Miejsce kaźni tysięcy ludzi.
Niedziela to czas na
pożegnanie z Jelenią Górą i powrót do domu, do Poznania. Po śniadaniu pakujemy
zatem nasze niewielkie, bo weekendowe bagaże i ruszamy w drogę powrotną.
Oczywiście nie jedziemy bezpośrednio do Poznania, a zahaczamy po drodze o
Rogoźnicę. Nieopodal tej dolnośląskiej wsi znajduje się Muzeum Gross-Rosen,
czyli teren niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego z czasów II
wojny światowej.
W drodze do Rogoźnicy, przy
drodze krajowej nr 3, dostrzegamy tablicę kierującą do Pomnika Ofiar Faszyzmu.
Zatrzymujemy się i podchodzimy bliżej.
Okazuje się, że lepiej nie mogliśmy
trafić, jeśli chodzi o odwiedzenie tego miejsca. Jak głosi tablica na
pomniku, znajdujemy się w miejscu mordu więźniów różnych narodowości
ewakuowanych w 1945 roku z obozu koncentracyjnego Gross-Rosen.
Dojeżdżamy
na miejsce, gdzie wita nas obelisk z napisem „Gross-Rosen”. Parkujemy samochód,
dokonujemy niezbędnych opłat i już możemy ruszać na spotkanie z historią.
Na
początek dochodzimy do budynku, będącego współczesną siedzibą muzeum. Dawniej
pełnił on funkcję kantyny i kasyna dla żołnierzy niemieckich. Wewnątrz
prezentowane są między innymi pamiątki zachowane po więźniach, dane z historii obozu oraz
makieta całego KL Gross-Rosen.
Dalej
udajemy się w kierunku widocznej bramy wejściowej. Widnieje na niej napis
„Arbeit macht frei”, co oznacza „Praca czyni wolnym”. Dokładnie taki
„optymistyczny” slogan widzieli więźniowie przekraczający każdorazowo obozową
bramę.
Przed
bramą znajduje się pomnik upamiętniający ofiary Gross-Rosen. Jak głosi napis
przez obóz przeszło około 120 000 więźniów, z czego około 40 000
przypłaciło to życiem.
Wchodzimy na teren obozu.
Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny Gross-Rosen powstał w sierpniu 1940
roku, jako obóz pracy Arbeitslager Gross-Rosen. Był wówczas filią obozu
koncentracyjnego Konzentrationslager Sachsenhausen. Transportowani tu
więźniowie wykorzystywani byli przy pracy w kamieniołomie.
Niemal rok później, bo 1 maja
1941 roku obóz stał się samodzielnym Konzentrationslkager Gross-Rosen. Z racji
morderczej i wyczerpującej pracy w kamieniołomie szybko zyskał sławę jednego z
najcięższych obozów koncentracyjnych.
Początkowo niewielki KL
Gross-Rosen, swój największy rozrost przeszedł w 1944 roku. Wówczas powstały
liczne filie, w tym między innymi słynny obóz pracy Riese w Górach Sowich.
Praca ponad siły, głód i bród to była obozowa codzienność. Najtragiczniejszy jednak okres w historii
tego miejsca to ewakuacja obozu przed nadciągającą Armią Czerwoną. W czasie
transportów do innych obozów położonych dalej na zachód w głębi III Rzeszy
zginęło wiele tysięcy więźniów. Sumarycznie, jak widniało na pomniku przed
bramą główną, przez Gross-Rosen wraz z jego filiami przeszło około 120 000
więźniów (niektóre źródła podają nawet ok. 125 000), z czego około
40 000 poniosło śmierć.
My
tymczasem dochodzimy do obozowej kuchni.
Dalej
podążamy w kierunku widocznego z daleka pomnika. Zbliżamy się do
najważniejszego, ale i najtragiczniejszego miejsca w całym obozie. Pomnik to
Mauzoleum więźniów ze wszystkich krajów Europy pomordowanych przez
hitlerowskich barbarzyńców.
W
sąsiedztwie mauzoleum znajduje się ściana śmierci.
Obok
znajdują się fundamenty krematorium oraz piec, będący krematorium polowym.
