Zdobywamy Koronę Sudetów Niemieckich - dzień 2.
Dzisiaj wczesna pobudka.
Przed nami długi, bo około 150-kilometrowy przejazd. Po dwóch dniach
nieobecności wracamy do Niemiec na ciąg dalszy zmagań z 👉Koroną Sudetów Niemieckich. A przy okazji mamy nadzieję, że kilka szczytów do 👉Sudeckiego Włóczykija też wpadnie 😉. W stosunku do dnia wczorajszego, pogoda znacznie się poprawiła. Choć po niebie płyną
jeszcze liczne chmury, nie zanosi się na deszcz. A może nawet wyjrzy słońce.
CIS HENRYK
Z Jeleniej Góry, przez
Gryfów Śląski i Lubań, kierujemy się na autostradę A4, która poprowadzi nas
dalej niemal pod sam cel. Po drodze, w miejscowości Henryków Lubański, dostrzegamy jednak ciekawe znaki. Kierują one do najstarszego drzewa w Polsce. To
bardzo przyciąga naszą uwagę, więc postanawiamy zboczyć nieco z drogi. Za dużo
czasu nie powinniśmy stracić, bo to zaledwie 3,5 kilometra w bok. I tak po
kilku minutach podjeżdżamy pod Cisa Henryk.
Wiek drzewa szacuje się
na około 1300 lat. W przeciągu swojego długiego życia wiele razy był
okaleczany, co w efekcie doprowadziło do jego obumierania. Na szczęście podjęte
działania w postaci na przykład postawienia rusztowania, czy zainstalowania
zraszaczy, przyczyniły się do poprawy jego stanu. Cis zaczął wypuszczać nowe
pędy.
Oj, gdyby tylko umiał
mówić, to pewnie wiele dowiedzielibyśmy się o przeszłości od tego jedynego w swoim rodzaju Pomnika Przyrody. Tymczasem wracamy na szlak. Kierunek - Niemcy i piękna
Saksonia.
HOCHSTEIN - 449 m n.p.m.
Autostrada A4 doprowadza nas niemal na obrzeża Drezna. Na GPS mamy ustawiony cel: Luchsenburg. Tam też
dojeżdżamy i na leśnym parkingu w pobliżu restauracji Forsthaus Luchsenburg
zostawiamy samochód. Na pierwszą dzisiaj wędrówkę ruszamy zgodnie ze
wskazaniami czerwonego szlaku na szlakowskazie. Do pokonania nieco ponad 2
kilometry. Ruszamy!
Jak już zauważyliśmy
podczas wcześniejszej wizyty w Niemczech, tu wszystkie ścieżki i leśne drogi
mają swoje nazwy. Nie inaczej jest tutaj. Wędrujemy Hochsteinstrasse, dzięki
czemu nie trudno się domyślić, że celem jest szczyt Hochstein. Po drodze
natrafiamy na stary, kamienny szlakowskaz z 1917 roku. Ten upewnia nas, że
kierunek wędrówki jest prawidłowy 😀.
Chcąc sobie nieco skrócić
drogę, postanawiamy zejść ze szlaku, by jedną z licznych tu leśnych ścieżek
szybciej dojść do altany. Niestety po drodze przegapiliśmy odbicie w lewo w
Kugelweg i w efekcie zamiast bliżej, zrobiło nam się tak samo jakbyśmy szli czerwonym szlakiem. Dobrze, że w ogóle dotarliśmy do miejsca, do którego powinniśmy 😜.
Mała drewniana altana zlokalizowana przy czerwonym szlaku robi na nas
piorunujące wrażenie. I nie chodzi tu o jej wygląd, kształt, czy jakieś
nadzwyczajne zdobienia. Tu jest po prostu czysto. Nigdzie nie leżą żadne
śmieci. W środku dwie ławki, pomiędzy nimi stolik przykryty nawet ceratą i
ozdobiony jajkami i zajączkami (to chyba jeszcze pozostałość po Wielkanocy). I
wszędzie wokół porządek. Niestety taki widok jest niespotykany w Polsce...
bardzo to przykre 😥.
Trzymając się czerwonych wskazań dochodzimy na Hochstein, szczyt o wysokości 449 metrów nad
poziomem morza. To najwyższe wzniesienie Pogórza Zachodniołużyckiego, przez co zaliczany jest do Korony Sudetów Niemieckich oraz do Sudeckiego Włóczykija.
Hochstein w tłumaczeniu
na język polski oznacza "wysoki kamień". I faktycznie na szczycie
znajdują się skały, które stanowią dzisiaj ciekawy punkt widokowy.
