Zdobywamy Koronę Sudetów Niemieckich - dzień 1.
Koniec kwietnia to tradycyjnie już czas naszego urlopu. W tym roku zaczynamy jednak trochę później, bo dopiero dzisiaj, a nie od minionego poniedziałku jak zazwyczaj to bywało. Cały ten czas postanowiliśmy spędzić w Sudetach. Do Jeleniej Góry, która stanowić będzie naszą bazę wypadową, przyjechaliśmy wczoraj wieczorem. Noc była krótka, gdyż dzień dzisiejszy przywitaliśmy skoro świt. A wszystko spowodowane jest dłuższym przejazdem jaki nas czeka. Jedziemy do Niemiec!
Plan na ten cały wyjazd to zdobycie szczytów zaliczanych do Korony Sudetów Niemieckich. Przy tej okazji chcemy wejść również na kilka wierzchołków z listy Sudeckiego Włóczykija. A co się z tego faktycznie uda zdobyć... zobaczymy 😉.
HOCHWALD - 749 m n.p.m.
Z Jeleniej Góry jedziemy do Czech, by niebawem wrócić do Polski na teren tak zwanego Worka Turoszowskiego. Mijamy Bogatynię, za którą szybko wjeżdżamy na teren Niemiec. Jesteśmy w Saksonii. Kierujemy się do miejscowości Hain, położonej na południowym skraju kraju. W centrum tego niewielkiego, niemieckiego miasteczka jest całkiem spory parking, na którym się zatrzymujemy. Opłaty za postój dokonujemy w parkometrze, w którym, co bardzo nas cieszy, można płacić kartą. Hain jest doskonałym miejscem startowym na szczyt Hochwald. Naszą wędrówkę po Górach Łużyckich, bo w tych aktualnie się znajdujemy, rozpoczynamy ulicą Hochwaldweg. Ta asfaltowa droga od samego początku prowadzi nas w górę, łącząc się niebawem z zielonym i niebieskim szlakiem. Oba prowadzą na szczyt. Szlak niebieski prowadzi nieco naokoło, my wybieramy więc kolor zielony.
Po nieco ponad kilometrowym podejściu, w oddali wyłania się przed nami duży budynek. To położone na szczycie schronisko Hochwaldbaude. Idziemy w jego kierunku.
I tak asfaltowa droga doprowadziła nas na szczyt Hochwald o wysokości 749 metrów nad poziomem morza. Góra leży na czesko-niemieckiej granicy, stąd czeska jej nazwa to Hvozd. Dla nas to 52 szczyt z listy Sudeckiego Włóczykija 😊.
Hochwald okazuje się niezwykle widokowym szczytem. Dostrzegamy stąd na przykład 👉Jested (1012 m n.p.m.) z charakterystyczną wieżą telewizyjną.
Jakże malownicza panorama rozciąga się ze szczytu. Gdyby nie ta bujna zieleń, to krajobraz trochę jak na Lanzarote. Same stożki wulkaniczne 😁.
Kolejnym szczytem, który dobrze znamy jest 👉Lausche (Luz) (793 m n.p.m.). Tu również znajduje się wieża, jednak znacznie niższa. Z tej perspektywy góra wygląda na niezwykle stromą.
Usytuowane na szczycie schronisko Hochwaldbaude okazuje się być w remoncie. Tym samym nie uda nam się wejść do środka i przybić pieczątki.
W odległości około 300 metrów od szczytu znajduje się wieża widokowa. Nie ma problemu z trafieniem do niej, bo doskonale ją widać spod Hochwalbaude. Ruszamy w jej kierunku.
Okazuje się, że jest tu nie tylko wieża, ale również gościeniec Hochwald-Turmbaude. Wewnątrz naszą uwagę zwraca pięknie zdobiony piec kaflowy. A co nas cieszy najbardziej, jest pieczątka, której odcisk szybko ląduje w naszych książeczkach GOT. Z wejścia na wieżę rezygnujemy, gdyż piękniejszego widoku niż ze szczytu Hochwald i tak nie będziemy mieli.
