sobota, 20 maja 2023

Opactwo Cystersów w Lubiążu

To, co pozostało z dawnej potęgi.

W połowie ubiegłego tygodnia Karkonoska Informacja Turystyczna poinformowała o możliwości rozszerzonego zwiedzania dawnego Opactwa Cystersów w Lubiążu. Opiekująca się zabytkiem Fundacja Lubiąż organizuje oprowadzanie po obiekcie pod hasłem „Poznaj Lubiąża tajemnice – od strychu, po piwnice!”. Natychmiast po przeczytaniu artykułu zapadła decyzja o wyjeździe. Stąd też naszym celem na dzień dzisiejszy jest właśnie Lubiąż.
Z Poznania wyjechaliśmy wczesnym rankiem, by rozpocząć zwiedzanie o pierwszej możliwej godzinie. To gwarantuje brak tłumu i możliwość w miarę spokojnego oglądania. I udało się! Około godziny 9:30 dojeżdżamy na parking usytuowany u stóp potężnego kompleksu cystersów. Do rozpoczęcia zwiedzania mamy jeszcze pół godziny. A to sporo czasu by przyjrzeć się klasztornym murom… przynajmniej z zewnątrz.



Zakupujemy bilety wstępu na wszystkie trzy dostępne trasy zwiedzania. To jednocześnie cegiełka na utrzymanie i remont obiektu. Zbliża się godzina 10, ruszamy do wejścia na trasę główną. Od tego zaczniemy. Razem z nami grupa liczy 18 osób, co zapowiada kameralne zwiedzanie klasztornych wnętrz. Ruszamy! Zaczynamy od Pałacu Opata. To część dawnego klasztoru, do której mieli dostęp nie tylko zakonnicy, ale również zwykli ludzie. Co więcej, tu ich goszczono, tu również nocowali.


Już na wstępie dostrzegamy, że lata świetności opactwo ma dawno za sobą. Obiekt wybudowali w XII wieku cystersi. Do Lubiąża sprowadził ich wówczas Bolesław I Wysoki. O ile w średniowieczu opactwo stanowiło jedno z najważniejszych miejsc ówczesnego Śląska, to późniejsze wojny doprowadziły do stopniowego upadku znaczenia Lubiąża. Zmianę przyniosło dopiero zakończenie wojny trzydziestoletniej. Ten trwający w latach 1618 – 1648 konflikt pomiędzy protestantami, a katolikami, zakończony zwycięstwem tych drugich, ponownie umocnił znaczenie cysterskiego opactwa. Rozkwit trwał do 1810 roku, kiedy to władze pruskie zdecydowały o sekularyzacji zakonów. Po 650 latach cystersi zniknęli z Lubiąża.
Dalsze koleje losu nie przyczyniły się do zachowania piękna tego obiektu. Zorganizowano tu na przykład szpital dla ludzi umysłowo chorych. Po II wojnie światowej Armia Czerwona wykorzystywała wnętrza jako szpital wojskowy. Wówczas doszło do największego spustoszenia obiektu. Nie dość, że przy okazji szukania skarbów niszczono wszystko po kolei, to w kominkach palono zabytkowymi meblami, stanowiącymi dawne wyposażenie opactwa. Zmianę przyniósł dopiero rok 1989, kiedy to powstała Fundacja Lubiąż, która po dzień dzisiejszy zajmuje się obiektem. Tu jednak potrzebne są ogromne środki finansowe, by przywrócić wnętrzom ich dawny blask. To drugi pod względem wielkości obiekt sakralny na świecie (większy jest jedynie hiszpański Escorial). Sam dach to 2,5 hektara powierzchni. Niestety rozmach z jakim cystersi wybudowali opactwo, dzisiaj nie pomaga mu w przetrwaniu. 
A jak te wnętrza wyglądały przekonujemy się całkiem szybko, przechodząc za przewodnikiem do pierwszej sali. To usytuowana na pierwszym piętrze przepiękna Sala Książęca, do której prowadzi niezwykły portal. I nie ma się co rozpisywać na jej temat, to trzeba po prostu zobaczyć.



Bez cienia wątpliwości już na pierwszy rzut oka można ją nazwać perłą baroku! Bogactwo rzeźb i płaskorzeźb, malowideł i ta niesamowita akustyka, jaka panuje wewnątrz. Ale nic dziwnego, gdyż mając około 400 metrów kwadratowych powierzchni, sala pełniła funkcję sali balowej. Tu odnajdziemy również makietę całego opactwa.




