sobota, 12 lutego 2022

Ze Szrenicy na Śnieżne Kotły i zejście przez Schronisko pod Łabskim Szczytem

Oszroniona Szrenica.

Ostatnie tygodnie nie rozpieszczały nas pogodowo. O ile nie można powiedzieć, że było zimno, gdyż jak na tę porę roku temperatury powyżej zera (często sięgające nawet +10 stopni Celsjusza) to niezwykle wysoki wynik, o tyle dominowało niemal ciągłe zachmurzenie. Często padał deszcz (a w górach zapewne śnieg), a dodatkowo zimno potęgował intensywny, wręcz porywisty wiatr. Jak to się mówi – szaro, buro i ponuro. Słońce to już zapomnieliśmy jak wygląda 😕.
Na szczęście pojawiła się nadzieja i przysłowiowe światełko w tunelu. Pogoda ma się zdecydowanie poprawić. I to na weekend! Bez większego zastanawiania się podejmujemy decyzję o wyjeździe w góry. Perspektywa bezchmurnego nieba i braku wiatru (!), przynajmniej w sobotę, pcha nas na południe Polski. Tym sposobem w piątek po pracy ruszamy w drogę i wieczorową porą meldujemy się w naszej jeleniogórskiej kwaterze.
Sobotni poranek, zgodnie z zapowiedziami synoptyków, wita nas pięknym, bezchmurnym wschodem słońca. Temperatura delikatnie poniżej zera, zero wiatru - dzień zapowiada się cudownie. Ruszamy więc na wędrówkę górską. Kierunek Szklarska Poręba.
Droga z Jeleniej Góry do Szklarskiej Poręby mija bez większych przygód. Płynny przejazd w niemal wiosennej aurze. Tłoczno zaczyna się robić dopiero na serpentynach tuż przed Szklarską Porębą. Wokół zrobiło się biało, droga pokryta jest delikatnym szronem… może to jest powodem spowolnienia ruchu?!
Szybko okazuje się jednak, że nie zmiana warunków drogowych, a ciągle trwające ferie i piękna pogoda skusiła nie tylko nas do wyjścia do domu. Na szczęście nie stoimy w miejscu, ale konsekwentnie posuwamy się naprzód. Może powoli, ale jednak jedziemy. Dojeżdżamy na ulicę Uroczą w pobliże wyciągu krzesełkowego na Szrenicę, gdzie na parkingu miejskim zostawiamy samochód. Opłaty za parkowanie możemy dokonać w parkometrze. I tu pojawia się problem, gdyż urządzenie przyjmuje jedynie bilon, a bilet dobowy kosztuje… 50 zł 😱. Przygotowaliśmy się na konieczność płatności monetami, jednak nie spodziewaliśmy się w ogóle tak wysokiej ceny za dobę! Aż tyle bilonu nie mamy. Na szczęście z pomocą przychodzi aplikacja, za pomocą której dokonujemy zapłaty za postój, a za szybą samochodu zostawiamy jedynie karteczkę z napisem „moBiLET”. Możemy w końcu ruszyć na szlak. Trochę czasu uciekło na korki i walkę z parkometrem, a przed nami do zrealizowania dość ambitny plan.
Ruszamy w górę ulicy Uroczej, przechodząc koło Skałek Marianki. To wysoka na około 8 metrów grupa skalna z umieszoną na niej w 1970 roku tablicą, upamiętniająca 25-lecie powrotu Dolnego Śląska do Macierzy.



Tuż za skałkami znajduje się dolna stacja wyciągu krzesełkowego na Szrenicę i… długa kolejka oczekujących do kasy. Stajemy na końcu ogonka.
Na szczęście ludzie powoli, ale jednak przesuwają się w kierunku okienka kasy i po około pół godzinie zakupujemy bilety wjazdowe na Szrenicę. Idziemy na wyciąg.
Tu na szczęście zatorów już nie ma, każdy siada na kolejnym krzesełku i już bez marnowania czasu pniemy się w górę. Po chwili dostrzegamy w górze Końskie Łby, grupę skalną na zboczu Szrenicy. Jest cała oszroniona, co zapowiada cudowne widoki. Jedziemy!





Mniej więcej w połowie trasy przesiadka z wyciągu Szrenica I na Szrenica II. Krzesełka tego drugiego zjeżdżają pokryte warstwą szronu, co dodatkowo ziębi w siedzenie. Przed nami ostatni etap wjazdu, a im wyżej się znajdujemy tym wokół robi się coraz piękniej. Co pewien czas spoglądamy w lewo, gdyż tam w oddali widzimy nasz pierwszy cel wędrówki.







