.
Niezwłocznie idziemy dalej, teraz za znakami szlaku
koloru żółtego. Schodzimy dość stromo w dół po wyasfaltowanej drodze. Kilka
minut wędrówki i osiągamy kolejny budynek. To trzecie na naszej trasie
schronisko, Medvedi bouda. Tu planujemy coś zjeść. Podchodzimy do drzwi, które
są… zamknięte 😔.
Okazuje się, że w całości schronisko zostało zajęte przez kolonię i nie ma
możliwości zamówienia czegokolwiek ani do jedzenia, ani nawet do picia. Prosimy
zatem chociaż o możliwość przybicia pieczątki, która to prośba zostaje
spełniona i nie pozostaje nam nic innego jak ruszyć w dalszą drogę.
Obieramy za przewodnika
ponownie szlak koloru niebieskiego, choć nie jest to ten sam szlak, którym
szliśmy wcześniej. Początkowo schodzimy w dół, gdzie przekraczamy po drewnianym
mostku Medvedi potok, za którym ponownie rozpoczynamy delikatne wspinanie.
Lasem dochodzimy do szerokiej polany, na której stoi kilka budynków. To
Davidovy Boudy. Nie jest to schronisko, a apartamenty, które można wynająć i
zamieszkać niemal w sercu Karkonoszy. Tu nic ciepłego nie znajdziemy do
zjedzenia, więc po krótkim odpoczynku ruszamy dalej niebieskim szlakiem.
Idziemy teraz przez las, a
dokładniej przez jedno z karkonoskich torfowisk. Poprowadzono tędy drewniane
kładki, które umożliwiają pokonanie tego terenu. Z każdym krokiem powoli, ale
konsekwentnie zyskujemy na wysokości.
Po bokach kładki
dostrzegamy na źdźbłach trawy białe naloty. Przyglądamy się z bliska i wygląda
to jak kokon. Z informacji uzyskanych od Karkonoskiego Parku Narodowego
dowiadujemy się, że to kokony pieników. Te pluskwiaki tworzą je z odchodów,
które nadmuchują, a widoczną pianę tworzy zawarte w nich białko. Chronią w ten sposób
swoje larwy.
Szlak
niebieski wyprowadza nas na asfaltowej drodze dojazdowej do schroniska
Spindlerova bouda. Ostatni odcinek pokonujemy po asfalcie dochodząc na sporych
rozmiarów parking przed budynkiem. Znajdujemy się na Przełęczy Karkonoskiej, na
granicy polsko-czeskiej.
Spindlerova
bouda to nawet więcej niż schronisko, gdyż nad wejściem wisi napis „HOTEL”. Wchodzimy do środka z nadzieją
na ciepły w końcu posiłek. Wielki napis „RESTAURACJA”
zachęca do wejścia do środka. Mamy ochotę na prawdziwe czeskie knedliki. Siadamy
wygodnie przy stoliku, zamawiamy danie i… czekamy. Po pół godzinie… czekamy. Po
godzinie i zapytaniu dlaczego tak długo… czekamy. W końcu po ponad godzinie
otrzymujemy zamówione dania. Pani tłumaczy, że dużo ludzi i mała kuchnia, i yyy
– nie wie co więcej. Kuchnia może i mała, tego nie wiemy, ale czy ludzi dużo to
akurat widzimy, że nawet połowa stołów nie jest zajęta. Cóż, zjadamy co nam
podano i po prawie 2 godzinach możemy iść dalej. Wiemy, że więcej tu nie
wrócimy na jedzenie.
Podchodzimy
kawałek pod górę do widocznego nieco z lewej kolejnego budynku. To znajdujące
się polskiej stronie Schronisko Odrodzenie. W oddali dostrzegamy ogromny budynek Petrovej Boudy - tam zmierzamy.
W schronisku podbijamy
nasze książeczki GOT pieczątką, zakupujemy picie na dalszą drogę i kontynuujemy wycieczkę. Teraz wędrujemy Głównym Szlakiem Sudeckim wzdłuż granicy, którą wyznaczają nie tylko tradycyjne słupki, ale również znaki graniczne namalowane na kamieniach.
Równolegle ze szlakiem czerwonym towarzyszy nam również szlak zielony, za którym na rozdrożu Pod Petrovou Boudou
skręcamy w lewo.
Leśną
ścieżką, którą poprowadzono również ścieżkę edukacyjną poświęconą zwierzętom,
które możemy spotkać w Karkonoszach, dochodzimy na rozległą polanę z wieloma
budynkami. Odwiedzamy po kolei Moravska bouda, Dvorakova bouda i na koniec
Chata Spindler. Wszędzie udaje nam się przybić pieczątki na pamiątkę.
Za
nami rozpościera się przepiękna panorama na oba schroniska na Przełęczy
Karkonoskiej oraz górujący nad nimi szczyt Małego Szyszaka. Nieco z lewej w
oddali dostrzegamy charakterystyczny kształt Słonecznika, grupy skalnej w
okolicach Kotła Wielkiego Stawu.
Opuszczamy polanę z czeskimi
boudami i żółtym szlakiem prowadzącym wyasfaltowaną drogą dochodzimy do
ostatniego dzisiejszego schroniska. A właściwie to byłego schroniska, jakim
jest Petrova bouda, która po pożarze jest aktualnie w trakcie odbudowy.
Mijamy obiekt i
dochodzimy na granicę polsko-czeską. Tu wkraczamy na szlak koloru czarnego,
który ma nas sprowadzić na sam dół do Jagniątkowa.
Początkowo
dość wąską, zarośniętą leśną ścieżką dochodzimy do skrzyżowania szlaków na
Hutniczym Grzbiecie. To Bażynowe Skały. W lewo odbija szlak zielony, który Ścieżką nad Reglami
doprowadziłby nas na dno Czarnego Kotła, tam gdzie byliśmy rano. My
kontynuujemy zejście szlakiem czarnym. Z każdym krokiem ścieżka staje się coraz
szersza, aż zamienia się w leśną szeroką drogę. Szlak ten nosi nazwę Petrowka,
od czeskiego schroniska, do którego prowadzi.
Po
ponad godzinnym schodzeniu osiągamy granicę Karkonoskiego Parku Narodowego. Tuż
za nią wychodzimy na asfalt. Czarny szlak doprowadza nas do centrum
Jagniątkowa, gdzie spotykamy się ze szlakiem niebieskim, którym wędrowaliśmy
rano. Po drodze wstępujemy jeszcze do spotkanej po drodze kawiarni, gdzie
osładzamy sobie całodzienny trud pysznymi goframi i lodami... jogurtowymi 😁. Naprawdę pyszne 😋.
Odpoczywamy dłuższą chwilę w
położonej nad Potokiem Wrzosówka uroczej kawiarence, po czym wracamy do naszej
kwatery.
Według wskazań GPS przeszliśmy
dzisiaj blisko 26 kilometrów i pokonaliśmy niemal 1300 metrów przewyższeń. To jedna z najdłuższych naszych wycieczek górskich! Czas na zasłużony odpoczynek.
Po dniu spędzonym w
głównej mierze po czeskiej stronie naszła nas na koniec taka refleksja, że Czesi zbyt mocno
ucywilizowali Karkonosze. Do każdego schroniska jest droga dojazdowa,
najczęściej wyasfaltowana, przez co tracą one klimat górskiego miejsca. Wędruje
się często utwardzonymi drogami, a nie dzikimi, leśnymi ścieżkami. Całe
szczęście, że po polskiej stronie Karkonoszy pozostały jeszcze szlaki, na
których nie da się zapomnieć, że jesteśmy w górach 😉.
POZDRAWIAMY☺