Podchodzimy jedynie na taras widokowy, skąd w całej okazałości prezentuje się znacznie niższy szczyt Oybin. Tam niebawem będziemy.
Do miejscowości Hain wracamy tą samą asfaltową drogą, która wprowadziła nas na szczyt.
KELCHSTEIN
Za nami dopiero pierwszy cel dzisiejszego dnia. Przed nami zaplanowanych jeszcze wiele atrakcji. Ruszamy więc dalej. Kierujemy się do położonej po sąsiedzku miejscowości Kurort Oybin. Zanim jednak tam trafimy, zatrzymujemy się przy niezwykłej atrakcji przyrodniczej. To Kelchstein, czyli Skalne Kieliszki. Te niezwykle ciekawe formacje skalne, na przestrzeni milionów lat ukształtowała Matka Natura. Nazwa wywodzi się oczywiście od kształtu skały, który przypomina kieliszki.
OYBIN - 515 m n.p.m.
Kilkuminutowy przejazd spod Skalnych Kieliszków doprowadza nas do centrum Kurortu Oybin. Na parkingu, na przeciwko Informacji Turystycznej, zostawiamy samochód. Opłaty ponownie dokonujemy w parkometrze. Ten jednak przyjmuje tylko płatność bilonem. Dobrze, że zachowaliśmy monety z poprzednich wyjazdów! Nasz cel widoczny jest w górze. By się tam dostać trzeba pokonać kamienne schody. Wokół nas niezwykle piękna i zabytkowa zabudowa miasteczka. Na niej jednak skupimy się po powrocie. Teraz w górę!
Szybko dochodzimy do ewangelickiego Kościoła Górskiego. Świątynia jest barokowa i pochodzi z 1709 roku. W latach 1732-1734 została rozbudowana. Co ciekawe, jej kształt dopasowano do skały. Dzięki temu w środku siedzi się jak w kinie. Tylne rzędy są wyżej, a im bliżej ołtarza, tym niżej. Wnętrze piękne, jak to w baroku 😉.
Po dłuższej niż się spodziewaliśmy przerwie w świątyni ruszamy dalej w górę. Dużo do podejścia jednak nie ma, bo niebawem stajemy u stóp murów. Te są pamiątką po dawnym zamku i klasztorze na szczycie góry Oybin. W kasie zakupujemy bilety wstępu i ruszamy na zwiedzanie tego, co pozostało z dawnej świetności.
Położony na szczycie góry Oybin zamek swą historią sięga czasów średniowiecznych. W XIV wieku cesarz Karol IV Luksemburski wzniósł rezydencję i klasztor dla zakonu celestynów. Niestety już w XVI wieku, w wyniku reformy protestanckiej zapoczątkowanej wystąpieniem Marcina Lutra, nastąpiło gwałtowne zahamowanie rozwoju zakonu w Niemczech. W efekcie obiekt opustoszał i zaczął popadać w ruinę, stając się dzisiaj niezwykle malowniczym i uroczym miejscem. Doceniali je już malarze okresu romantyzmu. To oni swoimi dziełami rozsławili ruiny na całym niemal świecie.
Zwiedzanie zaczynamy od części zamkowej.
A jak cały kompleks wyglądał w czasie swojej świetności, możemy zobaczyć na przedstawionej tu makiecie.
I płynnie przechodzimy do części klasztornej. Tu oprócz ruin samego kościoła klasztornego zachowały się również przepięknie zdobione okna biblioteki, czy krużganki.
Z głównej świątyni klasztornej pozostały jedynie wysokie mury. Można natomiast wejść na kościelną wieżę, z której roztacza się piękny widok na całą okolicę.
Pod nami Kurort Oybin, a na przeciwko szczyt, który wcześniej zdobyliśmy. To oczywiście Hochwald z widoczną kamienną wieżą widokową.
A cóż to tak dymi za wzgórzem? To już Polska i słynna ostatnio, za sprawą naszych "możnowładców", Elektrownia Turów.
Z kościelnej wieży przechodzimy w kierunku cmentarza górskiego. Z tej perspektywy doskonale widać, jak cały kompleks wzniesiony został na skałach.