Warto podnieść głowę i spojrzeć również na strop Sali Książęcej, który pokryty jest olbrzymich rozmiarów malowidłem. Uzyskano na nim nawet efekt 3D, rzeźbiąc nogi postaci wychodzącej z obrazu.



Znajdziemy tu również ukłon w stronę rządzącej wówczas dynastii Habsburgów. Ich posągi widoczne są w wielu miejscach sali. Członkowie rodu widnieją również na obrazach. Ale co się dziwić, to za ich panowania z Lubiąża stworzono barokową perłę.





Obok przedstawicieli Habsburgów, w Sali Książęcej znajdują się również posągi przedstawiające cnoty kardynalne, takie jak sprawiedliwość, męstwo, umiarkowanie i roztropność.



Ale nie tylko Habsburgowie. Cystersi nie zapomnieli również o osobie, która sprowadziła ich do Lubiąża. Na malowidle sufitowym uwieczniony został Bolesław I Wysoki na tle klasztoru.





Zachwyceni pięknem Sali Książęcej ruszamy dalej. Zaglądamy do kolejnych pomieszczeń. Tu jednak z dawnej świetności pozostało niewiele. Gołe mury, odpadający tynk, dużo gruzu, często brak nawet posadzki. Warto natomiast zadzierać głowę do góry, bo prawdziwe piękno zostało na sufitach.












I tak przechodzimy płynnie do części opactwa dostępnej wyłącznie dla cystersów. Mijamy kolejne pomieszczenia, które dawniej stanowiły cele zakonników. I tu również niemal nie ma śladu po dawnej świetności. Warto natomiast zwrócić uwagę na piece usytuowane między celami, które ogrzewały kiedyś te pomieszczenia. Już wówczas rozprowadzano ciepło kanałami do kolejnych pokoi.






Dochodzimy do biblioteki klasztornej. Niegdyś jej zbiory były ogromne i niezwykle bogate. Pozostały gołe ściany, na których można dostrzec pozostałości fresków.






Kolejne odwiedzone przez nas pomieszczenie to Refektarz, czyli jadalnia. I tu ponownie wpadamy w zachwyt. Przepiękne wnętrza, bogato zdobione malowidłami, idealnie doświetlone światłem wpadającym przez okna i znowu wspaniała akustyka. Dziwić się nie możemy, bo podczas posiłku również się modlono. A z istniejącej tu dawniej ambony czytano święte księgi.







Na koniec trafiamy do Kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Niestety tu również z dawnego wyposażenia nie ostało się praktycznie nic. Możemy jedynie obejrzeć reprodukcje obrazów autorstwa Michaela Willmanna, tego samego, który malował krzeszowskie wnętrza. Co ciekawe, ten wybitny malarz okresu baroku został tu również pochowany.











Jednak nie tylko Willmann. Lubiąski kościół skrywa również doczesne szczątki zakonników oraz wielu przedstawicieli dynastii Piastów Śląskich. Wśród nich Bolesław I Wysoki, ten który sprowadził cystersów na śląską ziemię. Gdyby nie Armia Czerwona, która dokonała spustoszenia również w kościelnych kryptach, dzisiaj Lubiąż można by śmiało uznać za mauzoleum Piastów.



Warto zajrzeć również do bocznej kaplicy, usytuowanej w północnej części kościoła. Tu odnajdziemy odnowione malowidła sufitowe, które stanowią nawiązanie do Piastów. Ich historia ukazana została jako kolejne etapy życia orła.




Opuszczamy kościelne wnętrza. Warto jednak odwrócić się na chwilę, by spojrzeć jeszcze na bogato zdobiony portal. Jeśli kiedyś całe wnętrza wyglądały tak, jak dzisiaj Sala Książęca, czy Refektarz, to było tu naprawdę przepięknie. Coś niewyobrażalnego!





Niemal dwugodzinny spacer po lubiąskich wnętrzach wywołał w nas głód. Dobrze, że zorganizowano stoiska gastronomiczne, na których znajdziemy coś sycącego. Aby jednak nie tracić czasu, decyzja pada na szybką zupę, po której ruszamy dalej do zwiedzania. Przed nami strych. By się tam dostać, za wskazaniem przewodnika musimy pokonać trochę schodów. Przy okazji rzucamy okiem na oryginalne, pocysterskie balustrady. Oszpecone niestety drewnianymi belkami z czasów szpitala psychiatrycznego.




Ostatecznie dochodzimy na strych. Znajdujemy się nad stropem Kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Drewno, które widzimy wszędzie wokół to modrzew. Co ciekawe, nie jest ono niczym zakonserwowane i pozostaje w doskonałym stanie. A warto wspomnieć, że liczy już sobie kilkaset lat! Cystersi wybrali drewno modrzewiowe, gdyż pozostawione w naturalnej formie ulega samo konserwacji. Tu nic nie skrzypi, nic nie trzaska, cisza idealna. Taka konstrukcja przetrwa jeszcze wieki!





Ciekawostką na strychu jest drewniane koło. To dawna winda, którą wciągano na górę materiały budowlane oraz wodę. Wewnątrz koła chodzili ludzie odrabiający u cystersów pańszczyznę.


Transportowana na górę woda gromadzona była w widocznej tu cysternie. Współcześnie jest betonowa, dawniej była po prostu drewniana.


Strych lubiąskiego opactwa nazywany jest największym „lasem modrzewiowym” świata. Tyle drewna tego gatunku nie ma nigdzie więcej. My tymczasem wracamy na poziom terenu. Dla odmiany udajemy się teraz w podziemia. Pozostały nam do odwiedzenia już tylko piwnice.



Czekamy kilka minut na przewodnika, za którym ponownie pokonujemy kilka stopni. Dla odmiany, teraz w dół. Szybko stajemy w podziemnym korytarzu, który jednak nie przypomina klasztornych piwnic. Wokół nas ściany pokryte tynkiem, całkiem równa, wybetonowana posadzka. Nie tego spodziewaliśmy się po podziemiach. Jedynie charakterystyczny zapach wilgoci oznajmia, gdzie się znajdujemy. Szybko przechodzimy jednak do pomieszczenia, które zachowane zostało w oryginalnym kształcie. Ceglane ściany, klepisko zamiast betonowej wylewki… tu już możemy poczuć się jak w najprawdziwszej klasztornej piwnicy.




Piwnice służyły cystersom do gromadzenia zapasów jedzenia, piwa, czy wina. Tu również znajdują się piece, które ogrzewały na przykład Salę Książęcą.



Idziemy dalej. Dochodzimy do miejsca, gdzie znajduje się zejście w dalsze podziemia. Tam jednak wejść już nie możemy, gdyż przejście jest zasypane. Przeprowadzone badania wykazały, że pod nami znajduje się kolejna kondygnacja piwnic.



Tym akcentem kończymy zwiedzanie lubiąskich podziemi i tym samym całego kompleksu klasztornego cystersów. Na koniec warto dodać, że w czasach świetności obiekt był samowystarczalny. Zakonnicy mieli w posiadaniu olbrzymie połacie ziemi, na których uprawiano zboża. Była własna piekarnia, własny browar, wozownia, a nawet szpital. Nic więc dziwnego, że tak bogaty zakon wybudował sobie tak piękną i olśniewającą siedzibę.
Opuszczając klasztorny dziedziniec zaglądamy jeszcze do Jadalni Opata. To jeszcze jedno z odnowionych pomieszczeń, które zachwyca swym bogactwem.













Wychodzimy na zewnątrz, poza mury kompleksu. Zanim udamy się do samochodu, zerkamy jeszcze na olbrzymią fasadę dawnego klasztoru. Ma ona aż 223 metry długości! I część udało się już odrestaurować. Wygląda naprawę przepięknie.









W sąsiedztwie kompleksu głównego dawnego opactwa znajduje się również Kościół św. Jakuba. Ta barokowa świątynia wybudowana około 1700 roku jest aktualnie zachowaną ruiną.





Z tej perspektywy widać niemal całą 223-metrową fasadę. Jest tak długa, że przeciwległy koniec jest ledwie widoczny.


Wracamy na parking do samochodu. Przed odjazdem jeszcze ostatni rzut oka na cały kompleks.


Nie wracamy jeszcze do Poznania. Przed nami kolejne atrakcje. Ruszamy do oddalonej o około 10 kilometrów miejscowości 👉Kwiatkowice.

POZDRAWIAMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz