sobota, 18 marca 2023

Wędrówka na Zamek Chojnik z pięknymi widokami

W dawnej posiadłości Schaffgotschów.

Choć kalendarzowo mamy jeszcze zimę, zapowiada się bardzo ciepły i słoneczny weekend. To pierwsza okazja w tym roku, by wyruszyć na iście wiosenną wędrówkę górską. Pewnie jeszcze będą mrozy i spadnie śnieg - w końcu stare, polskie przysłowie mówi „W marcu jak w garncu” – skupmy się jednak na pięknym dniu dzisiejszym.
Do Jeleniej Góry przyjechaliśmy wczoraj wieczorem. Dzisiaj ruszamy do Sobieszowa, części stolicy Karkonoszy usytuowanej u stóp Chojnika. To dawna wieś stanowiąca niegdyś własność arystokratycznego rodu Schaffgotschów. Stąd rozpoczniemy dzisiejszą karkonoską przygodę. A zaczynamy od spotkania z rogatym Bolkiem III, który stoi dumnie koło pętli autobusowej Jelenia Góra - Sobieszów.


Sobieszów to również aktualna siedziba Karkonoskiego Parku Narodowego. Choć nie została jeszcze oficjalnie otwarta, prace remontowe są już na ostatniej prostej. Ponadto mają tu swój początek szlaki piesze, które pokierują nas dzisiaj na wysokości. Na początek ruszamy za wskazaniami tego w kolorze niebieskim.


Zanim jednak zamienimy zabudowania miejskie na łono natury, zerkamy na usytuowany po lewej stronie Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa. To dawny zbór ewangelicki wybudowany w latach 1744 – 1745, współcześnie pełniący funkcję kościoła rzymskokatolickiego.


Gdy tylko miniemy ostatnie zabudowania Sobieszowa naszym oczom ukazują się pierwsze widoki. I to jakie! Zza drzew wyłonił się główny grzbiet Karkonoszy. Doskonale widoczny jest Czarny Kocioł Jagniątkowski ze szczytem Śmielca (1424 m n.p.m.) oraz kopulastego Wielkiego Szyszaka (1509 m n.p.m.). A gdy odwrócimy wzrok na lewo, zauważamy górujący nad nami szczyt góry Chojnik z malowniczymi ruinami zamku. Tam zmierzamy, choć niekoniecznie najkrótszą drogą 😁.




Trzymając się cały czas wskazań niebieskiego szlaku wspinamy się coraz wyżej. Jest bardzo przyjemnie ciepło, dodatkowo ogrzewa nas świecące słońce. Kurtki już dawno schowaliśmy w plecakach, dzisiaj w zupełności wystarczy polar. Ruchu praktycznie nie ma, mijają nas dosłownie pojedynczy turyści. Wszyscy idą jednak w przeciwną stronę.


Prowadzący stokami góry Sobiesz (622 m n.p.m.) szlak koloru niebieskiego nie jest zbyt widokowy. Wokół rosną wysokie drzewa, między którymi możemy dostrzec szczyt Chojnika. O tej porze roku zadanie jest nieco ułatwione, bo jeszcze nie ma na drzewach liści.


W pewnym momencie dochodzi nas dziwny dźwięk. Dziwny o tyle, że jakby głos ptaka, ale zupełnie nam nieznany. Taki całkiem inny niż dotychczas słyszane. Z każdym krokiem dźwięk staje się bardziej intensywny, aż w końcu dostrzegamy jego źródło. To sóweczka, najmniejszy przedstawiciel sów występujących w Polsce. Dostrzegamy ją wysoko na drzewie. Niestety jaskrawe niebo nie pozwala na szczegółowe przyjrzenie się. Dopiero w domu podczas przeglądania zdjęć okazało się, że nasza sóweczka trzymała w szponach zdobycz (to pewnie jej śniadanie 😆) i bacznie się nam przyglądała.



Jak to w górach bywa, im wyżej podchodzimy, tym lepsze widoki mamy. I nie inaczej jest tym razem. Co więcej, trafiamy na przecinkę, z której mamy wspaniałą panoramę na Karkonosze. I to nie tylko na położony najbliżej nas Zamek Chojnik, ale również na wiele charakterystycznych miejsc głównego grzbietu tego pasma górskiego. Jest i Królowa! Nadal pokryta warstwą śniegu Śnieżka (1603 m n.p.m.) to najwyższy szczyt Karkonoszy i całych Sudetów.









Zamek Chojnik to nasz cel na dzisiaj. Zaczynamy się jednak zastanawiać czy zdążymy dojść zanim go dzisiaj zamkną. To jednak nie zniechęca nas, by zabawić chwilę dłużej w tak pięknym widokowo miejscu, w jakim się aktualnie znajdujemy. Czas na przerwę.



