środa, 24 sierpnia 2022

Wielkopolska mniej znana: Mosina i Komorniki

Wycieczka rowerowa z Mosiny do Poznania.

Po ostatnich 👉kilku popołudniowych wycieczkach rowerowych nadszedł czas na taką całodzienną. Mamy akurat dzisiaj dzień wolny, pogoda sprzyja, ruszamy! Na początek na dworzec kolejowy Poznań Główny. Kilka minut przed godziną 10 odjeżdża pociąg, na który musimy zdążyć. I nawet nam się to udaje 😁. Zgodnie z rozkładem jazdy ruszamy w kierunku południowym.

MOSINA


Szybko dojeżdżamy do celu, którym jest Mosina, miasto położone nieco ponad 20 kilometrów na południe od Poznania. Tu rozpoczniemy dzisiejszą rowerową przygodę. Mosinę wielokrotnie już odwiedzaliśmy, czy to podczas wycieczek rowerowych, czy spacerując po Wielkopolskim Parku Narodowym. Nigdy jednak nie skupiliśmy naszej uwagi na samym mieście. I tę zaległość postanawiamy nadrobić.



Na początek ruszamy ze stacji kolejowej do centrum, na główny plac miasta. Mowa oczywiście o mosińskim rynku. Nie odnajdziemy tu ratusza, ani żadnych innych spektakularnych budowli. Centralnym punktem średniowiecznego, czworobocznego rynku jest pomnik. Upamiętnia on powstańców wielkopolskich oraz mieszkańców Mosiny, którzy ponieśli śmierć w czasie II wojny światowej.


Ulicą Poznańską opuszczamy rynek. Dosłownie po chwili skręcamy w prawo w ulicę Kościelną. Na jej końcu widoczny jest już interesujący nas obiekt. To Kościół św. Mikołaja. Stosunkowo nowa świątynia, bo wybudowana w połowie XX wieku, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Kościół jest rzymskokatolicki, bo to głównie wyznawcy tej religii mieszkają w Mosinie. Jednak kiedyś było zgoła inaczej.



W czasach przed II wojną światową na terenie dzisiejszej Polski mieszkało wielu ewangelików i wyznawców judaizmu. Ślad po nich pozostał również w Mosinie. Ostrożnie przekraczamy ruchliwą drogę wojewódzką numer 431 i jedziemy na ulicę Józefa Poniatowskiego. Tu znajduje się dawny cmentarz ewangelicki. Nekropolia założona została w połowie XIX wieku i wykorzystywana była do końca II wojny światowej, kiedy to ludność pochodzenia niemieckiego musiała opuścić ówczesną Polskę. Cmentarz został zaniedbany i dzisiaj jedyną praktycznie pamiątką po nim jest głaz i pozostałość po nagrobku.


W niedalekiej odległości odnajdziemy jeszcze jeden cmentarz. Tym razem żydowski, zwany kirkutem. Założony pod koniec XIX wieku służył żydowskiej części mieszkańców do II wojny światowej. Wówczas zniszczyli go żołnierze niemieccy. To co pozostało, to jedynie fragment muru z wmurowanymi resztkami macew.



Wracamy do centrum. Przejeżdżamy na promenadę usytuowaną nad brzegami Kanału Mosińskiego. Stąd mamy doskonały widok na bardzo nietypowy obiekt. Wybudowany w 1901 roku z czerwonej cegły budynek to dawne sanatorium, a charakterystyczna wieża doń przylegająca, to po prostu wieża ciśnień. Otóż, czego się zupełnie nie spodziewaliśmy, Mosina była dawniej uzdrowiskiem z własnym zakładem kąpielowym.


Uroczą promenadą kierujemy się ku ruchliwej ulicy Niezłomnych. Tu trafiamy na dobrze już nam znany pomnik. To oczywiście Elegant z Mosiny.


Z promenady wychodzimy na ulicę Niezłomnych, wnosząc rowery po kilku stopniach. Tu warty uwagi jest jeszcze budynek po lewej naszej stronie. To dawna synagoga, czyli żydowski dom modlitwy. Powstała pod koniec XIX wieku i podobnie jak cmentarz działała do wybuchu II wojny światowej. Dzisiaj w jej wnętrzach znajduje się Galeria Sztuki.


Kończąc naszą pętlę po Mosinie wracamy na ulicę Dworcową. Tu w sąsiedztwie Mosińskiego Ośrodka Kultury znajduje się ciekawy pomnik. Upamiętnia postać wodza insurekcji Tadeusza Kościuszkę.


Opuszczamy Mosinę, kierując się szlakiem rowerowym EuroVelo 9 w kierunku północnym. Jedziemy coraz bliżej torów kolejowych, aż dojeżdżamy do stacji kolejowej w Puszczykówku. To dobre miejsce na krótką przerwę na lody.


WIELKOPOLSKI PARK NARODOWY 


Nieco ochłodzeni zimną porcją lodów ruszamy dalej. Rozstajemy się ze szlakiem EV9. Lokalnymi uliczkami, trzymając się w pobliżu torów kolejowych, jedziemy dalej na północ. Odbijamy nieco od drogi żelaznej dopiero po wjechaniu na teren Wielkopolskiego Parku Narodowego. Kierunek Puszczykowo. Na krzyżówce leśnych dróg mijamy kolumnę z figurą Maryi i niebawem dojeżdżamy do ukrytego nieco pośród drzew kościoła.


