niedziela, 30 kwietnia 2023

Cis Henrykowski i szczyty Hochstein - Stolpen - Valtenberg - Czorneboh - Löbauer Berg (Polska, Niemcy)

Zdobywamy Koronę Sudetów Niemieckich - dzień 2.

Dzisiaj wczesna pobudka. Przed nami długi, bo około 150-kilometrowy przejazd. Po dwóch dniach nieobecności wracamy do Niemiec na ciąg dalszy zmagań z 👉Koroną Sudetów Niemieckich. A przy okazji mamy nadzieję, że kilka szczytów do 👉Sudeckiego Włóczykija też wpadnie 😉. W stosunku do dnia wczorajszego, pogoda znacznie się poprawiła. Choć po niebie płyną jeszcze liczne chmury, nie zanosi się na deszcz. A może nawet wyjrzy słońce.

CIS HENRYK


Z Jeleniej Góry, przez Gryfów Śląski i Lubań, kierujemy się na autostradę A4, która poprowadzi nas dalej niemal pod sam cel. Po drodze, w miejscowości Henryków Lubański, dostrzegamy jednak ciekawe znaki. Kierują one do najstarszego drzewa w Polsce. To bardzo przyciąga naszą uwagę, więc postanawiamy zboczyć nieco z drogi. Za dużo czasu nie powinniśmy stracić, bo to zaledwie 3,5 kilometra w bok. I tak po kilku minutach podjeżdżamy pod Cisa Henryk.



Wiek drzewa szacuje się na około 1300 lat. W przeciągu swojego długiego życia wiele razy był okaleczany, co w efekcie doprowadziło do jego obumierania. Na szczęście podjęte działania w postaci na przykład postawienia rusztowania, czy zainstalowania zraszaczy, przyczyniły się do poprawy jego stanu. Cis zaczął wypuszczać nowe pędy.



Oj, gdyby tylko umiał mówić, to pewnie wiele dowiedzielibyśmy się o przeszłości od tego jedynego w swoim rodzaju Pomnika Przyrody. Tymczasem wracamy na szlak. Kierunek - Niemcy i piękna Saksonia.

HOCHSTEIN - 449 m n.p.m.


Autostrada A4 doprowadza nas niemal na obrzeża Drezna. Na GPS mamy ustawiony cel: Luchsenburg. Tam też dojeżdżamy i na leśnym parkingu w pobliżu restauracji Forsthaus Luchsenburg zostawiamy samochód. Na pierwszą dzisiaj wędrówkę ruszamy zgodnie ze wskazaniami czerwonego szlaku na szlakowskazie. Do pokonania nieco ponad 2 kilometry. Ruszamy!


Jak już zauważyliśmy podczas wcześniejszej wizyty w Niemczech, tu wszystkie ścieżki i leśne drogi mają swoje nazwy. Nie inaczej jest tutaj. Wędrujemy Hochsteinstrasse, dzięki czemu nie trudno się domyślić, że celem jest szczyt Hochstein. Po drodze natrafiamy na stary, kamienny szlakowskaz z 1917 roku. Ten upewnia nas, że kierunek wędrówki jest prawidłowy 😀.


Chcąc sobie nieco skrócić drogę, postanawiamy zejść ze szlaku, by jedną z licznych tu leśnych ścieżek szybciej dojść do altany. Niestety po drodze przegapiliśmy odbicie w lewo w Kugelweg i w efekcie zamiast bliżej, zrobiło nam się tak samo jakbyśmy szli czerwonym szlakiem. Dobrze, że w ogóle dotarliśmy do miejsca, do którego powinniśmy 😜.
Mała drewniana altana zlokalizowana przy czerwonym szlaku robi na nas piorunujące wrażenie. I nie chodzi tu o jej wygląd, kształt, czy jakieś nadzwyczajne zdobienia. Tu jest po prostu czysto. Nigdzie nie leżą żadne śmieci. W środku dwie ławki, pomiędzy nimi stolik przykryty nawet ceratą i ozdobiony jajkami i zajączkami (to chyba jeszcze pozostałość po Wielkanocy). I wszędzie wokół porządek. Niestety taki widok jest niespotykany w Polsce... bardzo to przykre 😥.



Trzymając się czerwonych wskazań dochodzimy na Hochstein, szczyt o wysokości 449 metrów nad poziomem morza. To najwyższe wzniesienie Pogórza Zachodniołużyckiego, przez co zaliczany jest do Korony Sudetów Niemieckich oraz do Sudeckiego Włóczykija.


