Zdobywamy kolejne dwa szczyty Korony Kaczawskiej.
Dzisiejszy dzień spędzimy na
zdobyciu kolejnych szczytów zaliczanych do Korony Kaczawskiej. Na tę chwilę
pozostały nam do zdobycia trzy wierzchołki. Ruszamy więc!
Pakujemy nasze skromne bagaże,
opuszczamy kwaterę i na początek przejeżdżamy z Jeleniej Góry do Kaczorowa. Tu
z głównej drogi krajowej nr 3 skręcamy w prawo w jej wojewódzki odpowiednik o
numerze 328. Dojeżdżamy do miejscowości Świdnik, gdzie przy nieczynnym dzisiaj
sklepie z odzieżą używaną parkujemy samochód. Przebiega tędy zielony szlak, za
którego wskazaniami rozpoczynamy pierwszą dzisiaj wędrówkę.
Kilkadziesiąt pierwszych
metrów pokonujemy poboczem asfaltowej drogi, by po chwili odbić w prawo. Przed
nami łąka. Będzie gorąco, gdyż słońce już od samego rana dość intensywnie
grzeje. Z lewej mamy piękny widok na Góry Kaczawskie.
Pokonujemy
łąkę, trochę nabraliśmy już wysokości i dochodzimy do lasu. Teraz powinno być
przyjemniej. Szlak zielony, za którego znakami wędrujemy konsekwentnie ciągnie
nas pod górę. Wychodzimy na bardziej równy teren przy skałach. Mijamy je,
skręcamy lekko w prawo, by po chwili dojść ponownie do lasu. Tu jednak szlak
zaczyna schodzić w dół.
Naszym celem jest Turzec,
szczyt którego kulminacja znajduje się w widocznym lesie. Schodzimy ze szlaku i
rozpoczynamy wspinanie się ku najwyższemu punktowi terenu. Między drzewami
dochodzimy do stosu kamieni – to jeszcze nie jest szczyt, ale znajdujemy się
już bardzo blisko.
Przedzieramy się jeszcze kilka
metrów w głąb lasu, aż na jednym z drzew dostrzegamy drewnianą tablicę z
napisem „TURZEC” i zawieszoną poniżej zwierzęcą czaszką. Według naszej mapy w
telefonie i wskazań GPS to również nie jest najwyższy punkt.
Rozglądamy się dookoła i
między drzewami dostrzegamy żółtą tabliczkę. Podchodzimy w jej kierunku. To
jest właściwy trop! Zdobywamy szczyt Turzec o wysokości 684 metrów nad poziomem
morza. To jeden ze szczytów niewielkiego grzbietu nazywanego Górami Ołowianymi, które zaliczane są do pasma Gór Kaczawskich.
Najwyższym punktem jest skała,
z której między drzewami możemy zobaczyć tak charakterystyczne szczyty Rudaw
Janowickich jak Sokolik i Krzyżna Góra. A w tle zarys Karkonoszy. Jednogłośnie
stwierdzamy, że dzisiaj nie ma dobrej widoczności.
Tym
samym, znanym nam już szlakiem schodzimy z powrotem do Świdnika.
Ruszamy dalej na kolejny
szczyt. Ze Świdnika wracamy do Kaczorowa, do drogi krajowej nr 3, w którą skręcamy w prawo, by po około 2
kilometrach zatrzymać się na niewielkim parkingu na jej poboczu.
Stąd ruszamy w górę poboczem
ruchliwej drogi w kierunku północno-wschodnim. Po kilkunastu metrach osiągamy
znaki żółtego szlaku, za których wskazaniami schodzimy z asfaltu w prawo między
drzewa.
Cień drzew szybko jednak się
kończy, a przed nami uwidaczniają się szerokie łany wysokich traw. Słońce
przygrzewa coraz mocniej, robi się coraz cieplej. W pocie czoła nabieramy
wysokości. Dochodzimy do ruin wiatraka.
