Pomnik Historii Polski, zabytkowy kościół i bitwy morskie.
Mamy
długi sierpniowy weekend. Z racji, że w górach pogoda nie dopisuje, spędzamy go
w Poznaniu. Choć nie do końca, bo w miarę możliwości zwiedzamy okolice naszego
rodzinnego miasta. Obok miejsc znanych, typu Gniezno, czy Poznań, mamy w
Wielkopolsce wiele innych perełek, które naprawdę warto poznać.
KOSZUTY
Tak trafiamy do Koszut,
miejscowości położonej około 30 kilometrów na południowy wschód od Poznania. Tu
znajduje się dwór, który wraz z otaczającym go parkiem został wpisany na listę
Pomników Historii Polski. Ale za nim tam pójdziemy, kierujemy się do kościoła,
który jak widzimy z parkingu, jest otwarty. Choć swym wyglądem nie przyciąga
wzroku, postanawiamy go odwiedzić. Trochę na zasadzie, że skoro już tu jesteśmy...
Skromna świątynia jest
pod wezwaniem św. Katarzyny i Najświętszego Serca Jezusowego. To stosunkowo
nowy obiekt, bo pochodzi z pierwszej połowy XX wieku.
No ale
przejdźmy do naszego głównego celu w Koszutach. Pod tym hasłem myślimy o zabytkowym dworze, który
współcześnie jest siedzibą Muzeum Ziemi Średzkiej „Dwór w Koszutach”. Już od
samego wejścia obiekt prezentuje się wspaniale.
Ten
alkierzowy dwór pochodzący z 2 połowy XVIII wieku jest przykładem typowej,
barokowej siedziby szlacheckiej z czasów I Rzeczypospolitej. Dziś stanowi jeden
z najlepiej zachowanych obiektów tego typu w naszym kraju.
Wejdźmy
do środka, gdzie prezentowana jest wystawa muzealna przedstawiająca
wielkopolską siedzibę ziemiańską z przełomu XIX i XX wieku. I tak po kolei
przechodzimy z werandy do sieni i dalej przez jadalnię do kolejnych pokoi należących zarówno
do pani, jak i pana domu. Choć nie tylko, bo znajdzie się tu również pokoik dziecięcy.
Opuszczamy
mury zabytkowego dworu ziemiańskiego. Przed nami kolejne atrakcje i ciekawe
miejsca. Z Koszut kierujemy się lokalnymi dróżkami do Zaniemyśla. Po drodze
trafiamy na istną perełkę.
ŚNIECISKA
Dojeżdżamy
do Śniecisk, wsi położonej w gminie Zaniemyśl. Tu naszą uwagę przyciągnęła
drewniana architektura kościoła. Zatrzymujemy się na przykościelnym parkingu i
czym prędzej idziemy w kierunku świątyni. Mamy nadzieję, że będzie otwarta i uda nam się wejść do środka.
Sukces
jest połowiczny. Choć drzwi faktycznie są otwarte, to dostępu broni krata. Cóż, z tej
perspektywy też da się wiele zobaczyć. Kościół wybudowany został w 1767 roku i
jest pod wezwaniem św. Marcina. Jest typowym przykładem barokowej, drewnianej
architektury sakralnej o zrębowej konstrukcji. Co najważniejsze, może
poszczycić się oryginalnym wyposażeniem. A jest ono naprawdę godne uwagi.
Na
stropie kościoła, za belką tęczową z krucyfiksem, możemy dostrzec na
polichromii postać patrona, św. Marcina.
Ruszamy
dalej, teraz już bezpośrednio do Zaniemyśla.
ZANIEMYŚL
Nasz
spacer po Zaniemyślu, wsi, która do 1948 roku cieszyła się mianem miasta,
rozpoczynamy na stacji kolejowej. Nie jest to jednak taka zwyczajna kolej, a
wąskotorowa i dzisiaj już niewykorzystywana poza celami turystycznymi. Lata
świetności ma dawno za sobą, kiedy to woziła buraki cukrowe do cukrowni w
Środzie Wielkopolskiej.
Ale trafiliśmy idealnie! Dochodzą nas odgłosy parowozu, który niebawem wyłania się zza
drzew. Kołysząc się na torach, które widać, że nie są w najlepszym stanie,
zbliża się powoli do stacji końcowej w Zaniemyślu.
Zostawiamy
kolejkę i tłumy ludzi, które z niej wyszły na peron, i idziemy w kierunku
jeziora. Nad jego brzegiem, w sąsiedztwie plaży miejskiej, znajduje się
amfiteatr, na którym widnieje herb miejscowości, w której się znajdujemy.
Promenadą wzdłuż jeziora,
którą poprowadzono Aleję Pamięci, upamiętniającą bohaterów ziemi zaniemyskiej,
idziemy w kierunku przeprawy na wyspę. Znajdująca się na Jeziorze Raczyńskim
Wyspa Edwarda, bo o niej mowa, swą nazwę zawdzięcza hrabiemu Edwardowi
Raczyńskiemu. W latach 1815-1845 był tu zarządcą gruntu.
Stały brzeg łączy z
wyspą prom, a od niedawna również… most pontonowy. Pełni obaw ruszamy przez niebieską konstrukcję.
Oj jak
buja 😂. Idziemy i śmiejemy się sami do siebie z nieudolnych
kroków, które stawiamy.
Jesteśmy
na Wyspie Edwarda. Na mapce możemy odnaleźć wszystkie atrakcje, z którymi się
tutaj spotkamy. Odwracamy jeszcze wzrok, by spojrzeć na przeprawę, z którą
mierzą się kolejni turyści, po czym ruszamy w głąb wyspy.
Na
początek trafiamy pod chyba najokazalszy budynek na Wyspie Edwarda. To
wybudowany przez hrabiego modrzewiowy dom szwajcarski. Na bocznej
ścianie odnajdujemy tablicę, która przypomina o bardzo tragicznych
wydarzeniach, jakie tu się rozegrały.
Przed
wejściem do drewnianego domu stoi armata, a przy niej tablica przybliżająca te
dawne, smutne dzieje. To właśnie z tego działa hrabia Edward Raczyński strzelił
sobie w głowę, popełniając samobójstwo.
Wyspę
porasta całe mnóstwo dębów, z których większość uznana została za pomniki
przyrody. Wśród nich odnaleźć można tablice przybliżające historię samej wyspy
oraz jej mieszkańców. Tu również dowiemy się o Bitwach Morskich.
Bitwy
Morskiego Hrabiego Edwarda to po prostu zabawy dla dużych chłopców 😁.
Budowanie statków, spławianie ich na wody otaczającego wyspę jeziora i walki między sobą… to była rozrywka, którą hrabia uwielbiał.
Wśród pomnikowych drzew
obchodzimy wyspę dookoła, trafiając z powrotem na most pontonowy. Wracamy na
stały ląd. Teraz udamy się do centrum dawnego miasta, a pierwszy przystanek
zrobimy pod murami Kościoła św. Wawrzyńca.
Jak głosi tablica nad
głównym wejściem do świątyni, została ona ufundowana przez Laurę i Józefa
Jaraczewskich. Wybudowano ją w pierwszej połowie XIX wieku w stylu neogotyckim.
Zanim
wejdziemy do środka, swoją uwagę skupiamy na bocznej ścianie kościoła. Tu
znajduje się grobowiec hrabiego Edwarda Raczyńskiego. Z racji czynu jaki
popełnił, nie mógł zostać pochowany 👉w rodowej kaplicy w Rogalinie. Pochowano go
więc tutaj, przy kościele. Postać siedząca na grobie to żona Edwarda,
Konstancja Potocka, która jak głosi napis, pilnuje zwłok swego męża.
Czy czegoś nam ta rzeźba nie
przypomina?
To przecież Hygea! Grecka
bogini i uosobienie zdrowia. Drugą taką odnajdziemy 👉w Poznaniu na Placu Wolności. Przypominamy sobie, że to przecież właśnie ta rzeźba miała stanąć na miejskiej studni. Ale niestety wydarzenia potoczyły się inaczej i w stolicy Wielkopolski mamy jedynie kopię. Układanka
się ułożyła 😊.
Zerknijmy więc teraz do
wnętrza świątyni.
Od kościoła odchodzi piesza
aleja, biegnąca środkiem ulicy Raczyńskiego. Idziemy jej śladem i trafiamy pod
kolumnę z rzeźbą na szczycie. To św. Wawrzyniec, a łatwo go rozpoznać po ruszcie, który
trzyma w prawej ręce. To narzędzie, którym torturowano tego chrześcijańskiego
męczennika.
Kawałek dalej dochodzimy
do Pomnika Powstańców Wielkopolskich. Ten upamiętnia oczywiście bohaterów
zwycięskiego zrywu z 1918 roku.
Za pomnikiem musimy opuścić
pieszą aleję, która po prostu w tym miejscu się kończy. Kończy się również
ulica Raczyńskiego, która płynnie przechodzi w Poznańską. Idziemy dalej zgodnie
z jej przebiegiem w kierunku zaniemyskiego rynku. Po prawej mijamy wysoką wieżę
kościoła. Jest on pod wezwaniem Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny i
pierwotnie pełnił rolę ewangelickiego zboru.
Niebawem dochodzimy już do
wspomnianego rynku. To główny plac w Zaniemyślu, którego patronem jest polski
poeta okresu romantyzmu, Ryszard Berwiński. Pośrodku odnajdziemy pomnik i
tablicę z jego wizerunkiem.
Jeszcze
kilka kroków wzdłuż ulicy Poznańskiej i dochodzimy z powrotem do stacji kolei
wąskotorowej łączącej Zaniemyśl ze Środą Wielkopolską. Tu gdzie rozpoczęliśmy
naszą wędrówkę, tu również ją kończymy. Dosyć wrażeń na dzisiaj, wracamy do
Poznania.
POZDRAWIAMY☺