Pałac Ciszyca i Wzgórze Radziwiłłówka, Kaplica św. Anny i Wenecja Karkonoszy oraz śladem dawnej linii kolejowej.
Przed nami nieco dłuższy
weekend niż zazwyczaj. Mamy dzisiaj urlop, stąd już wczoraj wieczorem
przyjechaliśmy do Jeleniej Góry. Choć nie jest zapowiadana jakaś wybitna
pogoda, nie zrażamy się, gdyż nie do końca górskie wędrówki nas interesują.
W dniu dzisiejszym skupimy się na Kowarach i najbliższej im okolicy. Tę miejscowość o górniczych
tradycjach zwiedzaliśmy już 👉w kwietniu 2021 roku. Wówczas jednak skupiliśmy się
głównie na starówce. Czas poznać kolejne atrakcje.
Zaczynamy od przyjazdu do
Ciszycy, wsi położonej tuż za północną granicą Kowar. U podnóża niewysokiego wzgórza Radziwiłłówka znajduje się pałac. Dojeżdżamy do końca wąskiej,
asfaltowej dróżki, która od głównej drogi wojewódzkiej numer 367 prowadzącej na
Przełęcz Kowarską, doprowadziła nas pod stok wzgórza. Na poboczu parkujemy samochód
i dalej już pieszo ruszamy na szlak. Przed nami piękny widok na ośnieżone
szczyty Karkonoszy. Dzisiaj jednak mocno przysłonięte nisko zawieszonymi
chmurami.
Zanim odwiedzimy pałac, najpierw wejdziemy na szczyt Radziwiłłówki. Nie
jest to ani męczące, ani długie podejście. Musimy jednak nieco uważać, bo
topniejący śnieg i powstałe błoto nie pomagają. Po dosłownie kilku minutach
meldujemy się na szczycie, na którym malowniczo prezentują się w pojedynczych
promieniach słońca ruiny zamku.
Wzgórze Radziwiłłówka ma wysokość 464 metry nad poziomem morza. A
widoczne tu ruiny to pozostałość zamku myśliwskiego, wybudowanego w 1790 roku
przez hrabiego Carla Georga von Hoyma. Późniejszym właścicielem był Antoni
Henryk Radziwiłł, od nazwiska którego pochodzi nazwa wzniesienia.
Schodzimy w kierunku pałacu. Ścieżkami poprowadzonymi po zboczach
Radziwiłłówki dochodzimy do głazu z napisem „Pałac Ciszyca”. A przed nami
jednopiętrowy budynek mało przypominający rezydencję.
Pałac w Ciszycy to budynek w stylu klasycystycznym powstały na początku
XIX wieku. Podobnie jak miało to miejsce z zamkiem myśliwskim, jego właścicielami byli Carl
Georg von Hoym, później między innymi Radziwiłłowie. I to z tym rodem związana
jest smutna historia wielkiej i niespełnionej miłości pomiędzy polską
księżniczką Elizą Radziwiłłówną, a pruskim księciem Wilhelmem Hohenzollernem.
Pomimo kwitnącemu między nimi uczuciu, nigdy nie doszło do małżeństwa. Na drodze
stało pochodzenie Elizy, która nie należała do królewskiego rodu.
Współcześnie pałac znajduje się w rękach prywatnych i nie jest możliwe
jego zwiedzanie. A szkoda, bo to przecież 👉Pomnik Historii Polski, który wraz z
kilkoma innymi obiektami tego typu został wpisany na prezydencką listę jako
„Pałace i parki krajobrazowe Kotliny Jeleniogórskiej”.
Ruszamy w drogę powrotną do samochodu. Na drzewie dostrzegamy jednak
dwie tabliczki. Jedna kieruje do groty kontemplacyjnej, druga na punkt
widokowy. Trzymając się tej pierwszej, postanawiamy podejść do widocznych w
górze skał. Tam zapewne będzie grota. Ponownie wspinamy się zboczami
Radziwiłłówki, by po chwili osiągnąć cel.
Teraz już na pewno wracamy do samochodu. Przejeżdżamy do Kowar, gdzie na
ulicy św. Anny parkujemy samochód. Niestety nie ma tu parkingów więc znajdujemy
dogodne miejsce na poboczu drogi. Opłacało się podjechać nieco wyżej w
poszukiwaniu miejsca, bo mamy stąd piękny widok na Kaplicę św. Anny, nasz
kolejny cel na dzisiaj.
Idziemy do kaplicy. Najpierw nieco w dół ulicą św. Anny, by niebawem
odbić w lewo, w górę. A stąd już kilka kroków.