Wiatrak, a właściwie to co z niego zostało, to ostatnie miejsce, gdzie
dostrzegamy żółty szlakowskaz. Dalej wędrujemy wydeptaną wśród traw ścieżką.
Nawet gdyby ktoś chciał oznaczyć przebieg szlaku, to nie tu żadnych drzew ani
głazów.
Dochodzimy na skraj lasu.
Zaglądamy do telefonu, w którym wskazanie naszego GPS-a pokazuje, że zeszliśmy
nieco ze szlaku. Ale jak widać nie jesteśmy jedyni. Wydeptaną ścieżką podążamy w kierunku
miejsca, gdzie powinniśmy spotkać żółte znaki. Gdy dochodzimy do drzew
pojawiają się i szlakowskazy. Znowu jesteśmy na właściwej drodze.
W pewnym momencie
dobiegają nas ludzkie głosy. Myślimy, że pewnie idzie ktoś z przeciwka. Po
prawej spostrzegamy duży blok skalny. To Diablak, który jest doskonałym miejscem
wspinaczkowym. Są i wspinacze, autorzy głosów, które wcześniej słyszeliśmy.
Szlak żółty doprowadza nas do
krzyżówki z szeroką leśną drogą, w którą skręcamy w lewo. Ta podprowadza nas
nieco w górę, by po kilkudziesięciu metrach krzyżować się z leśną ścieżką,
gdzie na jednym z drzew odnajdujemy ledwie widoczny trójkątny znak. To oznacza
drogę na szczyt. Dodatkowo ktoś oznaczył ją również na zielono. Ruszamy za tymi wskazaniami. Te doprowadzają nas pod skałę o nazwie Lubrzańska Ambona.
Mijamy wysoką skałę, by po
kilku minutach dojść do krzyżówki leśnych dróg. Znajduje się tu słupek
oznaczony jako 96/100. Przy nim skręcamy w prawo. To ostatni etap drogi na
szczyt. Ostatni, ale też najbardziej stromy.
Strome, ale na szczęście
krótkie podejście doprowadza nas na wysokość 666 metrów nad poziomem morza.
Zdobywamy szczyt Lubrza, przedostatni z brakujących nam do kompletu Korony
Kaczawskiej.
Do zdobycia odznaki, jaką często widzimy na tabliczkach szczytowych kolejnych wierzchołków Korony Kaczawskiej, pozostaje już tylko zdobycie Swarnej o wysokości 390 metrów nad poziomem morza.
Robimy pamiątkowe zdjęcie na
szczycie, podczas gdy z oddali dochodzą do nas odgłosy burzy. Zaczyna grzmieć.
Nie ma czasu do stracenia, trzeba ruszać z powrotem w dół. Tym samym szlakiem
rozpoczynamy schodzenie ze szczytu.
Mijamy znane nam miejsca:
słupek 96/100, Lubrzańską Ambonę i dochodzimy do szlaku żółtego. Dalej ponownie
Diablak, łąka, ruiny wiatraka, aż w końcu docieramy do asfaltu. Ostatni etap to
zejście kilkadziesiąt metrów poboczem drogi krajowej nr 3 na parking. Na
szczęście zdążyliśmy przed burzą. Opróżniamy nasze buty i skarpety z ogromnej
liczby ziaren i różnych innych części roślin, po czym ruszamy w drogę powrotną
do Poznania. Trzeba zdążyć na mecz. I to nie byle jaki mecz, bo finał
Mistrzostw Europy EURO 2020!
Parametry wędrówki na Turzec:
Długość 3,0 km.
Czas przejścia 1:10 h.
Suma przewyższeń 189 m.
Suma przewyższeń 189 m.
Parametry wędrówki na Lubrzę:
Długość 5,3 km.
Czas przejścia 2:00 h.
Suma przewyższeń 259 m.
Suma przewyższeń 259 m.
POZDRAWIAMY☺