Pomiędzy skałami
odnajdujemy ukrytą skrzyneczkę, a w niej zeszyt. Wpisujemy się na pamiątkę.
Hochstein to nasz 4 szczyt z Korony Sudetów Niemieckich. Pozostały już tylko
dwa do zdobycia.
Dla urozmaicenia
postanawiamy zejść ze szczytu inną drogą. Idziemy więc dalej czerwonym
szlakiem, który doprowadza nas do zielonego. Jak to w Niemczech, każda ścieżka
ma swoją nazwę. Skręcając w prawo zmieniamy
kolor szlaku na zielony i Burkauer Weg wracamy z powrotem na parking. Ruszamy w
dalszą drogę.
STOLPEN - 365 m n.p.m.
Spod szczytu Hochstein
jedziemy na południe do miejscowości Stolpen. Góruje nad nią szczyt o tej samej
nazwie, co pięknie widać już z daleka.
Dojeżdżamy do samego
centrum, by na rynku zaparkować samochód. Wokół nas przepiękne, kolorowe, XIX-wieczne kamieniczki. W północnej części rynku stoi pocztowy słup dystansowy
z 1728 roku. Znajdują się na nim herby Polski i Saksonii, monogram króla
Augusta II Mocnego oraz polska korona królewska. Skąd polskie akcenty w
Stolpen? Wszystko za sprawą Augusta II Mocnego, który był pierwszym królem
Polski pochodzącym z saskiej dynastii Wettynów. Sprawował również funkcję
elektora Saksonii.
Rynek w Stolpenie
położony jest na zboczu góry. Wspinamy się więc w kierunku jej szczytu, by
dojść na zamek. Po prawej mijamy ratusz z 1549 roku. Widnieje na nim herb
miasta z tą datą właśnie.
Dochodzimy do
południowej, wyżej położonej pierzei rynku. Stąd mamy widok na całą jego
zabudowę. Są również magnolie... kwitnące 😍.
Jednak nie miasto
Stolpen jest naszym celem na dzisiaj. My chcemy zdobyć szczyt o tej samej
nazwie. Ruszamy więc dalej w górę, by dostać się na zamek. On zajmuje cały
niemal wierzchołek góry Stolpen. W kasie dokonujemy zakupu biletów wstępu, dzięki
którym możemy wejść na teren dawnej warowni. To kolejny ciekawy obiekt, do którego
trafiliśmy dzięki odznace Sudecki Włóczykij, bo do niej zalicza się właśnie
szczyt Stolpen.
Historia zamku sięga
średniowiecza. Mówi się, że już na przełomie XI i XII wieku istniała tu obronna
budowla. Jednak pierwsze potwierdzone dane mamy z XIII wieku. W kolejnych
wiekach obiekt rozbudowywano. W 1675 roku zamek uznano za twierdzę rangi
krajowej. Jednak wkrótce po tym zamek zaczął popadać w ruinę. Jego ostateczny
upadek i częściowe wysadzenie w powietrze to przejście wojsk napoleońskich w
1813 roku. Od tego czasu nigdy nie powrócił już do dawnej świetności, przez co
mamy po dziś dzień zachowane częściowe ruiny.
Zwiedzanie zamku to nie tylko
jego mury. We wnętrzach wież znajdują się liczne ekspozycje. I tak na przykład
w Wieży Schösser, znajdującej się na prawo od wejścia, zorganizowano wystawę
„Zarządzanie urzędami i gospodarka”. Związane to jest z dawną funkcją tego
pomieszczenia. Tu wykonywał swój urząd poborca podatkowy ze swoim sekretarzem,
sprawując pieczę nad budżetem okręgu administracyjnego Stolpen.
Druga, wyższa wieża to Wieża Jana, która zawdzięcza swą nazwę biskupowi Janowi Ewangeliście. Jednak dużo bardziej przylgnęła do niej nazwa Wieży Cosel, gdyż to w niej więziono hrabinę. O kim mowa i co to za historia?
Na Zamku Stolpen więziona była w latach 1716-1765 Anna Konstancja Cosel, bardziej znana właśnie jako hrabina Cosel. Spędziła tu niemal 50 lat. A wszystko za sprawą romansu z królem Augustem II Mocnym. Co więcej, była jego faworytą, czyli oficjalną partnerką. Ze swojego związku mieli nawet trójkę dzieci. W efekcie hrabina Cosel stała się niezwykle ważną personą. Nie podobało się to królowi, który chciał pozbawić ją wpływów. Hrabina zemściła się, spiskując przeciwko Augustowi II Mocnemu. W efekcie została pojmana i uwięziona właśnie tutaj. Po śmierci hrabiny w 1765 roku pochowano ją w zamkowej kaplicy.
Obie wieże pełniły
pierwotnie funkcję obronną i strzegły dostępu do zamku głównego. Pomiędzy nimi
znajduje się wejście. Portal ozdobiony jest płaskorzeźbą, przedstawiającą
książęco-elektorskie herby saksońskie.
Jak łatwo było zauważyć
już na wstępie, zamek wybudowany został między skałami. Jego mury zostały
wkomponowane w naturalne twory skalne. Tą skałą jest powulkaniczny bazalt,
przybierający fantazyjne kształty kolumn. Stąd też pochodzi nazwa Stolpen. Wywodzi
się od słowiańskiego słowa oznaczającego „słup”, a takich kształtów mamy wokół
całe mnóstwo.
Co więcej, samo
określenie "bazalt" powstało właśnie tu, w Stolpen. Do powszechnego
użycia tego słowa doprowadził niemiecki górnik i mineralog, Georgius Agricola,
za sprawą którego w XVI wieku świat usłyszał o bazalcie.
Zajrzyjmy teraz do Wieży
Jana. Tam również zorganizowano kilka ekspozycji, a wśród nich tę, poświęconą
hrabinie Cosel. Wejście na sam szczyt wieży pozwoli dodatkowo spojrzeć na cały zamek z
góry.
Wracamy na dół,
zostawiamy Wieżę Jana za plecami i wzdłuż murów przechodzimy do kolejnej. Ta usytuowana jest już na zamku głównym, pomiędzy jego dolną i górną częścią. Wieża nosi nazwę Wieży
Seiger i zawdzięcza ją słowu „seiger”, którym określano wieże zegarowe. Zgodnie
z nazwą pełniła właśnie taką funkcję.
W jej wnętrzach obejrzeć
możemy dawną tarczę zegarową, czy zabytkowy mechanizm odmierzania czasu. Są
również pięknie zdobione pomieszczenia, w których zachowały się renesansowe
malowidła ścienne autorstwa Heinricha Gödinga, saksońskiego malarza.
Na szczycie wieży
znajduje się kolejny taras widokowy. Z tej perspektywy możemy spojrzeć zarówno
na dolną część zamku głównego, jak i tę górną, do której zaraz się udamy.
Będąc na zamku możemy
śmiało powiedzieć, że zdobyliśmy kolejny szczyt zaliczany do Sudeckiego
Włóczykija - Stolpen o wysokości 365 metrów nad poziomem morza na Pogórzu
Zachodniołużyckim.
Zamek Stolpen to również
ciekawostki. Na przykład wodociąg. Już w 1563 roku, wykorzystano energię
pochodzącą z wody, i z jej pomocą tłoczono wodę drewnianymi rurami około 65 metrów
w górę na zamek.
Inna ciekawostka to
studnia wydrążona w bazaltowej skale. Ma ona aż 84 metry głębokości i jest
najgłębszą studnią bazaltową świata. Jej wydrążenie zajęło czterem górnikom aż
24 lata! Można powiedzieć, że zaglądniecie do studni to jak spojrzenie w głąb
wulkanu.
Tymczasem dochodzimy do miejsca,
gdzie dawniej znajdowała się zamkowa kaplica. Tu właśnie znajduje się grób
hrabiny Cosel. Na zamku spędziła większość swojego życia i jak widać, została
tu na zawsze.
Przechodzimy teraz do Wieży
Siedmioszczytowej. Nazwa wywodzi się od hełmu dawniej ją nakrywającego. Miał sześć
małych wieżyczek po bokach i jedną dużą pośrodku. Jej wnętrza skrywają kuchnię
oraz kolejny taras widokowy. Wchodzimy na górę, by spojrzeć na cały zamkowy
kompleks oraz otaczającą go okolicę.
W oddali dostrzegamy
wieżę telewizyjną w Dreźnie. A wszędzie wokół zabudowa miasteczka Stolpen i
malownicze pola, na których powoli pojawia się kwitnący na żółto rzepak.
Najbliżej nas kościół
miejski z 1490 roku. Jednak to, co możemy w nim oglądać współcześnie, pochodzi z
czasów odbudowy w stylu barokowym, po pożarze z 1723 roku.