Widoczna na wzgórzu świątynia to późnobarokowa budowla, powstała w 1772 roku
na miejscu wcześniejszej kaplicy, która uległa zawaleniu. Niestety do środka
nie uda nam się wejść. Drzwi są szczelnie zamknięte na kłódkę. Nawet niewielka
dziurka od klucza niewiele zdradza.
Choć kolor tynku jest inny, to
przez swój owalny kształt kowarska Kaplica św. Anny bardzo kojarzy nam się z tą
na stokach góry Grabowiec. Byliśmy tam 👉w kwietniu 2021 roku. A całkiem
niedawno, bo zaledwie miesiąc temu, 👉odwiedziliśmy kaplicę ponownie. Tym razem
jednak weszliśmy innym szlakiem. Dodatkowo upodabnia je fakt, że obie są pod wezwaniem św. Anny.
Znajdująca się na wzgórzu
kapliczka to również ciekawy punkt widokowy na miasto Kowary. W panoramie
najbardziej wyróżnia się wieża Kościoła Imienia Najświętszej Maryi Panny na
kowarskiej starówce.
Wracamy do samochodu i ruszamy
do kolejnej atrakcji. Będzie to budowla geotechniczna, choć dzisiaj chyba można
nazwać atrakcją turystyczną dawny tunel kolejowy, który od wielu lat nie jest
wykorzystywany przez pociągi.
Dojeżdżamy na parking na ulicy
Podgórze. Na mapie opisany jest on jako „parking przy ścieżce do nieczynnego
tunelu”. Znajdujemy się już na większej wysokości niż centrum miasta, przez co
wokół leży całkiem sporo śniegu. Ruszamy w górę drogi. Idziemy i idziemy, i
nigdzie nie widać żadnego odbicia w kierunku torów. Czy to aby na pewno tędy?
Chyba nie! Wracamy na parking. W pewnym
momencie dostrzegamy w oddali po prawej stronie maszerujących ludzi. Wygląda
jakby szli nasypem kolejowym. Obserwujemy ich bacznie 😁. Nagle schodzą z
nasypu w naszą stronę. To musi być ta ścieżka do nieczynnego tunelu! Zasypana
śniegiem nie jest widoczna. Ruszamy więc i my śladem popękanego, zlodowaciałego
śniegu. Trzeba trzymać się wąskiego wydeptanego paska, bo inaczej grzęźnie
człowiek po kolana w białym puchu. Mijamy ludzi, których widzieliśmy z daleka.
Otrzymujemy potwierdzenie na pytanie czy dobrze idziemy. Okazuje się, że nie
tylko my źle poszliśmy. Oni również najpierw poszli drogą.
Przekraczamy niewielki strumień, który nieco niżej stąd wpada do rzeki
Jedlicy. Niebawem dochodzimy do torów kolejowych. Teraz będzie już prościej, bo
idąc ich śladem na pewno dojdziemy do interesującego nas tunelu.
Idziemy śladem dawnej linii kolejowej numer 308. Miejscami tory są mocno
wybrakowane, zapewne złomiarze zabrali co swoje 😉. A przed nami wyłania się
już dziura w skale 😆.
Tunel prowadzi pod Przełęczą
Kowarską i łączy miejscowości Kowary z Ogorzelcem. Znajduje się na dawnej linii
kolejowej pomiędzy Jelenią Górą, a Kamienną Górą. Przeprawa wybudowana została w latach 1901 - 1905 na długości 1025
metrów. Kursowały tędy składy ciągnięte przez parowozy, czego
pamiątką po dzień dzisiejszy są czarne od sadzy ściany i strop. Przed II wojną
światową linia doczekała się elektryfikacji, jednak po jej zakończeniu
przywrócono ponownie parowozy. To kolejny przykład, że narzucona ówczesnej
Polsce władza ze wschodu wybrała ropę i węgiel zamiast elektryczności. Podobnie
przecież było choćby z tramwajami, które do 1964 roku łączyły Jelenią Górę z
Podgórzynem. Zamieniono je wówczas na kopcące czarną chmurą spalin autobusy.
Ostatni pociąg osobowy przejechał tunelem w 1986
roku. Później wykorzystywano go jeszcze do kursów towarowych, by w 2007 roku
oficjalnie zamknąć tę linię kolejową. Jak przed laty
pociągi, tak i my dzisiaj kierujemy się w
podziemia.
Tuż po
wejściu do tunelu naszą uwagę przykuwają ogromne
sople zwisające ze stropu. Trzeba bardzo uważać, by taki nie spadł nam na
głowę. A widać, że lubią się odrywać, bo wiele leży już pokruszonych na
torach.
Kilka metrów od wejścia
pojawiają się podkłady kolejowe, a na nich tory. A w głębi tylko ciemność. Aż
tu nagle… głośny trzask! Niemal podskoczyliśmy takim echem rozniósł się dźwięk.
Świecimy latarką, jednak nic w głębi nie widać. Może to sopel spadł i połamał
się na drobne kawałki? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy, ale też nie czujemy
potrzeby iść głębiej. Tym bardziej, że nasza latarka nie jest w pełni
naładowana. Już teraz czujemy się niczym w horrorze 😱. Wychodzimy z tunelu i
wracamy na parking do samochodu.
Ruszamy w drogę powrotną do Jeleniej Góry. Przystajemy jeszcze na chwilę
na ulicy Wiejskiej, tuż pod masywnym wiaduktem kolejowym.
Podobnie jak tunel, to
również fragment linii kolejowej numer 308 łączącej Jelenią Górę z Kamienną
Górą. Wiadukt powstał w latach 1903 – 1905, a do jego budowy wykorzystano
kamienie granitowe z kamieniołomu na zboczach góry Brzeźnik. To tak zwana góra
na trzy piątki, bo mierząca 555 metrów nad poziomem morza. Byliśmy tam 👉ostatniego dnia października 2021 roku.
Dzisiaj nie ujrzymy już przejeżdżającego wiaduktem pociągu. Co najwyżej
możemy popatrzeć na wspaniałą architekturę obiektu. Całość wykonana została z
granitowych bloków. Poza tym wykorzystano również cegłę ceramiczną, którą
wypełniono sklepienia przęseł.
Spod wiaduktu podchodzimy jeszcze nieco w górę ulicą Wiejską. Jak
jechaliśmy naszą uwagę przyciągnął ciekawy mostek. To jeden z kilku takich
przerzuconych nad wodami Jedlicy. Każdy mostek ma swojego patrona,
reprezentującego jedną z dawnych profesji, jaką zajmowali się mieszkańcy Kowar.
Temu tutaj patronuje filcarz, czyli rzemieślnik, który wyrabia filc.
Wracamy do samochodu i jedziemy dalej. Po chwili jednak przystajemy
ponownie i to dwa razy, by obejrzeć kolejne mostki. I tak wchodzimy na Mostek
Kowala, poświęcony rzemieślnikowi wyrabiającemu przedmioty z metalu. Dawniej
zajmował się głównie wyrabianiem podków końskich i gwoździ do ich mocowania.
Współcześnie bardziej kojarzony jest z metaloplastyką.
Kolejny jest Mostek Piwowara. Również ta profesja polegająca na ważeniu
piwa związana jest z Kowarami. Choć dzisiaj miasto nie kojarzy się z
browarnictwem, to jeszcze na początku XX wieku działały tu dwa browary.
Następny jest Mostek Herbowy. Ten mocno różni się od pozostałych. Ale
też jego funkcja jest nieco inna. Nie patronuje mu żaden rzemieślnik, a
przedstawia historię kowarskiego herbu, który na przestrzeni wieków podlegał
licznym zmianom. Dzisiaj jest to biały koń na zielonej tarczy herbowej, nad
grzbietem którego znajduje się czarny młot kowalski.
Za to kawałek dalej mamy już Mostek Młynarza. Skoro młynarz to i młyn
musiał być. W dawnych Kowarach działały aż trzy takie napędzane wodą budowle.
Ostatni jaki odnajdujemy to Mostek Złotnika. Oczywiście patronuje mu
rzemieślnik wytwarzający przedmioty ze złota i innych metali szlachetnych. Na
tych terenach profesja złotnika wywodzi się od Walonów, którzy odkryli bogactwo
minerałów w skałach Karkonoszy. Co więcej, jeden z walońskich mistrzów
górniczych, Laurentius Angelus, odkrył w 1148 roku rudę żelaza, dzięki czemu
nastąpił rozwój Kowar.
Dzięki pomysłowi utworzenia szlaku dawnych profesji nad przepływającymi
przez miasto wodami rzeki Jedlicy, Kowary zyskały miano Wenecji Karkonoszy.
Opuszczamy już weneckie kanały i jedziemy w końcu do Jeleniej Góry.
Pora już późna, wokół robi się coraz ciemniej. Najwyższy czas na obiad. Choć o
tej godzinie to będzie już chyba obiadokolacja. Podjeżdżamy do centrum stolicy
Karkonoszy, by w jednej z restauracji (zresztą lubianej przez nas, bo nie
jesteśmy tu pierwszy raz) zapełnić nasze wygłodniałe brzuchy 😁. A potem już
tylko odpoczynek.
POZDRAWIAMY☺