Hochstein w tłumaczeniu na język polski oznacza "wysoki kamień". I faktycznie na szczycie znajdują się skały, które stanowią dzisiaj ciekawy punkt widokowy.




Pomiędzy skałami odnajdujemy ukrytą skrzyneczkę, a w niej zeszyt. Wpisujemy się na pamiątkę. Hochstein to nasz 4 szczyt z Korony Sudetów Niemieckich. Pozostały już tylko dwa do zdobycia.


Dla urozmaicenia postanawiamy zejść ze szczytu inną drogą. Idziemy więc dalej czerwonym szlakiem, który doprowadza nas do zielonego. Jak to w Niemczech, każda ścieżka ma swoją nazwę. Skręcając w prawo zmieniamy kolor szlaku na zielony i Burkauer Weg wracamy z powrotem na parking. Ruszamy w dalszą drogę.



STOLPEN - 365 m n.p.m.


Spod szczytu Hochstein jedziemy na południe do miejscowości Stolpen. Góruje nad nią szczyt o tej samej nazwie, co pięknie widać już z daleka.


Dojeżdżamy do samego centrum, by na rynku zaparkować samochód. Wokół nas przepiękne, kolorowe, XIX-wieczne kamieniczki. W północnej części rynku stoi pocztowy słup dystansowy z 1728 roku. Znajdują się na nim herby Polski i Saksonii, monogram króla Augusta II Mocnego oraz polska korona królewska. Skąd polskie akcenty w Stolpen? Wszystko za sprawą Augusta II Mocnego, który był pierwszym królem Polski pochodzącym z saskiej dynastii Wettynów. Sprawował również funkcję elektora Saksonii.


Rynek w Stolpenie położony jest na zboczu góry. Wspinamy się więc w kierunku jej szczytu, by dojść na zamek. Po prawej mijamy ratusz z 1549 roku. Widnieje na nim herb miasta z tą datą właśnie.




Dochodzimy do południowej, wyżej położonej pierzei rynku. Stąd mamy widok na całą jego zabudowę. Są również magnolie... kwitnące 😍.



Jednak nie miasto Stolpen jest naszym celem na dzisiaj. My chcemy zdobyć szczyt o tej samej nazwie. Ruszamy więc dalej w górę, by dostać się na zamek. On zajmuje cały niemal wierzchołek góry Stolpen. W kasie dokonujemy zakupu biletów wstępu, dzięki którym możemy wejść na teren dawnej warowni. To kolejny ciekawy obiekt, do którego trafiliśmy dzięki odznace Sudecki Włóczykij, bo do niej zalicza się właśnie szczyt Stolpen.


Historia zamku sięga średniowiecza. Mówi się, że już na przełomie XI i XII wieku istniała tu obronna budowla. Jednak pierwsze potwierdzone dane mamy z XIII wieku. W kolejnych wiekach obiekt rozbudowywano. W 1675 roku zamek uznano za twierdzę rangi krajowej. Jednak wkrótce po tym zamek zaczął popadać w ruinę. Jego ostateczny upadek i częściowe wysadzenie w powietrze to przejście wojsk napoleońskich w 1813 roku. Od tego czasu nigdy nie powrócił już do dawnej świetności, przez co mamy po dziś dzień zachowane częściowe ruiny.


Zwiedzanie zamku to nie tylko jego mury. We wnętrzach wież znajdują się liczne ekspozycje. I tak na przykład w Wieży Schösser, znajdującej się na prawo od wejścia, zorganizowano wystawę „Zarządzanie urzędami i gospodarka”. Związane to jest z dawną funkcją tego pomieszczenia. Tu wykonywał swój urząd poborca podatkowy ze swoim sekretarzem, sprawując pieczę nad budżetem okręgu administracyjnego Stolpen.


Druga, wyższa wieża to Wieża Jana, która zawdzięcza swą nazwę biskupowi Janowi Ewangeliście. Jednak dużo bardziej przylgnęła do niej nazwa Wieży Cosel, gdyż to w niej więziono hrabinę. O kim mowa i co to za historia?
Na Zamku Stolpen więziona była w latach 1716-1765 Anna Konstancja Cosel, bardziej znana właśnie jako hrabina Cosel. Spędziła tu niemal 50 lat. A wszystko za sprawą romansu z królem Augustem II Mocnym. Co więcej, była jego faworytą, czyli oficjalną partnerką. Ze swojego związku mieli nawet trójkę dzieci. W efekcie hrabina Cosel stała się niezwykle ważną personą. Nie podobało się to królowi, który chciał pozbawić ją wpływów. Hrabina zemściła się, spiskując przeciwko Augustowi II Mocnemu. W efekcie została pojmana i uwięziona właśnie tutaj. Po śmierci hrabiny w 1765 roku pochowano ją w zamkowej kaplicy.