Wizytę na zamku kończymy
zejściem do podziemi. Tam znajduje się lapidarium prezentujące ocalałe kamienne ozdoby. Oj, tu można się naprawdę ochłodzić, straszny ziąb panuje w podziemiach.
Opuszczamy zamkowe mury
i wracamy na rynek, gdzie zaparkowaliśmy samochód.
Zanim jednak wrócimy do
auta, zauważamy na środku rynku nietypowy pomnik. Ten poświęcony jest...
bazaltowi i nawet z niego został wykonany. Ale nic w tym dziwić nie może. Miasto zbudowano
na bazalcie i to przecież stąd pochodzi jego nazwa.
Ostatecznie trafiamy do
samochodu i ruszamy w dalsza drogę. Kierujemy się już teraz na wschód, wracając
stopniowo w kierunku Polski.
VALTENBERG - 587 m n.p.m.
Spod szczytu Stolpen dojeżdżamy na stację kolejową
Neukirch (Lausitz) West, przy której parkujemy samochód. Stąd za zielonym
kolorem szlaku rozpoczynamy kolejną wędrówkę. Kierunek Valtenberg.
Szlak prowadzi nas przez
piękny, porośnięty mchem las. Na niebie coraz mniej chmur, a grzejące słońce
sprawiło, że zrobiło się ciepło i przyjemnie. Niespełna dwukilometrowe
podejście w tak pięknych okolicznościach przyrody doprowadza nas na szczyt. Jak
wiele niemieckich wierzchołków, tak i ten jest zagospodarowany. Mamy kamienną wieżę
widokową, gospodę Bergbaude Valtenberg, a nawet kaplicę.
Nas interesuje jednak
najbardziej wejście na wieżę. Okazuje się, że wstęp jest płatny, a stosownej
opłaty dokonuje się w gospodzie. Na wieży znajduje się słup geodezyjny.
Valtenberg o wysokości 587 metrów nad poziomem morza zdobyty! To najwyższy
szczyt Pogórza Łużyckiego, stanowiącego przedsionek Gór Łużyckich. Z tego też
powodu trafił na listę Korony Sudetów Niemieckich oraz Sudeckiego Włóczykija.
Schodzimy z wieży i ze
szczytu. Tak jak w drogę na górę, tak teraz w dół prowadzi nas zielony szlak. Za jego wskazaniami
wracamy do Neukirch/Lausitz, zerkając po drodze na ciekawą zabudowę miasteczka.
Na stacji kolejowej robimy krótką przerwę na posiłek i jedziemy dalej.
To jeszcze nie koniec na dzisiaj 😁.
CZORNEBOH - 561 m n.p.m.
Konsekwentnie jedziemy dalej na wschód. Naszym celem jest usytuowany
pośrodku lasu parking. To gdzieś na południe od miejscowości Hochkirch, przy
krzyżówce ulic Unterer Ziegelbergweg i Löbauer Weg. Dojazd odbywa się jednak
bez problemu. GPS prowadzi prawidłowo, a asfaltowa droga wiedzie nas aż do
samego celu. Zgodnie ze wskazaniem szlakowskazu ruszamy w górę. Póki co nie
rozstajemy się z asfaltem.
Z asfaltowej drogi
schodzimy dopiero pod samym szczytem, odbijając z niej w lewo. Jeszcze kilka kroków
pod górę i dochodzimy do najwyższego miejsca. To szczyt Czorneboh o wysokości
561 metrów nad poziomem morza w Górach Łużyckich. Widoczna tu skała utożsamiana
była dawniej ze słowiańskim miejscem kultu. Stąd też może pochodzić nazwa szczytu,
wywodząca się od czarnoboga, czyli diabła. A ten przez Słowian uważany był za
złego boga.
Zostawmy jednak legendy
i mity za sobą i przejdźmy jeszcze kawałek do przodu. Tuż pod szczytem
Czorneboha znajduje się kamienna wieża widokowa i gościniec Berggasthof
Czorneboh. Niestety oba obiekty są już zamknięte. Jest niedziela i wszystko
krócej czynne. Dla nas dziwne, bo w Polsce wszystkie obiekty turystyczne otwarte są niemal całą dobę. Jak widać tu mają zdrowsze podejście do pracy i nie harują
za wszelką cenę 😕.
Mając przed oczami "piękny", przemysłowy widok schodzimy ze szczytu na parking. Tym razem jednak to nie nasz polski Turów, jak widzieliśmy go zewsząd podczas 👉pierwszego dnia. Słońce jeszcze dość
mocno przygrzewa, szkoda kończyć dzień i wracać do domu. Decydujemy się więc na
jeszcze jeden szczyt.