W końcu docieramy do górnej stacji wyciągu. Znajdujemy się tuż pod szczytem wysokiej na 1361 metrów Szrenicy, pośrodku przepięknej białej krainy. Idziemy w kierunku widocznego w górze budynku schroniska.



Ostatnie podejście wiedzie niemal w białym tunelu. Tuż za nim stajemy przed cudownie oszronionym obliczem Schroniska Szrenica. Wchodzimy do środka ogrzać się po siedzeniu na wyciągu, a przy okazji zjeść drugie śniadanie.



W schronisku zrobiło nam się przyjemnie ciepło, ale czas nagli. Trzeba w końcu ruszyć na zaplanowany szlak. Wychodzimy na zewnątrz i obchodzimy pięknie pobielony budynek. Zgodnie z nazwą Szrenica jest oszroniona. I to jak 😍.




W oddali rzuca nam się w oczy Jested, bardzo charakterystyczny szczyt z wieżą telewizyjną. Oj, jak było ciepło i zielono 👉w lipcu ubiegłego roku, jak go zdobywaliśmy.



Podchodzimy na punkt widokowy na szczycie Szrenicy, z którego doskonale widać pierwszy cel naszej dzisiejszej wędrówki - budynek Stacji RTV nad Śnieżnymi Kotłami. Silne podmuchy zimnego wiatru, unoszące lodowe drobiny zniechęcają do dłuższego podziwiania widoków. Szybko opuszczamy punkt widokowy i ruszamy w stronę widzianych Śnieżnych Kotłów.


Schodzimy w kierunku czerwonego Głównego Szlaku Sudeckiego. Choć to krótki odcinek, zajmuje nam trochę czasu. Co i rusz przystajemy, oglądamy się za siebie, podziwiając wspaniałe krajobrazy. A wokół nas pełno śnieżnych stworów 😄. Choć znamy te widoki z 👉zimowej wędrówki w 2016 roku, to dzisiaj są one zupełnie inne… jakby bardziej zimowe 😉.













Osiągamy w końcu szlak czerwony, a dokładnie rzecz ujmując drewniane tyczki określające jego przebieg. Za ich wskazaniami, mijając skrzyżowanie ze szlakiem żółtym (do Voseckiej boudy po czeskiej stronie) oraz zielonym (do Schroniska pod Łabskim Szczytem), dochodzimy niebawem do grupy skalnej Twarożnik. Dzisiaj to trzeba wiedzieć, że są to skały, gdyż pokrywa je gruba warstwa zmrożonego śniegu.






Ruszamy dalej wzdłuż wystających spod śniegu tyczek. Szlak pokryty jest kopnym śniegiem, co utrudnia poruszanie się. Na szczęście nieco ulgi przynoszą miejsca, gdzie podłoże jest ubite i nic nie zapada się pod nami. Z każdym krokiem zbliżamy się do Śnieżnych Kotłów, podczas gdy Szrenica robi się coraz mniejsza, pozostając coraz dalej w tyle.






Dochodzimy do Czeskiej Budki. To skrzyżowanie szlaków, naszego czerwonego z żółtym odbijającym na czeską stronę oraz niebieskim prowadzącym w linii prostej w dół do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Tabliczka jest widoczna, ale to co wokół niej robi ogromne wrażenie.


Idziemy dalej i po prawej dostrzegamy schowane w dole czeskie schronisko Labska bouda. To jeden z tak zwanych molochów, średnio wpisujących się w górski klimat. Odwiedziliśmy je w październiku 2019 roku, podczas 👉wędrówki do Źródeł Łaby i Wodospadu Panczawskiego.




A przed nami wyłonił się Łabski Szczyt (1470 m n.p.m.). Szlak nie przebiega przez jego wierzchołek, omijając go po południowych stokach.



Przed nami niewielkie zejście z Łabskiego Szczytu, po czym ponownie zaczniemy nabierać wysokości wdrapując się na Śnieżne Kotły. Po drodze dobiega do nas jeszcze z lewej szlak żółty, prowadzący północnymi stokami Łabskiego Szczytu do Schroniska pod Łabskim Szczytem. O tej porze roku jest on zamknięty ze względu na zagrożenie lawinowe. A na prawo w dole cały czas widoczna czeska Labska bouda.





Nieco zmęczeni walką z sypkim śniegiem dochodzimy do Śnieżnych Kotłów. Stojący tu budynek Stacji RTV, podobnie jak Schronisko Szrenica, pokryty jest białym nalotem. Takiego jeszcze go nie znamy. Jak byliśmy tu zimą 6 lat temu, krajobraz nie przypominał dzisiejszej sielanki. Wówczas mieliśmy śnieżycę, wiał porywisty wiatr, a widoki ograniczały się jedynie do najbliższego otoczenia.


Dzisiaj za to wiatr nam nie doskwiera, świeci piękne słońce i nawet nie jest jakoś zimno 😎. No i te widoki… nie ma co pisać, to trzeba zobaczyć 😍. Tylko uwaga ❗❗ Zachowujemy wielką ostrożność i nie zbliżamy się do krawędzi kotła. Zalegają tam potężne i bardzo niebezpieczne nawisy śnieżne, które w każdej chwili mogą zsunąć się w dół wywołując śmiercionośne lawiny.








Szlak czerwony wiedzie dalej północnymi stokami Wielkiego Szyszaka (1509 m n.p.m.). Ale mamy zimę i tu sytuacja wygląda nieco inaczej. Z racji zagrożenia lawinowego wytyczono zimowe obejście prowadzące południowymi zboczami tegoż szczytu. Planowaliśmy pierwotnie dalszą wędrówkę właśnie w tym kierunku, jednak z racji porannych opóźnień (korki, parkometr i kolejka do kasy) oraz nieco wolniejszego marszu spowodowanego sypkim śniegiem, rezygnujemy z tego pomysłu. Boimy się, że dalej z racji mniejszego ruchu możemy jeszcze bardziej się zapadać. Czekają co prawda w gotowości do użycia raki, ale dzisiaj bardziej przydałyby się rakiety. Postanawiamy wrócić do Czeskiej Budki, skąd niebieskim szlakiem zejdziemy do Schroniska pod Łabskim Szczytem i dalej do Szklarskiej Poręby. Ale skoro skróciliśmy sobie plan na dzisiaj, to mamy trochę czasu na mały biwak. I to w jakich cudownych okolicznościach przyrody 😄.


Posileni ruszamy w drogę powrotną. Ponownie schodzimy nieco w dół, by po chwili wspinać się stokami Łabskiego Szczytu. W oddali rzuca nam się w oczy szczyt Wysokiego Kamienia w Górach Izerskich. Od wielu lat powstaje tam kamienna wieża widokowa, z której rozpościerał się będzie przepiękny widok na Karkonosze. Zapowiedź tego 👉widzieliśmy w kwietniu ubiegłego roku.



Zostawiamy w tyle Śnieżne Kotły. Przed nami w oddali szczyt Szrenicy, jednak nie tam wracamy.






Mijamy południową stroną Łabski Szczyt i dochodzimy do krzyżówki z niebieskim szlakiem. To znana już nam Czeska Budka okryta potężną, śnieżną czapą. Skręcamy w prawo.


Szlak niebieski to najkrótsze i najszybsze zejście do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Ma jednak jedną wadę – jest bardzo strome. Na szczęście głęboki i sypki śnieg idealnie amortyzuje każdy kolejny krok, dzięki czemu nie odczuwamy stromizny tego zejścia. Co pewien czas przystajemy, by obejrzeć się dookoła. Z lewej widoczna jest Szrenica, za nami słońce chowa się powoli za górski grzbiet, a wokół nas kolejne białe stwory. Za to w dole doskonale widoczny budynek schroniska.










W kilka minut dochodzimy niebieskim szlakiem do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Wejście, które znamy jest zamknięte, należy udać się z drugiej strony budynku do wejścia zimowego.


W schronisku jest przyjemnie ciepło. Wnętrze wypełnia spory gwar, co zwiastuje sporą liczbę ludzi. Nie znajdujemy wolnego stolika więc zadowalamy się miejscem w korytarzu. Na rozgrzewkę kupujemy po talerzu pysznego żurku.
W korytarzu dobiega nas rozmowa dwóch panów, z których jeden, podobnie jak my, przed chwilą dotarł do schroniska, ale w odróżnieniu od nas przyszedł z dołu, ze Szklarskiej Poręby. Okazuje się, że dwie godziny szukał wolnego miejsca parkingowego 😱. A to oznacza, że my rano nie mieliśmy jeszcze tak najgorzej. Za to strach się bać jak będzie wyglądał powrót 😕.
Póki co jednak nie ma sensu się zadręczać. Co ma być to będzie, teraz już nic nie zmienimy. Najedzeni i wygrzani ubieramy z powrotem nasze kurtki, opuszczamy ciepłe wnętrze schroniska i kontynuujemy schodzenie. Szok przychodzi w momencie otwarcia drzwi. W czasie gdy sobie przyjemnie spędzaliśmy czas w ciepłym wnętrzu, na zewnątrz rozpętała się mała zamieć. Wiatr przybrał na sile wznosząc w powietrze suche drobinki śniegu. To chyba już przedsmak intensywnego wiatru, jaki zapowiadany jest na dzień jutrzejszy.