Kościół Matki Boskiej Wniebowziętej, bo do niego trafiliśmy, wybudowany został w I połowie XX wieku. Stylem dominującym wewnątrz jest neobarok.




Będąc w Puszczykowie nie możemy odmówić sobie wizyty w tutejszej kawiarni. Co tu kryć, głównie po to przyjechaliśmy dzisiaj do tej miejscowości 😆. To będzie dłuższa przerwa na przyjemny odpoczynek w leżaku przy pysznej kawce i słodkim co nieco.


No ale trzeba ruszać dalej, jeszcze długa droga przed nami. Wracamy kawałek do głównej drogi wojewódzkiej numer 430. Co gorsza, kilkadziesiąt metrów musimy nią jechać. Na szczęście szybko odbijamy w prawo, zgodnie ze wskazaniami czerwonego szlaku. Teraz to on będzie naszym przewodnikiem. Zagłębiamy się w lasy Wielkopolskiego Parku Narodowego. Tu trafiamy na miejsce pamięci - Groby Powstańców z 1848 roku. W okolicznych lasach poległo wielu żołnierzy walczących z armią pruską podczas rewolucyjnego zrywu, nazywanego dzisiaj Wiosną Ludów.




Dojeżdżamy do krzyżówki szlaków. Do naszego czerwonego dołącza kolor żółty. Teraz za jego wskazaniami ruszamy dalej. Krótki przejazd wyprowadza nas koło olbrzymiego głazu, na ułożonej z betonowych płyt drodze. To Głaz Leśników uznany za Pomnik Przyrody Nieożywionej. Mając w obwodzie 1,05 metra, jest największym głazem narzutowym w okolicy Poznania.



Droga, na której się znaleźliśmy również nie jest przypadkowa. To "Grajzerówka", która przechodząc przez tereny Wielkopolskiego Parku Narodowego łączy miejscowości Komorniki i Jeziory. Nazwa pochodzi od niemieckiego namiestnika Rzeszy w Kraju Warty Artura Greisera. Umożliwiała mu dojazd do 👉posiadłości nad Jeziorem Góreckim. To ten piękny pałacyk w Jeziorach, w którym mieści się dzisiaj Muzeum Wielkopolskiego Parku Narodowego.



KOMORNIKI


Betonową szosą, wydającą rytmiczne dźwięki na łączeniach płyt, docieramy do Komornik. Podobnie jak zrobiliśmy w Mosinie, tu również skupimy się nieco na bliższym poznaniu tej podpoznańskiej wsi. I tak w pobliżu Urzędu Gminy, na ścianie budynku przychodni dostrzegamy piękny mural upamiętniający setną rocznicę wybuchu zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. A tuż pod nim, na dużych rozmiarów głazie, otwarta księga z cytatami z papieża Jana Pawła II.




Przejeżdżamy tunelem pod ruchliwą drogą wojewódzką 311. To dawna droga krajowa numer 5, która po wybudowaniu ekspresowej S5 utraciła swój status. Jak widać niedawne, intensywne opady deszczu spowodowały wzrost poziomu wody w przepływającej tędy niewielkiej rzeczce Wirynce, które z kolei zalały całą okolicę. Dzięki rowerom udaje nam się pokonać przeprawę niemal suchą stopą. Mi się przejazd tak spodobał, że robię jeszcze dwie rundy, a Marta tylko pstryka zdjęcia 😂. Choć nogi nam się zmoczyły, w dzisiejszym upale jest to tylko przyjemnością.



Po drugiej stronie ruchliwej drogi trafiamy na Ogród Pamięci. Cała instalacja powstała, by upamiętnić polskich bohaterów walczących o wolność Ojczyzny, a także by przybliżyć trochę historii samych Komornik.



Dojeżdżamy do Kościoła św. Andrzeja. To bardzo ciekawa świątynia, bo złożona z dwóch części. Najstarsze jest gotyckie prezbiterium, pochodzące z XV wieku. To element dawnego kościoła, do którego na początku XX wieku dobudowano neobarokowe nawy. Do środka nie możemy wejść, gdyż dostępu strzeże krata. Przez nią widzimy jednak, że ściany zdobią kolorowe polichromie.



Tu kończymy zwiedzanie Komornik. Jak teraz wrócić do Poznania? Decydujemy się na przejazd lokalną, ale dość ruchliwą drogą do Plewisk, skąd dalej ulicą Grunwaldzką dojedziemy do drogi rowerowej prowadzącej do centrum. Po drodze jeszcze krótka przerwa na pizzę, bo przymieramy już głodem 🍕.
W Plewiskach mijamy zwieńczony dość wysoką wieżą Kościół św. Faustyny Kowalskiej. Przy nim naszą uwagę przyciąga pomnik siedzącego papieża Jana Pawła II.



Zgodnie z planem w Plewiskach skręcamy w ulicę Grunwaldzką, która doprowadza nas z powrotem do Poznania. I tak minął praktycznie cały dzień. Wracamy do domu, a nasze liczniki rowerowe pokazują, że pokonaliśmy nieco ponad 49 kilometrów.


POZDRAWIAMY