Obie wieże pełniły pierwotnie funkcję obronną i strzegły dostępu do zamku głównego. Pomiędzy nimi znajduje się wejście. Portal ozdobiony jest płaskorzeźbą, przedstawiającą książęco-elektorskie herby saksońskie.




Jak łatwo było zauważyć już na wstępie, zamek wybudowany został między skałami. Jego mury zostały wkomponowane w naturalne twory skalne. Tą skałą jest powulkaniczny bazalt, przybierający fantazyjne kształty kolumn. Stąd też pochodzi nazwa Stolpen. Wywodzi się od słowiańskiego słowa oznaczającego „słup”, a takich kształtów mamy wokół całe mnóstwo.




Co więcej, samo określenie "bazalt" powstało właśnie tu, w Stolpen. Do powszechnego użycia tego słowa doprowadził niemiecki górnik i mineralog, Georgius Agricola, za sprawą którego w XVI wieku świat usłyszał o bazalcie.


Zajrzyjmy teraz do Wieży Jana. Tam również zorganizowano kilka ekspozycji, a wśród nich tę, poświęconą hrabinie Cosel. Wejście na sam szczyt wieży pozwoli dodatkowo spojrzeć na cały zamek z góry.







Wracamy na dół, zostawiamy Wieżę Jana za plecami i wzdłuż murów przechodzimy do kolejnej. Ta usytuowana jest już na zamku głównym, pomiędzy jego dolną i górną częścią. Wieża nosi nazwę Wieży Seiger i zawdzięcza ją słowu „seiger”, którym określano wieże zegarowe. Zgodnie z nazwą pełniła właśnie taką funkcję.


W jej wnętrzach obejrzeć możemy dawną tarczę zegarową, czy zabytkowy mechanizm odmierzania czasu. Są również pięknie zdobione pomieszczenia, w których zachowały się renesansowe malowidła ścienne autorstwa Heinricha Gödinga, saksońskiego malarza.




Na szczycie wieży znajduje się kolejny taras widokowy. Z tej perspektywy możemy spojrzeć zarówno na dolną część zamku głównego, jak i tę górną, do której zaraz się udamy.



Będąc na zamku możemy śmiało powiedzieć, że zdobyliśmy kolejny szczyt zaliczany do Sudeckiego Włóczykija - Stolpen o wysokości 365 metrów nad poziomem morza na Pogórzu Zachodniołużyckim.


Zamek Stolpen to również ciekawostki. Na przykład wodociąg. Już w 1563 roku, wykorzystano energię pochodzącą z wody, i z jej pomocą tłoczono wodę drewnianymi rurami około 65 metrów w górę na zamek.


Inna ciekawostka to studnia wydrążona w bazaltowej skale. Ma ona aż 84 metry głębokości i jest najgłębszą studnią bazaltową świata. Jej wydrążenie zajęło czterem górnikom aż 24 lata! Można powiedzieć, że zaglądniecie do studni to jak spojrzenie w głąb wulkanu.




Tymczasem dochodzimy do miejsca, gdzie dawniej znajdowała się zamkowa kaplica. Tu właśnie znajduje się grób hrabiny Cosel. Na zamku spędziła większość swojego życia i jak widać, została tu na zawsze.






Przechodzimy teraz do Wieży Siedmioszczytowej. Nazwa wywodzi się od hełmu dawniej ją nakrywającego. Miał sześć małych wieżyczek po bokach i jedną dużą pośrodku. Jej wnętrza skrywają kuchnię oraz kolejny taras widokowy. Wchodzimy na górę, by spojrzeć na cały zamkowy kompleks oraz otaczającą go okolicę.



W oddali dostrzegamy wieżę telewizyjną w Dreźnie. A wszędzie wokół zabudowa miasteczka Stolpen i malownicze pola, na których powoli pojawia się kwitnący na żółto rzepak.




Najbliżej nas kościół miejski z 1490 roku. Jednak to, co możemy w nim oglądać współcześnie, pochodzi z czasów odbudowy w stylu barokowym, po pożarze z 1723 roku.