Posileni jesteśmy gotowi do dalszej wędrówki. Szybko dochodzimy do krzyżówki naszego szlaku niebieskiego z dochodzącym z prawej, z Piechowic, szlakiem żółtym. Dalej za wspólnymi ich wskazaniami docieramy na Rozdroże pod Grzybowcem, zwane również Polaną na Grzybowcu. To miejsce już znamy z zeszłorocznej 👉wędrówki z Michałowic do Jagniątkowa.



Tu kończy się nasz niebieski szlak. W zamian mamy kolor zielony, który wraz z żółtym będzie nas dalej prowadził. Po asfalcie schodzimy w kierunku zabudowań Jagniątkowa, najwyżej położonej części Jeleniej Góry. A przed nami ponownie widoki. Znany już nam Czarny Kocioł Jagniątkowski, teraz jednak widziany z dużo bliższej odległości, oraz Śnieżne Kotły. A rozdzielają je szczyty Śmielca i Wielkiego Szyszaka.





Natomiast po naszej lewej stronie widoczna jest jeszcze Śnieżka, która jednak niebawem schowa się za grupą skalną zwaną Pielgrzymami.


W przeciwieństwie do wycieczki sprzed roku, dzisiaj naszym celem nie jest Jagniątków, z tego też powodu szybko rozstajemy się z żółtym szlakiem, podążając dalej za wskazaniami tego zielonego. Oznaczenie tego odcinka jest… jakby to ująć… co najmniej średnie. Na szczęście ciężko się zgubić. Wystarczy iść równolegle do widocznych z prawej w dole zabudowań. Tak dochodzimy do głównej ulicy Karkonoskiej i miejsca oznaczonego jako Jagniątków pod Dębem.


Skręcamy w prawo, schodząc z asfaltu. Przed nami podejście na szczyt Chojnika. Ruiny zamku niebawem wyłaniają się ponad naszymi głowami. W wędrówce trzymamy się szlaku koloru zielonego. Przez chwilę towarzyszył nam również szlak niebieski, jednak szybko odbił w kierunku Zachełmia. Idąc zboczami góry Żar (685 m n.p.m.) ponownie spotykamy kilku turystów. Ale zaraz, zaraz?! My się skądś znamy! Mijaliśmy się już przecież na niebieskim szlaku z Sobieszowa na Polanę na Grzybowcu. Jak widać nie tylko my robimy pętlę. Za to tylko my w tym kierunku.
Docieramy do Głazowiska usytuowanego u podnóży Chojnika. Stąd można iść dalej na szczyt za wskazaniem szlaku czerwonego, który prowadzi wygodną, brukowaną drogą lub dużo ciekawszym i bardziej urozmaiconym szlakiem zielonym. My oczywiście wybieramy to drugie rozwiązanie.




Piekielna Dolina, bo tak nazywa się to miejsce, szybko utwierdza nas w przekonaniu o właściwym wyborze. Tu jest niezwykle malowniczo! I wciąż daleko tylko na zamek, który nadal wydaje się wysoko nad nami 😆.





Zielony szlak doprowadza nas na Przełęcz Żarską. Tu zmieniamy kolor szlaku na żółty i czarny, i dalej za ich wspólnymi wskazaniami pokonujemy ostatni etap wędrówki na Zamek Chojnik.




Zamek zdobywamy z zapasem czasu na jego szybkie obejście. Nie ma jednak co ukrywać, że najbardziej interesuje nas wieża widokowa. I to w jej kierunku zmierzamy na początek. A nieco dokładniej 👉obeszliśmy go w 2010 roku i to musi póki co wystarczyć 😁.



Jak było widać już ze szlaku, zamek znajduje się na szczycie góry Chojnik o wysokości 624 metry nad poziomem morza. Wzniesiony został w XIV wieku przez księcia świdnicko-jaworskiego Bolka II. Nieco później zamek stał się własnością arystokratycznego rodu Schaffgotschów, któremu zawdzięczamy jego dalszą rozbudowę. Niestety w 1675 roku, w wyniku uderzenia pioruna, zamek spłonął, pozostając po dzień dzisiejszy ruiną. To taka najkrótsza historia tej murowanej warowni. Idziemy na wieżę.





Choć pierwsze widoki pojawiają się tuż przed wejściem do wieży, nas interesuje pełna panorama z samej góry. A jest ona przepiękna!