Wytyczonym tyczkami zimowym zejściem, zapadając się w głębokim śniegu dochodzimy do ubitej drogi dojazdowej do schroniska. Tu jest zdecydowanie przyjemniej. Drzewa ochraniają od wiatru i unoszonych przez niego lodowych szpilek. Za przewodnika obieramy szlak koloru żółtego.


Po prawej mijamy oświetlone ostatnimi promieniami słońca Kukułcze Skały. Dalej znajdujemy się już na tyle nisko, że słońce nas nie dosięga. Za to niezmiennie towarzyszą nam pięknie przybielone drzewa.




Dochodzimy do punktu zwanego Starą Drogą. Tu rozpoczyna swój bieg szlak koloru zielonego, za którego wskazaniami będziemy kontynuować naszą wędrówkę. Co więcej, dalej szlakiem żółtym i tak nie możemy iść, gdyż jest zamknięty ze względu na zrywkę drewna. Choć jak widzimy wielu osobom taki zakaz nie przeszkadza.


Odbijamy więc w lewo. Wygodną leśną drogą dochodzimy do pierwszej nartostrady. Z uwagą przekraczamy ją w poprzek, by po chwili znaleźć się na kolejnej, tuż przed stacją przesiadkową wyciągu krzesełkowego na Szrenicę.


Przy kamieniu z prawej strony szlaku dostrzegamy metalowy krzyż. Nie ma tu żadnej tabliczki ani innej informacji (chyba, że schowana pod śniegiem). W internecie też niczego nie możemy się doszukać. Krzyż pozostanie więc póki co zagadką.


Mijamy zamknięte już o tej porze szrenickie wyciągi i kolejną nartostradę. Dalej nad naszymi głowami pojawiają się ponownie liny. Tym razem to wygodne kanapy wyciągu Karkonosz Express. Przypominamy sobie jak 👉zjeżdżaliśmy nim wymęczeni wiatrem w lutym 2016 roku. Uratował nas wtedy od pieszego schodzenia ze Szrenicy, gdyż wyciąg krzesełkowy zamknięto z uwagi na złe warunki atmosferyczne.
Zielony szlak doprowadza nas do krzyżówki ze szlakiem koloru czarnego. Za wskazaniami tego drugiego skręcamy w prawo, w dół. Wędrujemy teraz wzdłuż wód potoku Kamieńczyk. Przekraczamy go wygodnie mostkiem, który jeszcze się trzyma, ale woła już o remont. 
Nieco dalej przechodzimy przez jeden z dopływów Kamieńczyka, potok Świetlik. Tutaj mostu nie ma, ale bystro płynącą wodę da się pokonać po kamieniach. Tylko trzeba uważać, bo są pokryte lodem i tym samym bardzo śliskie.


Szlak czarny wyprowadza nas w miejscu, od którego zaczęła się rano nasza wycieczka. Znowu znajdujemy się przy dolnej stacji wyciągu krzesełkowego na Szrenicę. Odbijamy w ulicę Uroczą, by dojść na parking do samochodu. Z tej perspektywy dostrzegamy kozę i kozła, które stoją na szczycie Skałek Marianki. Jak odczytujemy na tablicy, to rzeźby z cyklu „Sztuka w plenerze” autorstwa Marka Parceja. Koza o wysokości 86 centymetrów wykonana została z czerwonej gliny, zaś o 3 centymetry wyższy kozioł z gliny żółtej.



Na parkingu okazuje się, że jesteśmy jednymi z ostatnich. Może więc powrót nie będzie taki najgorszy? Ruszamy w drogę powrotną. Niestety szybko okazuje się, że o ile na parkingu już pusto, o tyle cały ruch przeniósł się do centrum Szklarskiej Poręby, które stanęło w korkach. Ślimaczym tempem pokonujemy wąskie uliczki, aż dojeżdżamy w końcu do drogi krajowej nr 3, którą już zdecydowanie szybciej mkniemy w kierunku Jeleniej Góry.
Za nami pięknie spędzony dzień. Tak cudownych widoków na pewno długo nie zapomnimy! Przed nami już tylko odpoczynek i ułożenie planu na dzień jutrzejszy.


 POZDRAWIAMY