Oszroniona Szrenica.
Ostatnie tygodnie nie
rozpieszczały nas pogodowo. O ile nie można powiedzieć, że było zimno, gdyż jak
na tę porę roku temperatury powyżej zera (często sięgające nawet +10 stopni
Celsjusza) to niezwykle wysoki wynik, o tyle dominowało niemal ciągłe
zachmurzenie. Często padał deszcz (a w górach zapewne śnieg), a dodatkowo zimno
potęgował intensywny, wręcz porywisty wiatr. Jak to się mówi – szaro, buro i ponuro. Słońce to
już zapomnieliśmy jak wygląda 😕.
Na szczęście pojawiła się
nadzieja i przysłowiowe światełko w tunelu. Pogoda ma się zdecydowanie
poprawić. I to na weekend! Bez większego zastanawiania się podejmujemy decyzję
o wyjeździe w góry. Perspektywa bezchmurnego nieba i braku wiatru (!),
przynajmniej w sobotę, pcha nas na południe Polski. Tym sposobem w piątek po
pracy ruszamy w drogę i wieczorową porą meldujemy się w naszej jeleniogórskiej
kwaterze.
Sobotni poranek, zgodnie z
zapowiedziami synoptyków, wita nas pięknym, bezchmurnym wschodem słońca.
Temperatura delikatnie poniżej zera, zero wiatru - dzień zapowiada się
cudownie. Ruszamy więc na wędrówkę górską. Kierunek Szklarska Poręba.
Droga z Jeleniej Góry do
Szklarskiej Poręby mija bez większych przygód. Płynny przejazd w niemal
wiosennej aurze. Tłoczno zaczyna się robić dopiero na serpentynach tuż przed
Szklarską Porębą. Wokół zrobiło się biało, droga pokryta jest delikatnym
szronem… może to jest powodem spowolnienia ruchu?!
Szybko okazuje się jednak, że
nie zmiana warunków drogowych, a ciągle trwające ferie i piękna pogoda skusiła nie tylko nas do wyjścia do domu. Na szczęście nie stoimy w miejscu, ale konsekwentnie posuwamy się naprzód. Może powoli, ale jednak jedziemy. Dojeżdżamy na ulicę Uroczą w pobliże wyciągu
krzesełkowego na Szrenicę, gdzie na parkingu miejskim zostawiamy samochód.
Opłaty za parkowanie możemy dokonać w parkometrze. I tu pojawia się problem,
gdyż urządzenie przyjmuje jedynie bilon, a bilet dobowy kosztuje… 50 zł 😱.
Przygotowaliśmy się na konieczność płatności monetami, jednak nie
spodziewaliśmy się w ogóle tak wysokiej ceny za dobę! Aż tyle bilonu nie mamy.
Na szczęście z pomocą przychodzi aplikacja, za pomocą której dokonujemy zapłaty
za postój, a za szybą samochodu zostawiamy jedynie karteczkę z napisem
„moBiLET”. Możemy w końcu ruszyć na szlak. Trochę czasu uciekło na korki i
walkę z parkometrem, a przed nami do zrealizowania dość ambitny plan.
Ruszamy w górę ulicy
Uroczej, przechodząc koło Skałek Marianki. To wysoka na około 8 metrów grupa
skalna z umieszoną na niej w 1970 roku tablicą, upamiętniająca 25-lecie powrotu
Dolnego Śląska do Macierzy.
Tuż za skałkami znajduje się
dolna stacja wyciągu krzesełkowego na Szrenicę i… długa kolejka oczekujących do
kasy. Stajemy na końcu ogonka.
Na szczęście ludzie powoli,
ale jednak przesuwają się w kierunku okienka kasy i po około pół godzinie
zakupujemy bilety wjazdowe na Szrenicę. Idziemy na wyciąg.
Tu na szczęście zatorów
już nie ma, każdy siada na kolejnym krzesełku i już bez marnowania czasu pniemy
się w górę. Po chwili dostrzegamy w górze Końskie Łby, grupę skalną na zboczu
Szrenicy. Jest cała oszroniona, co zapowiada cudowne widoki. Jedziemy!
Mniej
więcej w połowie trasy przesiadka z wyciągu Szrenica I na Szrenica II.
Krzesełka tego drugiego zjeżdżają pokryte warstwą szronu, co dodatkowo ziębi w
siedzenie. Przed nami ostatni etap wjazdu, a im wyżej się znajdujemy tym wokół
robi się coraz piękniej. Co pewien czas spoglądamy w lewo, gdyż tam w oddali widzimy nasz pierwszy cel wędrówki.
W
końcu docieramy do górnej stacji wyciągu. Znajdujemy się tuż pod szczytem
wysokiej na 1361 metrów Szrenicy, pośrodku przepięknej białej krainy. Idziemy w
kierunku widocznego w górze budynku schroniska.
Ostatnie
podejście wiedzie niemal w białym tunelu. Tuż za nim stajemy przed cudownie
oszronionym obliczem Schroniska Szrenica. Wchodzimy do środka ogrzać się po
siedzeniu na wyciągu, a przy okazji zjeść drugie śniadanie.
W
schronisku zrobiło nam się przyjemnie ciepło, ale czas nagli. Trzeba w końcu
ruszyć na zaplanowany szlak. Wychodzimy na zewnątrz i obchodzimy pięknie pobielony
budynek. Zgodnie z nazwą Szrenica jest oszroniona. I to jak 😍.
W oddali rzuca nam się w oczy Jested, bardzo charakterystyczny szczyt z wieżą telewizyjną. Oj, jak było ciepło i zielono 👉w lipcu ubiegłego roku, jak go zdobywaliśmy.
Podchodzimy
na punkt widokowy na szczycie Szrenicy, z którego doskonale widać pierwszy cel
naszej dzisiejszej wędrówki - budynek Stacji RTV nad Śnieżnymi Kotłami. Silne
podmuchy zimnego wiatru, unoszące lodowe drobiny zniechęcają do dłuższego
podziwiania widoków. Szybko opuszczamy punkt widokowy i ruszamy w stronę widzianych Śnieżnych
Kotłów.
Schodzimy
w kierunku czerwonego Głównego Szlaku Sudeckiego. Choć to krótki odcinek, zajmuje
nam trochę czasu. Co i rusz przystajemy, oglądamy się za siebie, podziwiając
wspaniałe krajobrazy. A wokół nas pełno śnieżnych stworów 😄. Choć znamy te
widoki z 👉zimowej wędrówki w 2016 roku, to dzisiaj są one zupełnie inne… jakby
bardziej zimowe 😉.
Osiągamy
w końcu szlak czerwony, a dokładnie rzecz ujmując drewniane tyczki określające
jego przebieg. Za ich wskazaniami, mijając skrzyżowanie ze szlakiem żółtym (do
Voseckiej boudy po czeskiej stronie) oraz zielonym (do Schroniska pod Łabskim
Szczytem), dochodzimy niebawem do grupy skalnej Twarożnik. Dzisiaj to trzeba
wiedzieć, że są to skały, gdyż pokrywa je gruba warstwa zmrożonego śniegu.
Ruszamy
dalej wzdłuż wystających spod śniegu tyczek. Szlak pokryty jest kopnym
śniegiem, co utrudnia poruszanie się. Na szczęście nieco ulgi przynoszą
miejsca, gdzie podłoże jest ubite i nic nie zapada się pod nami. Z każdym
krokiem zbliżamy się do Śnieżnych Kotłów, podczas gdy Szrenica robi się coraz
mniejsza, pozostając coraz dalej w tyle.
Dochodzimy
do Czeskiej Budki. To skrzyżowanie szlaków, naszego czerwonego z żółtym
odbijającym na czeską stronę oraz niebieskim prowadzącym w linii prostej w dół
do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Tabliczka jest widoczna, ale to co wokół
niej robi ogromne wrażenie.
Idziemy dalej i po
prawej dostrzegamy schowane w dole czeskie schronisko Labska bouda. To jeden z
tak zwanych molochów, średnio wpisujących się w górski klimat. Odwiedziliśmy je
w październiku 2019 roku, podczas 👉wędrówki do Źródeł Łaby i Wodospadu Panczawskiego.
A przed
nami wyłonił się Łabski Szczyt (1470 m n.p.m.). Szlak nie przebiega przez jego
wierzchołek, omijając go po południowych stokach.
Przed
nami niewielkie zejście z Łabskiego Szczytu, po czym ponownie zaczniemy
nabierać wysokości wdrapując się na Śnieżne Kotły. Po drodze dobiega do nas
jeszcze z lewej szlak żółty, prowadzący północnymi stokami Łabskiego Szczytu do
Schroniska pod Łabskim Szczytem. O tej porze roku jest on zamknięty ze względu
na zagrożenie lawinowe. A na prawo w dole cały czas widoczna czeska Labska bouda.
Nieco
zmęczeni walką z sypkim śniegiem dochodzimy do Śnieżnych Kotłów. Stojący tu
budynek Stacji RTV, podobnie jak Schronisko Szrenica, pokryty jest białym nalotem. Takiego jeszcze go nie znamy. Jak byliśmy tu zimą 6 lat temu,
krajobraz nie przypominał dzisiejszej sielanki. Wówczas mieliśmy śnieżycę, wiał
porywisty wiatr, a widoki ograniczały się jedynie do najbliższego otoczenia.
Dzisiaj
za to wiatr nam nie doskwiera, świeci piękne słońce i nawet nie jest jakoś
zimno 😎. No i te widoki… nie ma co pisać, to trzeba zobaczyć 😍.
Tylko uwaga ❗❗ Zachowujemy wielką ostrożność i nie zbliżamy się do krawędzi
kotła. Zalegają tam potężne i bardzo niebezpieczne nawisy śnieżne, które w
każdej chwili mogą zsunąć się w dół wywołując śmiercionośne lawiny.
Szlak
czerwony wiedzie dalej północnymi stokami Wielkiego
Szyszaka (1509 m n.p.m.). Ale mamy zimę i tu sytuacja wygląda nieco inaczej. Z
racji zagrożenia lawinowego wytyczono zimowe obejście prowadzące południowymi
zboczami tegoż szczytu. Planowaliśmy pierwotnie dalszą wędrówkę właśnie w tym
kierunku, jednak z racji porannych opóźnień (korki, parkometr i kolejka do
kasy) oraz nieco wolniejszego marszu spowodowanego sypkim śniegiem, rezygnujemy
z tego pomysłu. Boimy się, że dalej z racji mniejszego ruchu możemy jeszcze
bardziej się zapadać. Czekają co prawda w gotowości do użycia raki, ale dzisiaj
bardziej przydałyby się rakiety. Postanawiamy wrócić do Czeskiej Budki, skąd
niebieskim szlakiem zejdziemy do Schroniska pod Łabskim Szczytem i dalej do
Szklarskiej Poręby. Ale skoro skróciliśmy sobie plan na dzisiaj, to mamy trochę
czasu na mały biwak. I to w jakich cudownych okolicznościach przyrody 😄.
Posileni
ruszamy w drogę powrotną. Ponownie schodzimy nieco w dół, by po chwili wspinać
się stokami Łabskiego Szczytu. W oddali rzuca nam się w oczy szczyt Wysokiego
Kamienia w Górach Izerskich. Od wielu lat powstaje tam kamienna wieża widokowa, z której rozpościerał się będzie przepiękny widok na Karkonosze. Zapowiedź tego 👉widzieliśmy w kwietniu ubiegłego roku.
Zostawiamy w tyle Śnieżne Kotły. Przed nami w oddali szczyt Szrenicy, jednak nie tam wracamy.
Mijamy
południową stroną Łabski Szczyt i dochodzimy do krzyżówki z niebieskim
szlakiem. To znana już nam Czeska Budka okryta potężną, śnieżną czapą. Skręcamy w prawo.
Szlak
niebieski to najkrótsze i najszybsze zejście do Schroniska pod Łabskim
Szczytem. Ma jednak jedną wadę – jest bardzo strome. Na szczęście głęboki i
sypki śnieg idealnie amortyzuje każdy kolejny krok, dzięki czemu nie odczuwamy stromizny tego
zejścia. Co pewien czas przystajemy, by obejrzeć się dookoła. Z lewej widoczna
jest Szrenica, za nami słońce chowa się powoli za górski grzbiet, a wokół nas
kolejne białe stwory. Za to w dole doskonale widoczny budynek schroniska.
W
kilka minut dochodzimy niebieskim szlakiem do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Wejście, które
znamy jest zamknięte, należy udać się z drugiej strony budynku do wejścia
zimowego.
W schronisku jest przyjemnie
ciepło. Wnętrze wypełnia spory gwar, co zwiastuje sporą liczbę ludzi. Nie
znajdujemy wolnego stolika więc zadowalamy się miejscem w korytarzu. Na
rozgrzewkę kupujemy po talerzu pysznego żurku.
W korytarzu dobiega nas
rozmowa dwóch panów, z których jeden, podobnie jak my, przed chwilą dotarł do schroniska, ale w odróżnieniu od nas przyszedł z dołu,
ze Szklarskiej Poręby. Okazuje się, że dwie godziny szukał wolnego miejsca
parkingowego 😱. A to oznacza, że my rano nie mieliśmy jeszcze tak najgorzej. Za
to strach się bać jak będzie wyglądał powrót 😕.