Wieża Zamku Chojnik to punkt widokowy nie tylko na góry, ale również na całe, majestatyczne ruiny samej warowni. Z tej perspektywy możemy zobaczyć je w całości.


No ale niewątpliwie widoki gór są tu najpiękniejsze. Zanim jednak obrócimy się w stronę Karkonoszy, zerkamy na niższe Rudawy Janowickie.




Widokiem na śnieżnobiałą Kaplicę św. Anny na stokach góry Grabowiec przechodzimy wzrokiem w Karkonosze. Doskonale pamiętamy jak 👉spod kaplicy patrzyliśmy na Chojnik, dzisiaj mamy widok odwrotny.


A na prawo od Kaplicy św. Anny szczyt najwyższej w Karkonoszach Śnieżki i sąsiadującej z nią Czarnej Kopy. Widoczne są również grupy skalne Pielgrzymy i Słonecznik.




Odwracając wzrok bardziej na prawo od Śnieżki, dostrzegamy miejsca doskonale nam już dzisiaj znane. To fragment Karkonoszy od szczytu Śmielca, po Śnieżne Kotły. Tu jednak widok jest nieco szerszy, bo sięgający aż do Szrenicy (1361 m n.p.m.).





A patrząc jeszcze bardziej na prawo widoczne są Góry Izerskie. Najłatwiejszy do zlokalizowania jest szczyt Wysokiego Kamienia (1058 m n.p.m.), bo z charakterystyczną kamienną wieżą widokową. Dobrze widoczna jest również Czarna Góra (964 m n.p.m.) oraz nieco schowany szczyt Stogu Izerskiego (1108 m n.p.m.).



A te gęste zabudowania najbliżej nas to Sobieszów. Dobrze widać stąd budynki pałacowe, w których swoją siedzibę znalazł Karkonoski Park Narodowy.



Za to w oddali wieżowce jeleniogórskiego Zabobrza. Widoczny jest nawet Krzyż Millenijny, pod który w ubiegłym roku 👉wjechaliśmy rowerem.


Opuszczamy taras widokowy na szczycie Zamku Chojnik. Do zamknięcia pozostało jeszcze trochę czasu, który postanawiamy wykorzystać na zajrzenie tu i tam. Na pewno warto bliżej przyjrzeć się pręgierzowi. Ten pochodzący z 1410 roku element zamkowego dziedzińca jest najstarszym tego typu zabytkiem w Polsce.




Jeszcze ostatni rzut oka na pusty już dziedziniec zamkowy i opuszczamy mury warowni. Brama za nami się zamyka, koniec zwiedzania.



Żegnamy się z ruinami Zamku Chojnik, do których wróciliśmy po niemal 13 latach (jak szybko ten czas leci 😱) i zgodnie z przebiegiem czarnego szlaku rozpoczynamy zejście ze szczytu. Początkowo towarzyszy nam również szlak koloru czerwonego. Oba prowadzą wygodnie wybrukowaną drogą dojazdową na zamek. Tak dochodzimy do niezwykle ciekawej skały przypominającej swym wyglądem grzyb. I nie inaczej została też nazwana – Skalny Grzyb.



Koło Skalnego Grzyba schodzimy z wygodnej drogi w prawo, rozstając się ze szlakiem czerwonym. Dalej prowadzi nas już tylko kolor czarny. A dlaczego obraliśmy mniej wygodną drogę? A no dlatego, bo chcemy jeszcze odwiedzić jaskinię.
Tak! W skałach góry Chojnik znajduje się najprawdziwsza jaskinia. Co więcej, to najdłuższa jaskinia szczelinowa w całych Karkonoszach. Mijamy Zbójeckie Skały, z drugiej strony których mamy wejście do podziemi.


Marta postanawia pierwsza zbadać jaskiniowe wnętrza. Szybko zakłada czołówkę i nie patrząc na nic rusza w głąb 😁. Po dojściu do końca wraca tym samym korytarzem.


Teraz moja kolej. Czołówka na głowę i ruszam! Po dojściu do końca jaskini, podnoszę głowę szukając drugiego wejścia. Odnajduję takowe kilka metrów nad sobą. Postanawiam wspiąć się po skałach. I nawet mi się to udaje, przez co wychodzę z powrotem na szczycie Zbójeckich Skał. Do Marty wracam czarnym szlakiem, z zupełnie innej strony niż się mnie spodziewała.




Ruszamy dalej. Przed nami ostatni etap zejścia do Sobieszowa. Ostatecznie dochodzimy z powrotem na parking, skąd wracamy do naszej kwatery. Tak kończy się ten niezwykle przyjemny dzień. Oby wiosna została już z nami na dobre 😉.



POZDRAWIAMY