piątek, 10 lutego 2023

Nieoczywiste atrakcje Kowar

Pałac Ciszyca i Wzgórze Radziwiłłówka, Kaplica św. Anny i Wenecja Karkonoszy oraz śladem dawnej linii kolejowej.

Przed nami nieco dłuższy weekend niż zazwyczaj. Mamy dzisiaj urlop, stąd już wczoraj wieczorem przyjechaliśmy do Jeleniej Góry. Choć nie jest zapowiadana jakaś wybitna pogoda, nie zrażamy się, gdyż nie do końca górskie wędrówki nas interesują. 
W dniu dzisiejszym skupimy się na Kowarach i najbliższej im okolicy. Tę miejscowość o górniczych tradycjach zwiedzaliśmy już 👉w kwietniu 2021 roku. Wówczas jednak skupiliśmy się głównie na starówce. Czas poznać kolejne atrakcje.
Zaczynamy od przyjazdu do Ciszycy, wsi położonej tuż za północną granicą Kowar. U podnóża niewysokiego wzgórza Radziwiłłówka znajduje się pałac. Dojeżdżamy do końca wąskiej, asfaltowej dróżki, która od głównej drogi wojewódzkiej numer 367 prowadzącej na Przełęcz Kowarską, doprowadziła nas pod stok wzgórza. Na poboczu parkujemy samochód i dalej już pieszo ruszamy na szlak. Przed nami piękny widok na ośnieżone szczyty Karkonoszy. Dzisiaj jednak mocno przysłonięte nisko zawieszonymi chmurami. 


Zanim odwiedzimy pałac, najpierw wejdziemy na szczyt Radziwiłłówki. Nie jest to ani męczące, ani długie podejście. Musimy jednak nieco uważać, bo topniejący śnieg i powstałe błoto nie pomagają. Po dosłownie kilku minutach meldujemy się na szczycie, na którym malowniczo prezentują się w pojedynczych promieniach słońca ruiny zamku.


Wzgórze Radziwiłłówka ma wysokość 464 metry nad poziomem morza. A widoczne tu ruiny to pozostałość zamku myśliwskiego, wybudowanego w 1790 roku przez hrabiego Carla Georga von Hoyma. Późniejszym właścicielem był Antoni Henryk Radziwiłł, od nazwiska którego pochodzi nazwa wzniesienia.



Schodzimy w kierunku pałacu. Ścieżkami poprowadzonymi po zboczach Radziwiłłówki dochodzimy do głazu z napisem „Pałac Ciszyca”. A przed nami jednopiętrowy budynek mało przypominający rezydencję.



Pałac w Ciszycy to budynek w stylu klasycystycznym powstały na początku XIX wieku. Podobnie jak miało to miejsce z zamkiem myśliwskim, jego właścicielami byli Carl Georg von Hoym, później między innymi Radziwiłłowie. I to z tym rodem związana jest smutna historia wielkiej i niespełnionej miłości pomiędzy polską księżniczką Elizą Radziwiłłówną, a pruskim księciem Wilhelmem Hohenzollernem. Pomimo kwitnącemu między nimi uczuciu, nigdy nie doszło do małżeństwa. Na drodze stało pochodzenie Elizy, która nie należała do królewskiego rodu. 
Współcześnie pałac znajduje się w rękach prywatnych i nie jest możliwe jego zwiedzanie. A szkoda, bo to przecież 👉Pomnik Historii Polski, który wraz z kilkoma innymi obiektami tego typu został wpisany na prezydencką listę jako „Pałace i parki krajobrazowe Kotliny Jeleniogórskiej”.


Ruszamy w drogę powrotną do samochodu. Na drzewie dostrzegamy jednak dwie tabliczki. Jedna kieruje do groty kontemplacyjnej, druga na punkt widokowy. Trzymając się tej pierwszej, postanawiamy podejść do widocznych w górze skał. Tam zapewne będzie grota. Ponownie wspinamy się zboczami Radziwiłłówki, by po chwili osiągnąć cel.



Teraz już na pewno wracamy do samochodu. Przejeżdżamy do Kowar, gdzie na ulicy św. Anny parkujemy samochód. Niestety nie ma tu parkingów więc znajdujemy dogodne miejsce na poboczu drogi. Opłacało się podjechać nieco wyżej w poszukiwaniu miejsca, bo mamy stąd piękny widok na Kaplicę św. Anny, nasz kolejny cel na dzisiaj.


Idziemy do kaplicy. Najpierw nieco w dół ulicą św. Anny, by niebawem odbić w lewo, w górę. A stąd już kilka kroków.


Widoczna na wzgórzu świątynia to późnobarokowa budowla, powstała w 1772 roku na miejscu wcześniejszej kaplicy, która uległa zawaleniu. Niestety do środka nie uda nam się wejść. Drzwi są szczelnie zamknięte na kłódkę. Nawet niewielka dziurka od klucza niewiele zdradza.


Choć kolor tynku jest inny, to przez swój owalny kształt kowarska Kaplica św. Anny bardzo kojarzy nam się z tą na stokach góry Grabowiec. Byliśmy tam 👉w kwietniu 2021 roku. A całkiem niedawno, bo zaledwie miesiąc temu, 👉odwiedziliśmy kaplicę ponownie. Tym razem jednak weszliśmy innym szlakiem. Dodatkowo upodabnia je fakt, że obie są pod wezwaniem św. Anny.
Znajdująca się na wzgórzu kapliczka to również ciekawy punkt widokowy na miasto Kowary. W panoramie najbardziej wyróżnia się wieża Kościoła Imienia Najświętszej Maryi Panny na kowarskiej starówce.



Wracamy do samochodu i ruszamy do kolejnej atrakcji. Będzie to budowla geotechniczna, choć dzisiaj chyba można nazwać atrakcją turystyczną dawny tunel kolejowy, który od wielu lat nie jest wykorzystywany przez pociągi.
Dojeżdżamy na parking na ulicy Podgórze. Na mapie opisany jest on jako „parking przy ścieżce do nieczynnego tunelu”. Znajdujemy się już na większej wysokości niż centrum miasta, przez co wokół leży całkiem sporo śniegu. Ruszamy w górę drogi. Idziemy i idziemy, i nigdzie nie widać żadnego odbicia w kierunku torów. Czy to aby na pewno tędy?
Chyba nie! Wracamy na parking. W pewnym momencie dostrzegamy w oddali po prawej stronie maszerujących ludzi. Wygląda jakby szli nasypem kolejowym. Obserwujemy ich bacznie 😁. Nagle schodzą z nasypu w naszą stronę. To musi być ta ścieżka do nieczynnego tunelu! Zasypana śniegiem nie jest widoczna. Ruszamy więc i my śladem popękanego, zlodowaciałego śniegu. Trzeba trzymać się wąskiego wydeptanego paska, bo inaczej grzęźnie człowiek po kolana w białym puchu. Mijamy ludzi, których widzieliśmy z daleka. Otrzymujemy potwierdzenie na pytanie czy dobrze idziemy. Okazuje się, że nie tylko my źle poszliśmy. Oni również najpierw poszli drogą.


Przekraczamy niewielki strumień, który nieco niżej stąd wpada do rzeki Jedlicy. Niebawem dochodzimy do torów kolejowych. Teraz będzie już prościej, bo idąc ich śladem na pewno dojdziemy do interesującego nas tunelu.


Idziemy śladem dawnej linii kolejowej numer 308. Miejscami tory są mocno wybrakowane, zapewne złomiarze zabrali co swoje 😉. A przed nami wyłania się już dziura w skale 😆.


Tunel prowadzi pod Przełęczą Kowarską i łączy miejscowości Kowary z Ogorzelcem. Znajduje się na dawnej linii kolejowej pomiędzy Jelenią Górą, a Kamienną Górą. Przeprawa wybudowana została w latach 1901 - 1905 na długości 1025 metrów. Kursowały tędy składy ciągnięte przez parowozy, czego pamiątką po dzień dzisiejszy są czarne od sadzy ściany i strop. Przed II wojną światową linia doczekała się elektryfikacji, jednak po jej zakończeniu przywrócono ponownie parowozy. To kolejny przykład, że narzucona ówczesnej Polsce władza ze wschodu wybrała ropę i węgiel zamiast elektryczności. Podobnie przecież było choćby z tramwajami, które do 1964 roku łączyły Jelenią Górę z Podgórzynem. Zamieniono je wówczas na kopcące czarną chmurą spalin autobusy.
Ostatni pociąg osobowy przejechał tunelem w 1986 roku. Później wykorzystywano go jeszcze do kursów towarowych, by w 2007 roku oficjalnie zamknąć tę linię kolejową. Jak przed laty pociągi, tak i my dzisiaj kierujemy się w podziemia.


Tuż po wejściu do tunelu naszą uwagę przykuwają ogromne sople zwisające ze stropu. Trzeba bardzo uważać, by taki nie spadł nam na głowę. A widać, że lubią się odrywać, bo wiele leży już pokruszonych na torach.


Kilka metrów od wejścia pojawiają się podkłady kolejowe, a na nich tory. A w głębi tylko ciemność. Aż tu nagle… głośny trzask! Niemal podskoczyliśmy takim echem rozniósł się dźwięk. Świecimy latarką, jednak nic w głębi nie widać. Może to sopel spadł i połamał się na drobne kawałki? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy, ale też nie czujemy potrzeby iść głębiej. Tym bardziej, że nasza latarka nie jest w pełni naładowana. Już teraz czujemy się niczym w horrorze 😱. Wychodzimy z tunelu i wracamy na parking do samochodu.


Ruszamy w drogę powrotną do Jeleniej Góry. Przystajemy jeszcze na chwilę na ulicy Wiejskiej, tuż pod masywnym wiaduktem kolejowym.


Podobnie jak tunel, to również fragment linii kolejowej numer 308 łączącej Jelenią Górę z Kamienną Górą. Wiadukt powstał w latach 1903 – 1905, a do jego budowy wykorzystano kamienie granitowe z kamieniołomu na zboczach góry Brzeźnik. To tak zwana góra na trzy piątki, bo mierząca 555 metrów nad poziomem morza. Byliśmy tam 👉ostatniego dnia października 2021 roku.


Dzisiaj nie ujrzymy już przejeżdżającego wiaduktem pociągu. Co najwyżej możemy popatrzeć na wspaniałą architekturę obiektu. Całość wykonana została z granitowych bloków. Poza tym wykorzystano również cegłę ceramiczną, którą wypełniono sklepienia przęseł.


Spod wiaduktu podchodzimy jeszcze nieco w górę ulicą Wiejską. Jak jechaliśmy naszą uwagę przyciągnął ciekawy mostek. To jeden z kilku takich przerzuconych nad wodami Jedlicy. Każdy mostek ma swojego patrona, reprezentującego jedną z dawnych profesji, jaką zajmowali się mieszkańcy Kowar.


Temu tutaj patronuje filcarz, czyli rzemieślnik, który wyrabia filc.



Wracamy do samochodu i jedziemy dalej. Po chwili jednak przystajemy ponownie i to dwa razy, by obejrzeć kolejne mostki. I tak wchodzimy na Mostek Kowala, poświęcony rzemieślnikowi wyrabiającemu przedmioty z metalu. Dawniej zajmował się głównie wyrabianiem podków końskich i gwoździ do ich mocowania. Współcześnie bardziej kojarzony jest z metaloplastyką.



Kolejny jest Mostek Piwowara. Również ta profesja polegająca na ważeniu piwa związana jest z Kowarami. Choć dzisiaj miasto nie kojarzy się z browarnictwem, to jeszcze na początku XX wieku działały tu dwa browary.




Następny jest Mostek Herbowy. Ten mocno różni się od pozostałych. Ale też jego funkcja jest nieco inna. Nie patronuje mu żaden rzemieślnik, a przedstawia historię kowarskiego herbu, który na przestrzeni wieków podlegał licznym zmianom. Dzisiaj jest to biały koń na zielonej tarczy herbowej, nad grzbietem którego znajduje się czarny młot kowalski.


Za to kawałek dalej mamy już Mostek Młynarza. Skoro młynarz to i młyn musiał być. W dawnych Kowarach działały aż trzy takie napędzane wodą budowle.



Ostatni jaki odnajdujemy to Mostek Złotnika. Oczywiście patronuje mu rzemieślnik wytwarzający przedmioty ze złota i innych metali szlachetnych. Na tych terenach profesja złotnika wywodzi się od Walonów, którzy odkryli bogactwo minerałów w skałach Karkonoszy. Co więcej, jeden z walońskich mistrzów górniczych, Laurentius Angelus, odkrył w 1148 roku rudę żelaza, dzięki czemu nastąpił rozwój Kowar.



Dzięki pomysłowi utworzenia szlaku dawnych profesji nad przepływającymi przez miasto wodami rzeki Jedlicy, Kowary zyskały miano Wenecji Karkonoszy. Opuszczamy już weneckie kanały i jedziemy w końcu do Jeleniej Góry. Pora już późna, wokół robi się coraz ciemniej. Najwyższy czas na obiad. Choć o tej godzinie to będzie już chyba obiadokolacja. Podjeżdżamy do centrum stolicy Karkonoszy, by w jednej z restauracji (zresztą lubianej przez nas, bo nie jesteśmy tu pierwszy raz) zapełnić nasze wygłodniałe brzuchy 😁. A potem już tylko odpoczynek.


POZDRAWIAMY