No dobrze, tak sobie spacerujemy po zamku i klasztorze, a gdzie jest szczyt góry? Na niego trzeba wspiąć się jeszcze trochę wyżej, pokonując kolejne ciągi schodów. Wierzchołek góry Oybin o wysokości 515 metrów nad poziomem morza znajduje się tam, gdzie punkt widokowy.
Widok już nam dobrze znany z kościelnej wieży, ograniczony jedynie do panoramy na terytorium Polski. Nie zmienia to faktu, że zdobyliśmy kolejny szczyt zaliczany do Sudeckiego Włóczykija. Trzeba przyznać, że w tej odznace jest wiele ciekawych miejsc, do których niekoniecznie byśmy trafili. Ale w końcu chyba taki jest sens tworzenia tych wszystkich odznak 😁.
Wróćmy jednak do zamku i klasztoru. W ich sąsiedztwie znajduje się jeszcze Gospoda Górska. Nie wygląda jednak aktualnie na czynną. Za to koło niej ciekawe płaskorzeźby na skale.
Przeszliśmy już przez klasztor, obejrzeliśmy go z góry, z kościelnej wieży, pozostaje już tylko spojrzeć na niego z dołu. Tak, tak też można! Dwie trzecie południowej ściany, czyli około 25 metrów, wyryta jest w skałach. Przy okazji zerkamy na piękne dekoracje okien. Do dziś wprawia to w zachwyt, a jakże musiało to być piękne za swych najlepszych czasów!
Na koniec trafiamy na most zwany "skoki w przepaść dziewic". My jednak skakać nie będziemy, a jedynie spojrzymy na panoramę Kurortu Oybin, którą zamyka góra Hochwald.
Jak się okazuje, im później tym ładniejsza pogoda się robi. Zza chmur na dobre wyłania się słońce. W jego promieniach ruiny wyglądają jeszcze piękniej.
Opuszczamy to niezwykle malownicze wzniesienie. Z żalem spoglądamy jeszcze w górę na pięknie prezentujące się na tle błękitnego nieba ruiny. Koło Kościoła Górskiego schodzimy z powrotem do miasteczka.
Kurort Oybin jest miejscowością uzdrowiskową. Wszędzie wokół otaczają nas niewysokie budowle o przepięknej architekturze. Łączenie drewna i gliny (taka konstrukcja nazywana jest szachulcem) lub drewna i cegły (to z kolei mur pruski) to bardzo charakterystyczny dla Niemiec styl budowania. Często spotkać go można również w Polsce, zwłaszcza na dawnych ziemiach pruskich.
Tym miejscem Saksonia nas urzekła! Cisza, spokój, ciekawa architektura i górujący nad tym wszystkim szczyt Oybin z niezwykle malowniczymi ruinami. Cóż można chcieć więcej 😊. No ale trzeba się rozstać z tym pięknym miejscem i ruszyć w dalszą drogę.
BREITEBERG - 510 m n.p.m.
Z Kurortu Oybin jedziemy na północ do miejscowości Bertsdorf-Hörnitz. Nieco na zachód od niej, przy drodze S138, znajduje się parking. Stąd ruszymy na kolejną dzisiaj wędrówkę. Cel, jakim jest szczyt Breiteberg, widoczny jest przed nami.
Za naszymi plecami natomiast wspaniałe widoki. To Lausche (Luz), który widzieliśmy już dzisiaj z Hochwalda. I ta piękna zieleń wokół. Cudownie!
Szlak nie jest męczący, choć cały czas nabieramy wysokości. Po naszej prawej ręce widoczna jest już Elektrownia Turów, a w oddali szczyt Jested. Chyba rozpoznaliśmy go tylko i wyłącznie przez charakterystyczną wieżę telewizyjną, w której dodatkowo teraz odbijają się promienie słoneczne.
Podążając za wskazaniami czerwonego i żółtego szlaku szybko dochodzimy pod budynek restauracji Breitebergbaude. Tym samym zdobywamy szczyt Breiteberg o wysokości 510 metrów nad poziomem morza.