LÖBAUER BERG - 448 m n.p.m.
Dalszy przejazd na wschód
doprowadza nas do miejscowości Löbau. Na wschodnich krańcach miasteczka, przy
krzyżówce ulic Grenzweg i Löobauer Berg znajduje się leśny parking, na którym
możemy się zatrzymać. To zaledwie kilkaset metrów od szczytu. Miejsce stanowi
niejako przełęcz pomiędzy sąsiadującymi ze sobą szczytami Schafberg (450 m
n.p.m.) i Löbauer Berg (448 m n.p.m.). Przed nami więc krótka wędrówka, idealna
na zakończenie długiego dnia. I faktycznie w kilka minut dochodzimy pod wieżę
widokową. Odcinek był krótki ale bardzo stromy.
Ale chwila, chwila, co to za piękna wieża przed nami? Żeliwna, bogato dekorowana medalionami i herbami.
To wieża króla Fryderyka
Augusta II, będąca jedyną zachowaną żeliwną wieżą widokową w Europie. Niezwykły
zabytek, do którego przywiódł nas znowu Sudecki Włóczykij. Jak widać odznaka doskonale spełnia swe zadanie, polegające na popularyzowaniu turystyki górskiej i
krajoznawczej w całych Sudetach, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami.
Wieża została wybudowana w 1854 roku. Niestety jej patron, król Fryderyk, nie dożył otwarcia, gdyż zginął miesiąc wcześniej podczas wakacji w Tyrolu.
Wstęp na wieżę jest
płatny (2 euro), jednak wszystko odbywa się automatycznie. Wrzucamy monetę i możemy
przejść przez bramki. Pokonujemy kolejne żeliwne stopnie schodów, które swoją
drogą są pięknie zdobione, by znaleźć się ostatecznie na wysokości 24 metrów nad
powierzchnią ziemi. Tu znajduje się najwyższy spośród 3 tarasów widokowych.
Z tej wysokości
rozciągają się rozległe panoramy na tereny Pogórza Wschodniołużyckiego, bo w
tym regionie górskim się znajdujemy. Ale widać też dalsze rejony Saksonii i nie tylko. Co
ciekawe, zauważamy wiele dymiących się miejsc. To nas bardzo zastanowiło, więc
skorzystaliśmy z koła ratunkowego w postaci internetu. Okazuje się, że dzisiejsza noc z 30
kwietnia na 1 maja to tak zwana Noc Walpurgi, czyli wywodząca się od ludów
germańskich noc duchów. Zgodnie z tradycją, by odstraszyć wszelkie złe moce i
czarownice, rozpala się wielkie ogniska.
Spośród wzniesień, które
potrafimy rozpoznać, widzimy sąsiadujący z Löbauer Berg szczyt Schafberg, na
którym stoi wieża transmisyjna.
W oddali widoczny jest
również 👉czeski Jested (1012 m n.p.m.). Przez słabą przejrzystość powietrza, znajdująca się na nim wieża telewizyjna nie jest widoczna. Rozpoznajemy jednak tę górę po charakterystycznym wierzchołku.
Dostrzegamy również 👉Hochwald (749 m n.p.m.) oraz 👉Lausche (793 m n.p.m.).
Na szczycie wieży
znajduje się skrzyneczka z zeszytem. Z takiej okazji trzeba skorzystać, dokonujemy więc pamiątkowego wpisu.
Na koniec zerkamy
jeszcze na detale samej wieży. Wygląda pięknie, ale ile misternej pracy
musiało to wszystko kosztować.
Uraczeni wspaniałymi
widokami schodzimy z powrotem na ziemię, dosłownie i w przenośni 😉. Wracamy do samochodu i ruszamy w drogę
powrotną do kraju.
Szczyt Löbauer Berg nie chce się jednak z nami tak szybko
rozstać, pięknie prezentując nam się w promieniach zachodzącego słońca. Z tej
perspektywy doskonale widać, jak razem z sąsiadującym szczytem Schafberg,
tworzą spójną całość.
Bardzo długi dzień za
nami, a jeszcze około 100 kilometrów drogi przed nami. Nie wracamy do
autostrady A4, a krótszą drogą przez Bogatynię i czeski Frydlant jedziemy do
Jeleniej Góry. Co będziemy robić jutro zdecydujemy po powrocie, ale są zakusy,
by wrócić na saksońską ziemię 😁.
POZDRAWIAMY☺