Póki co jednak nie ma
sensu się zadręczać. Co ma być to będzie, teraz już nic nie zmienimy. Najedzeni
i wygrzani ubieramy z powrotem nasze kurtki, opuszczamy ciepłe wnętrze
schroniska i kontynuujemy schodzenie. Szok przychodzi w momencie otwarcia
drzwi. W czasie gdy sobie przyjemnie spędzaliśmy czas w ciepłym wnętrzu, na zewnątrz rozpętała
się mała zamieć. Wiatr przybrał na sile wznosząc w powietrze suche drobinki
śniegu. To chyba już przedsmak intensywnego wiatru, jaki zapowiadany jest na
dzień jutrzejszy.
Wytyczonym
tyczkami zimowym zejściem, zapadając się w głębokim śniegu dochodzimy do ubitej
drogi dojazdowej do schroniska. Tu jest zdecydowanie przyjemniej. Drzewa
ochraniają od wiatru i unoszonych przez niego lodowych szpilek. Za przewodnika
obieramy szlak koloru żółtego.
Po
prawej mijamy oświetlone ostatnimi promieniami słońca Kukułcze Skały. Dalej znajdujemy się już na tyle nisko, że słońce nas nie dosięga. Za to niezmiennie towarzyszą nam pięknie przybielone drzewa.
Dochodzimy
do punktu zwanego Starą Drogą. Tu rozpoczyna swój bieg szlak koloru zielonego,
za którego wskazaniami będziemy kontynuować naszą wędrówkę. Co więcej, dalej
szlakiem żółtym i tak nie możemy iść, gdyż jest zamknięty ze względu na zrywkę
drewna. Choć jak widzimy wielu osobom taki zakaz nie przeszkadza.
Odbijamy
więc w lewo. Wygodną leśną drogą dochodzimy do pierwszej nartostrady. Z uwagą
przekraczamy ją w poprzek, by po chwili znaleźć się na kolejnej, tuż przed
stacją przesiadkową wyciągu krzesełkowego na Szrenicę.
Przy
kamieniu z prawej strony szlaku dostrzegamy metalowy krzyż. Nie ma tu żadnej
tabliczki ani innej informacji (chyba, że schowana pod śniegiem). W internecie też niczego nie możemy się
doszukać. Krzyż pozostanie więc póki co zagadką.
Mijamy zamknięte już o tej
porze szrenickie wyciągi i kolejną nartostradę. Dalej nad naszymi głowami
pojawiają się ponownie liny. Tym razem to wygodne kanapy wyciągu Karkonosz
Express. Przypominamy sobie jak 👉zjeżdżaliśmy nim wymęczeni wiatrem w lutym 2016 roku. Uratował nas wtedy od pieszego schodzenia ze Szrenicy, gdyż wyciąg
krzesełkowy zamknięto z uwagi na złe warunki atmosferyczne.
Zielony szlak doprowadza
nas do krzyżówki ze szlakiem koloru czarnego. Za wskazaniami tego drugiego
skręcamy w prawo, w dół. Wędrujemy teraz wzdłuż wód potoku Kamieńczyk.
Przekraczamy go wygodnie mostkiem, który jeszcze się trzyma, ale woła już o
remont.
Nieco
dalej przechodzimy przez jeden z dopływów Kamieńczyka, potok Świetlik. Tutaj mostu nie ma, ale bystro płynącą wodę da się pokonać po kamieniach. Tylko
trzeba uważać, bo są pokryte lodem i tym samym bardzo śliskie.
Szlak
czarny wyprowadza nas w miejscu, od którego zaczęła się rano nasza wycieczka.
Znowu znajdujemy się przy dolnej stacji wyciągu krzesełkowego na Szrenicę.
Odbijamy w ulicę Uroczą, by dojść na parking do samochodu. Z tej perspektywy
dostrzegamy kozę i kozła, które stoją na szczycie Skałek Marianki. Jak odczytujemy na tablicy, to rzeźby z
cyklu „Sztuka w plenerze” autorstwa Marka Parceja. Koza o wysokości 86
centymetrów wykonana została z czerwonej gliny, zaś o 3 centymetry wyższy kozioł
z gliny żółtej.
Na parkingu okazuje się, że
jesteśmy jednymi z ostatnich. Może więc powrót nie będzie taki najgorszy? Ruszamy w drogę powrotną. Niestety szybko okazuje
się, że o ile na parkingu już pusto, o tyle cały ruch przeniósł się do centrum
Szklarskiej Poręby, które stanęło w korkach. Ślimaczym tempem pokonujemy wąskie
uliczki, aż dojeżdżamy w końcu do drogi krajowej nr 3, którą już zdecydowanie
szybciej mkniemy w kierunku Jeleniej Góry.
Za nami pięknie spędzony
dzień. Tak cudownych widoków na pewno długo nie zapomnimy! Przed nami już tylko
odpoczynek i ułożenie planu na dzień jutrzejszy.