Pierwotnie na terenie obozu było tylko krematorium polowe. Jednak szybko
okazało się niewystarczające. Zdecydowano się na kremację poza terenem obozu,
jednak jej koszty w oddalonej o około 30 kilometrów Legnicy były znaczące, stąd
ostatecznie zadecydowano o budowie stacjonarnego krematorium.
Dochodzimy do obozowego
ogrodzenia stanowiącego drut kolczasty, dawniej pod napięciem. Za
nim, z wysokiej o tej porze roku trawy, wystają ledwie widoczne fundamenty baraków. Była to tak
zwana „część oświęcimska” obozu, budowana w pośpiechu aby przyjąć ewakuowanych
z Auschwitz więźniów. Piętrowe budynki miały zapewnić wystarczającą liczbę
miejsc.
Dochodzimy
do zrekonstruowanego baraku. W jego wnętrzu możemy poznać namiastkę warunków w
jakiej przyszło funkcjonować więźniom. Obok natomiast znajduje się pomnik w
hołdzie więźniom KL Gross-Rosen ofiarom faszyzmu postawiony w pięćdziesiątą
rocznicę likwidacji obozu.
Wzdłuż
głównej drogi prowadzącej przez obóz, mijając pozostałości po kolejnych barakach, wracamy w kierunku bramy. Po jej minięciu
kierujemy się na lewo, by po schodach wspiąć się do kamieniołomu. Jak głosi
tablica informacyjna, z racji katorżniczej pracy do jakiej zmuszano tu więźniów
i panującego głodu, ich długość obozowego życia przy pracy w kamieniołomie
wynosiła około 5 tygodni.
Kończymy zwiedzanie tego strasznego, ale jakże potrzebnego miejsca, aby przypominać kolejnym pokoleniom historię wydarzeń z czasów II wojny światowej. Aby nie uszły one w niepamięć. Parafrazując motto „Medalionów” Zofii Nałkowskiej, abyśmy my ludzie nie „zgotowali tego losu” sobie ponownie. Wracamy na parking i ruszamy w dalszą drogę. Kierunek Strzegom.
Z
Rogoźnicy dojeżdżamy do centrum dolnośląskiego Strzegomia, gdzie na jednym z
parkingów miejskich zostawiamy samochód. Miasto słynie przede wszystkim z
przemysłu kamieniarskiego. Surowca dostarczają liczne kopalnie granitu
strzegomskiego. Jednak nie to jest celem naszej wizyty, choć zetkniemy się z
nim na rynku. My tymczasem udajemy się do Bazyliki kolegiackiej Świętych
Apostołów Piotra i Pawła. Podchodzimy do wysokiego, gotyckiego kościoła. Jego
historia sięga połowy XIII wieku, kiedy to rozpoczęła się budowa świątyni, która trwała
niemal do końca wieku XIV.
Podchodzimy
pod bogato zdobiony fronton świątyni. Głównymi drzwiami wchodzimy do środka.
Niestety nie obejdziemy jej wnętrz, gdyż dostępu broni krata.
Możemy jedynie zerknąć na surowe wnętrze.
Strzegomska
bazylika znajduje się na liście pomników historii. Spod jej murów przechodzimy
na rynek. Pora jest obiadowa, a i my nieco głodni, więc mamy nadzieję na
znalezienie jakiejś restauracji. Najpierw jednak podchodzimy do granitowego
serca.
Centralnym punktem rynku jest oczywiście ratusz, a w jego sąsiedztwie spotykamy pomnik św. Jana Nepomucena.
Niestety
nasze oczekiwania żywieniowe nie zostają spełnione. Jedna restauracja
nieczynna, w drugiej zamknięta uroczystość. Pozostaje wyjechać z miasta i na
pobliskiej stacji paliw zatrzymać się na ciepły posiłek. Ku naszemu zaskoczeniu
dzisiaj w ofercie pieczona kaczka, na którą chętnie się decydujemy 😋. Posileni jesteśmy gotowi do drogi powrotnej już ostatecznie do
Poznania.
POZDRAWIAMY☺