Oprócz Breitebergbaude i tabliczki z oznaczeniem szczytu, na wierzchołku znajduje się również wieża widokowa. Ta kamienna budowla jest jednak w trakcie remontu i nie uda nam się dzisiaj wejść na nią.
Breiteberg to szczyt na Pogórzu Wschodniołużyckim, zaliczany zarówno do Korony Sudetów Niemieckich, jak i do Sudeckiego Włóczykija. Zdobyliśmy go wchodząc południowym zboczem, więc dla odmiany zejdziemy zboczem północnym. Tak trafiamy na cokół stanowiący pozostałość po pomniku cesarza niemieckiego Fryderyka III.
Północne zbocze góry okazuje się bardziej strome. Na szczęście udaje nam się dojść do Bergringweg, ścieżki prowadzącej wokół szczytu, którą poprowadzony jest żółty szlak. Za jej wskazaniami wracamy do krzyżówki ze szlakiem czerwonym i dalej z powrotem na parking.
SPITZBERG - 510 m n.p.m.
Słońce jeszcze całkiem wysoko na niebie, postanawiamy więc zdobyć jeszcze jeden szczyt. Kierujemy się dalej na północ do miejscowości Oderwitz. Tu na rogu ulic Hauptstrasse i Spitzbergstrasse znajduje się parking, na którym możemy bezpiecznie zostawić samochód. Przebiega tędy również zielony szlak, za którego wskazaniami ruszamy w górę drogi. Na początku przechodzimy pod mostem kolejowym, za którym dołącza do nas dodatkowo szlak żółty. Odtąd mamy dwóch przewodników, za którymi podążamy na szczyt. A ten widoczny jest w oddali przed nami.
Ścieżką między łąkami i polami, wśród cudownie kwitnących drzew, wspinamy się w kierunku widocznego wzniesienia. Ostatni etap to pokonanie kilkudziesięciu schodów.
Pierwszym co rzuca nam się w oczy po wejściu na szczyt to budynek restauracji Spitzberg Baude. Obiekt jest już dzisiaj nieczynny.
Na drzewie, tuż obok Spitzberg Baude, zawieszona została tabliczka szczytowa. To potwierdzenie, że zdobywamy Spitzberg o wysokości 510 metrów nad poziomem morza, szczyt zaliczany do Korony Sudetów Niemieckich. Co więcej, to jeden z ciekawszych szczytów na terenie Pogórza Wschodniołużyckiego. A dlaczego taki niezwykły?
To doskonale widać, patrząc na skały na szczycie. Spitzberg to dawna kopuła wulkaniczna. Na jego wierzchołku znajduje się pięć, zastygłych w kominie wulkanu, bazaltowych skał, stanowiących dzisiaj wspaniały punkt widokowy.
W dole pod nami zabudowa miasteczka Oderwitz i ubarwiona kwitnącymi drzewami ścieżka, którą przyszliśmy na szczyt.
A w oddali znane nam wierzchołki. Tu ponownie, ledwie już widoczny, Jested. Na szczęście ostatnie promienie słońca odbijają się jaskrawo w przeszkleniach wieży telewizyjnej.
Jest również Lausche (Luz). Chyba już po raz trzeci dzisiaj 😁.
Schodzimy z powulkanicznych, bazaltowych skał i tą samą ścieżką wracamy na parking do samochodu.
To był ostatni szczyt na dzisiaj. Zbliża się powoli godzina 20 i okolicę zaczyna spowijać zmierzch. Czas wracać do Polski, do naszej kwatery w Jeleniej Górze na zasłużony odpoczynek. Może wędrówki nie były dzisiaj zbyt długie, choć łącznie przeszliśmy prawie 13 kilometrów, to atrakcje całego dnia zmęczyły nas. A trzeba jeszcze wrócić, a to kolejne 1,5 godziny jazdy i niemal 100 kilometrów do pokonania. Już wiemy, że jutro zrobimy sobie luźniejszy dzień 😁.
POZDRAWIAMY☺