Wizytę na zamku kończymy zejściem do podziemi. Tam znajduje się lapidarium prezentujące ocalałe kamienne ozdoby. Oj, tu można się naprawdę ochłodzić, straszny ziąb panuje w podziemiach.





Opuszczamy zamkowe mury i wracamy na rynek, gdzie zaparkowaliśmy samochód.



Zanim jednak wrócimy do auta, zauważamy na środku rynku nietypowy pomnik. Ten poświęcony jest... bazaltowi i nawet z niego został wykonany. Ale nic w tym dziwić nie może. Miasto zbudowano na bazalcie i to przecież stąd pochodzi jego nazwa.


Ostatecznie trafiamy do samochodu i ruszamy w dalsza drogę. Kierujemy się już teraz na wschód, wracając stopniowo w kierunku Polski.



VALTENBERG - 587 m n.p.m.


Spod szczytu Stolpen dojeżdżamy na stację kolejową Neukirch (Lausitz) West, przy której parkujemy samochód. Stąd za zielonym kolorem szlaku rozpoczynamy kolejną wędrówkę. Kierunek Valtenberg.



Szlak prowadzi nas przez piękny, porośnięty mchem las. Na niebie coraz mniej chmur, a grzejące słońce sprawiło, że zrobiło się ciepło i przyjemnie. Niespełna dwukilometrowe podejście w tak pięknych okolicznościach przyrody doprowadza nas na szczyt. Jak wiele niemieckich wierzchołków, tak i ten jest zagospodarowany. Mamy kamienną wieżę widokową, gospodę Bergbaude Valtenberg, a nawet kaplicę.




Nas interesuje jednak najbardziej wejście na wieżę. Okazuje się, że wstęp jest płatny, a stosownej opłaty dokonuje się w gospodzie. Na wieży znajduje się słup geodezyjny. Valtenberg o wysokości 587 metrów nad poziomem morza zdobyty! To najwyższy szczyt Pogórza Łużyckiego, stanowiącego przedsionek Gór Łużyckich. Z tego też powodu trafił na listę Korony Sudetów Niemieckich oraz Sudeckiego Włóczykija.







Schodzimy z wieży i ze szczytu. Tak jak w drogę na górę, tak teraz w dół prowadzi nas zielony szlak. Za jego wskazaniami wracamy do Neukirch/Lausitz, zerkając po drodze na ciekawą zabudowę miasteczka. Na stacji kolejowej robimy krótką przerwę na posiłek i jedziemy dalej. To jeszcze nie koniec na dzisiaj 😁.




CZORNEBOH - 561 m n.p.m.


Konsekwentnie jedziemy dalej na wschód. Naszym celem jest usytuowany pośrodku lasu parking. To gdzieś na południe od miejscowości Hochkirch, przy krzyżówce ulic Unterer Ziegelbergweg i Löbauer Weg. Dojazd odbywa się jednak bez problemu. GPS prowadzi prawidłowo, a asfaltowa droga wiedzie nas aż do samego celu. Zgodnie ze wskazaniem szlakowskazu ruszamy w górę. Póki co nie rozstajemy się z asfaltem.



Z asfaltowej drogi schodzimy dopiero pod samym szczytem, odbijając z niej w lewo. Jeszcze kilka kroków pod górę i dochodzimy do najwyższego miejsca. To szczyt Czorneboh o wysokości 561 metrów nad poziomem morza w Górach Łużyckich. Widoczna tu skała utożsamiana była dawniej ze słowiańskim miejscem kultu. Stąd też może pochodzić nazwa szczytu, wywodząca się od czarnoboga, czyli diabła. A ten przez Słowian uważany był za złego boga.



Zostawmy jednak legendy i mity za sobą i przejdźmy jeszcze kawałek do przodu. Tuż pod szczytem Czorneboha znajduje się kamienna wieża widokowa i gościniec Berggasthof Czorneboh. Niestety oba obiekty są już zamknięte. Jest niedziela i wszystko krócej czynne. Dla nas dziwne, bo w Polsce wszystkie obiekty turystyczne otwarte są niemal całą dobę. Jak widać tu mają zdrowsze podejście do pracy i nie harują za wszelką cenę 😕.



Mając przed oczami "piękny", przemysłowy widok schodzimy ze szczytu na parking. Tym razem jednak to nie nasz polski Turów, jak widzieliśmy go zewsząd podczas 👉pierwszego dnia. Słońce jeszcze dość mocno przygrzewa, szkoda kończyć dzień i wracać do domu. Decydujemy się więc na jeszcze jeden szczyt.



LÖBAUER BERG - 448 m n.p.m.


Dalszy przejazd na wschód doprowadza nas do miejscowości Löbau. Na wschodnich krańcach miasteczka, przy krzyżówce ulic Grenzweg i Löobauer Berg znajduje się leśny parking, na którym możemy się zatrzymać. To zaledwie kilkaset metrów od szczytu. Miejsce stanowi niejako przełęcz pomiędzy sąsiadującymi ze sobą szczytami Schafberg (450 m n.p.m.) i Löbauer Berg (448 m n.p.m.). Przed nami więc krótka wędrówka, idealna na zakończenie długiego dnia. I faktycznie w kilka minut dochodzimy pod wieżę widokową. Odcinek był krótki ale bardzo stromy.
Ale chwila, chwila, co to za piękna wieża przed nami? Żeliwna, bogato dekorowana medalionami i herbami.



To wieża króla Fryderyka Augusta II, będąca jedyną zachowaną żeliwną wieżą widokową w Europie. Niezwykły zabytek, do którego przywiódł nas znowu Sudecki Włóczykij. Jak widać odznaka doskonale spełnia swe zadanie, polegające na popularyzowaniu turystyki górskiej i krajoznawczej w całych Sudetach, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Wieża została wybudowana w 1854 roku. Niestety jej patron, król Fryderyk, nie dożył otwarcia, gdyż zginął miesiąc wcześniej podczas wakacji w Tyrolu.




Wstęp na wieżę jest płatny (2 euro), jednak wszystko odbywa się automatycznie. Wrzucamy monetę i możemy przejść przez bramki. Pokonujemy kolejne żeliwne stopnie schodów, które swoją drogą są pięknie zdobione, by znaleźć się ostatecznie na wysokości 24 metrów nad powierzchnią ziemi. Tu znajduje się najwyższy spośród 3 tarasów widokowych.


Z tej wysokości rozciągają się rozległe panoramy na tereny Pogórza Wschodniołużyckiego, bo w tym regionie górskim się znajdujemy. Ale widać też dalsze rejony Saksonii i nie tylko. Co ciekawe, zauważamy wiele dymiących się miejsc. To nas bardzo zastanowiło, więc skorzystaliśmy z koła ratunkowego w postaci internetu. Okazuje się, że dzisiejsza noc z 30 kwietnia na 1 maja to tak zwana Noc Walpurgi, czyli wywodząca się od ludów germańskich noc duchów. Zgodnie z tradycją, by odstraszyć wszelkie złe moce i czarownice, rozpala się wielkie ogniska.






Spośród wzniesień, które potrafimy rozpoznać, widzimy sąsiadujący z Löbauer Berg szczyt Schafberg, na którym stoi wieża transmisyjna.


W oddali widoczny jest również 👉czeski Jested (1012 m n.p.m.). Przez słabą przejrzystość powietrza, znajdująca się na nim wieża telewizyjna nie jest widoczna. Rozpoznajemy jednak tę górę po charakterystycznym wierzchołku.


Dostrzegamy również 👉Hochwald (749 m n.p.m.) oraz 👉Lausche (793 m n.p.m.).


Na szczycie wieży znajduje się skrzyneczka z zeszytem. Z takiej okazji trzeba skorzystać, dokonujemy więc pamiątkowego wpisu.


Na koniec zerkamy jeszcze na detale samej wieży. Wygląda pięknie, ale ile misternej pracy musiało to wszystko kosztować.





Uraczeni wspaniałymi widokami schodzimy z powrotem na ziemię, dosłownie i w przenośni 😉. Wracamy do samochodu i ruszamy w drogę powrotną do kraju. 


Szczyt Löbauer Berg nie chce się jednak z nami tak szybko rozstać, pięknie prezentując nam się w promieniach zachodzącego słońca. Z tej perspektywy doskonale widać, jak razem z sąsiadującym szczytem Schafberg, tworzą spójną całość.



Bardzo długi dzień za nami, a jeszcze około 100 kilometrów drogi przed nami. Nie wracamy do autostrady A4, a krótszą drogą przez Bogatynię i czeski Frydlant jedziemy do Jeleniej Góry. Co będziemy robić jutro zdecydujemy po powrocie, ale są zakusy, by wrócić na saksońską ziemię 😁.

POZDRAWIAMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz