sobota, 18 czerwca 2022

Szczyt Hušák i zamek Bouzov (Czechy)

Zdobywamy średniowieczny zamek z listy Sudeckiego Włóczykija.

W minionych dniach zdobyliśmy wszystkie szczyty Sudetów Wschodnich z listy 👉Korony Sudetów i 👉Korony Sudetów Czeskich, które mieliśmy zaplanowane na ten wyjazd. Nie oznacza to jednak, że już nie mamy innych celów w tym górskim rejonie. Wręcz przeciwnie!
Pozostaje jeszcze do zdobycia wiele interesujących z krajoznawczego punktu widzenia szczytów zaliczanych choćby do 👉Sudeckiego Włóczykija. I nad powiększeniem tego grona popracujemy przez najbliższe dwa dni.

HUŠÁK - 626 m n.p.m.


Na początek Hušák i Bouzov, dwa niewysokie szczyty położone na południe od Šumperku. Zaczynamy od Hušáka i w tym celu jedziemy do miejscowości Pacov, gdzie na poboczu bocznej, nieutwardzonej drogi parkujemy samochód. Przebiega tędy zielony szlak pieszy, za którego wskazaniami powędrujemy na szczyt. Dzisiaj jest bardzo gorąco, słońce przyświeca niezwykle intensywnie. Brak cienia nie ułatwia wędrówki.


Ku naszemu szczęściu niebawem schodzimy z nieosłoniętej gruntowej drogi do lasu. Tu, w cieniu drzew chowamy się przed promieniami słonecznymi. Zrobiło się za to bardziej stromo. Nabieramy wysokości. I tak aż do miejsca opisanego na szlakowskazie jako V Rejdu. Tu dochodzi również niebieski szlak z Městečka Trnávki. Dla nas jednak przewodnikiem pozostaje kolor zielony, za którym ruszamy w kierunku południowym.


Możemy teraz trochę odpocząć. I od upału, bo nadal chowamy się w koronach drzew, i od stromizny, bo idziemy wygodną, płaską, leśną drogą.


Po około 600 metrach dochodzimy do usytuowanej poniżej z prawej kapliczki. Przy drodze natomiast znajduje się szlakowskaz z nazwą miejsca. To Holubi studánka. Schodzimy nieco niżej.


W kapliczce znajduje się figura Matki Boskiej, a z boku wypływa źródełko. Z tym miejscem związane są dwie legendy, o których możemy przeczytać na tablicy. Choć napisy są w języku czeskim, to z pomocą tłumacza zrozumiemy sens przekazu.
Pierwsza z legend przywołuje postać żołnierza, który mocno ucierpiał w bitwie. Spragniony obserwował gołębie, gdzie lecą by ugasić pragnienie. Wiedział, że jak podąży ich śladem, to dojdzie do wody. I tak też się stało. Co więcej, żołnierz nie tylko ugasił swoje pragnienie, ale po napiciu się wody ze źródełka również jego rany i blizny, których nabawił się podczas bitwy, zaczęły się szybko goić. Stąd też miejsce nazwane zostało gołębią studnią.
Druga z legend również nawiązuje do gołębi. Jej bohaterką jest jednak schorowana gospodyni (lub gospodarz, bo tłumacz różnie to tłumaczy 😁). We śnie ukazuje jej się Matka Boska, nakazująca podążać za białym gołębiem do cudownego źródełka. O poranku bohaterka legendy faktycznie zauważa białego gołębia. Rusza więc jego śladem. Ten doprowadza ją do miejsca, w którym się znajdujemy. Gospodyni pije wodę, po czym odzyskuje zdrowie. Z biegiem czasu miejsce stało się popularne i wielu ludzi zaczęło tu przychodzić. W podzięce za liczne uzdrowienia wybudowano kapliczkę, a w jej wnętrzu umieszczono figurę Matki Boskiej, jak ze snu gospodyni.
Ile prawdy w tych legendach… to już każdy musi ocenić sam. My tymczasem ruszamy dalej, trzymając się cały czas zielonego szlaku.


Kawałek za źródełkiem, tuż za znajdującym się tutaj drewnianym domkiem, szlak zielony skręca w lewo. Ponownie wspinamy się, by dojść do kolejnej drogi leśnej. Tu jednak przestają osłaniać nas przed słońcem drzewa. Zostały wykarczowane i pozostały jedynie ścięte pnie. W zamian za to pojawił się widok.


Drzewa wykarczowano, a wraz z nimi poziome, zielone znaki naszego szlaku. Musimy posiłkować się mapą i GPSem w telefonie. Niczym jednak się zorientowaliśmy, że dawno szlaku nie widzieliśmy, to już minęliśmy kolejne jego odbicie w lewo, w górę. Nie cofamy się, a utworzoną przez ciężki sprzęt drogą wspinamy się w kierunku, gdzie powinniśmy spotkać szlak.


Ostatnie jego znaki odnajdujemy na pozostałych pojedynczych drzewach. Przez karczowisko przedzieramy się dalej w górę, aż dochodzimy do widocznego przed nami największego drzewa. Na jego pniu przyczepiona jest tabliczka szczytowa. Zdobywamy Hušák na Pogórzu Orlickim (Podorlická pahorkatina), szczyt o wysokości 626 metrów nad poziomem morza.



Choć znajdujemy się pod tabliczką szczytową, to ani nasza mapa, ani ukształtowanie otaczającego nas terenu nie wskazuje szczytu. Podchodzimy więc jeszcze kawałek na południe, by znaleźć się w najwyższym punkcie. Ten pokrywa się ze wskazaniem mapy. Co więcej, odnajdujemy znak geodezyjny oraz słupek kamienny. To musi być szczyt Hušáka!


Na tyle, na ile to możliwe przy braku znaków, schodzimy tą samą drogą z powrotem na dół. Pokonujemy ponownie karczowiska, mijamy Holubi studánkę, V Rejdu, aż wreszcie osiągamy miejscowość Pacov. Po wychłodzeniu samochodu, który stojąc w pełnym słońcu stał się piekarnikiem, ruszamy w dalszą drogę.


ZAMEK BOUZOV


Z Pacova przejeżdżamy nieco na wschód do miejscowości Bouzov. Tam chcemy zdobyć szczyt o tej samej nazwie. Znajduje się na nim zamek, którego mury widoczne są z daleka.



Na parkingu nieczynnego już dzisiaj sklepu zostawiamy samochód i ruszamy na wędrówkę. Ta nie będzie ani długa, ani zbyt wymagająca. Jak tylko podniesiemy nieco wzrok, zauważymy jej cel. Zanim jednak zapatrzymy się w górę, najpierw spoglądamy na drogę, którą przejeżdża akurat kolumna starych samochodów. Wszystkie to Skody Felicje w przeróżnych barwach i kombinacjach nadwozia.



Jedną z uliczek kierujemy się stromo w górę, w kierunku widocznego zamku. Mijamy usytuowany z lewej strony Kościół św. Gotarda. Zaglądamy do tej nieco schowanej między zabudowaniami świątyni. Data budowy kościoła nie jest jednoznacznie określona. Nie zachowały się dokumenty to potwierdzające. Prawdopodobnie obiekt powstał wraz ze znajdującym się powyżej zamkiem, czyli w XIV wieku. Choć są przekazy mówiące o budowie dopiero w XVI wieku.




Podchodzimy dalej wzdłuż murów kościoła, by stanąć przed wejściem do zamku. Zanim jednak wejdziemy na zamkowy dziedziniec, idziemy na szczyt Bouzov, znajdujący się w pobliżu. Co prawda nie znajdziemy tu tabliczki szczytowej, za to widok na całą obronną budowlę jest stąd iście imponujący. Nie dziwi nas decyzja o wpisaniu tej góry jako przedstawicielki Zábřežskej vrchoviny na listę Sudeckiego Włóczykija.



Przechodzimy przez bramę strzegącą wejścia na teren zamku. W pierwszej kolejności udajemy się do kasy, by zakupić bilety na zwiedzanie. Wybieramy nieco dłuższą, za to pełną trasę zwiedzania i dodatkowo wejście na wieżę. Do spotkania z przewodnikiem mamy jeszcze około 40 minut, który to czas wykorzystujemy na odpoczynek w cieniu zamkowych murów i ochłodę czeską zmrzliną, czyli lodami.


Jak tylko przewodnik pojawia się przed wejściem, grupa szybko się zbiera i ruszamy do chłodnych zamkowych wnętrz. Na dzisiejszą upalną pogodę wybraliśmy dobre miejsce do spędzenia gorącego popołudnia 😁.


Zamek Bouzov powstał na przełomie XIII i XIV wieku. Jego pierwszym właścicielem był Buz z Bouzova, bliżej nieznany jegomość, którego własność jest jednak potwierdzona w zachowanych dokumentach. W późniejszych latach zamek wielokrotnie zmieniał właścicieli i wygląd, aż trafił w ręce Zakonu Krzyżackiego. Zakupił go w 1696 roku ówczesny Wielki Mistrz Franz Ludwig zu Neuburg. Sytuacja nie zmieniała się aż do wybuchu II wojny światowej, kiedy to zamek został przejęty przez III Rzeszę.
Jego współczesny wygląd zawdzięczamy przebudowie z początku XX wieku, podczas której zamek odzyskał swój średniowieczny charakter. Władał tu wówczas arcyksiążę Eugeniusz Ferdynand Habsburg.


Zwiedzanie zaczynamy od pomieszczenia zwanego Starą Kancelarią. Tu naszą uwagę przyciągają XVIII-wieczne kalendarze rozwieszona na ścianach. Są zupełnie inne od tych współcześnie nam znanych. Ciekawym elementem tej komnaty jest również zdobiona posadzka.


Przechodzimy przez pokój kamerdynera z ciekawym urządzeniem na ścianie. To swego rodzaju... telefon na baterie. Należy pamiętać, że w dawnych czasach nie było prądu 😉. A służył on po prostu do wzywania służby.


Przed nami gabinet arcyksięcia Eugeniusza Ferdynanda Habsburga. Był on Wielkim Mistrzem Zakonu Krzyżackiego, dzięki czemu stał się kolejnym panem na krzyżackim zamku Bouzov. Tu możemy podziwiać pięknie intarsjowane kością słoniową meble.



W przyległym do gabinetu bocznym pomieszczeniu, znajdowała się sypialnia arcyksięcia. Usytuowana została w okrągłej wieży.


Schodami westybulu, czyli jak można powiedzieć reprezentacyjną klatką schodową, wchodzimy na piętro. Wokół nas na ścianach wiszą największe na zamku obrazy. Nie wiadomo jednak czyjego są autorstwa.



Przechodzimy do najważniejszych pomieszczeń na zamku. Przed nami komnaty reprezentacyjne. Tu mieszkał sam Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego. W sypialni możemy zobaczyć wykonane w stylu neobarokowym meble. Nasz zachwyt wzbudzają ich piękne rzeźbienia. Na podłodze leżą skóry niedźwiedzi, które arcyksiążę Eugeniusz hodował w... zamkowej fosie. Niestety były agresywne dla swoich opiekunów, przez co stały się ozdobą arcyksiążęcej sypialni.



Niezwykle ciekawym i zarazem cennym eksponatem jest miniaturka zamku Bouzov. Wykonana została ze srebra i ozdobiona kamieniami szlachetnymi. To prezent architekta Georga von Hauberrissera dla arcyksięcia Eugeniusza Ferdynanda Habsburga. Kim był Hauberrisser? W czasie przebudowy zamku, zaprojektował on wnętrza dla arcyksięcia.


Drugim pomieszczeniem reprezentacyjnym jest Kancelaria Wielkiego Mistrza. Tu również odnajdziemy neobarokowe meble. Ciekawostką jest tajne przejście, które prowadziło z refektarza Wielkiego Mistrza pod nami do pomieszczenia na poddaszu.


Idziemy dalej. Przechodzimy przez wykuszową komnatę, której ściany zdobione są przepięknymi malowidłami. To herby Wielkich Mistrzów Zakonu Krzyżackiego.


Dalej niezwykle ciekawy i praktyczny eksponat stojący w pomieszczeniu zwanym przygotowalnią posiłków. To zamykana, metalowa szafa. Można było w niej rozpalić ogień i przechowywać w cieple przygotowane jedzenie. Czyżby pierwowzór kuchenki mikrofalowej 😁.


Z przygotowalni posiłków trafiamy do Galerii Myśliwskiej. Pierwotnie było to pomieszczenie przeznaczone dla straży Wielkiego Mistrza. Znajdziemy tu wiele symboli związanych z myślistwem, jak na przykład żyrandol wykonany z poroża jelenia, czy namalowaną na kominku głowę jelenia ze złotym krzyżykiem. To z kolei symbol św. Huberta, patrona myśliwych.




Przechodzimy do największego pomieszczenia na zamku. To Sala Rycerska, w której odbywały się wszelkie uroczystości.





Z Salą Rycerską sąsiaduje Kapitularz i do niego teraz przechodzimy. To kolejne pomieszczenie związane z ważnymi wydarzeniami. Tu omawiano najważniejsze dla Zakonu Krzyżackiego sprawy. A gdzie siedział Wielki Mistrz, widać po wyróżniającym się baldachimem fotelu.


Na ścianach umieszczone zostały tarcze grobowe Wielkich Mistrzów Zakonu Krzyżackiego oraz obrazy tablicowe patronów zakonu i świętych.


Tajnymi schodami opuszczamy Kapitularz i schodzimy na dół, na zamkowy dziedziniec.




Jednym z bocznych pomieszczeń, do których można wejść z wewnętrznego dziedzińca jest Kaplica św. Elżbiety. Najcenniejszym zabytkiem tutaj jest ołtarz główny. Ten pochodzi z końca XV wieku i wykonany został w stylu gotyckim. Na ścianach zaś znajdują się płyty nagrobne Wielkich Mistrzów, którzy rządzili zakonem między XIV, a XVI wiekiem.



Przechodzimy do Zbrojowni. To dawna Sala Rycerska, która po przebudowach Hauberrissera stała się muzeum prezentującym dawną broń.



Od samego początku naszą uwagę (a zwłaszcza Marty 😁) przykuwa studnia. I to nie tylko piękną, dekoracyjną nadbudową, ale także swoją głębią. Jej dno znajduje się na głębokości aż 43 metrów! Co ciekawe, to właśnie w niej znaleziono wiele cennych pamiątek z dawnych wieków. Wśród nich na przykład XIII-wieczne naczynia. Ale niestety również przedmioty bliższe naszym czasom, jak choćby aparaty fotograficzne.



Ponownie wchodzimy do zamku. Przy studni kończyło się zwiedzanie trasy podstawowej. My wybraliśmy wariant rozszerzony, przez co trafiamy teraz do Sali Jadalnej dla gości. W tej części wnętrza nie mają już neobarokowego charakteru, a typowo gotycki.



Dalej mijamy usytuowane wzdłuż korytarza pokoje gościnne. Wszystkie wyglądają bardzo podobnie. A na końcu łazienka. 




W jednym z korytarzy możemy zobaczyć dawne rozwiązania kanalizacyjne oraz kolejne urządzenie sygnalizacyjne. To jednak dużo bardziej rozbudowane niż widziane przez nas wcześniej. Choć również było na baterie, zbierało sygnał z wielu zamkowych pomieszczeń, a nie tylko komnat arcyksięcia.


Dochodzimy do kuchni. Oprócz standardowych w takich miejscach naczyń i urządzeń, znajdziemy kilka nietypowych rozwiązań. Wśród nich na przykład ruszt napędzany mechanizmem zegarowym. Pozwalało to na samoczynne jego obracanie się. Kiedy dzwonił dzwonek oznaczający zatrzymanie się rusztu, wystarczyło nakręcić mechanizm i pieczeń ponownie opiekała się równo z każdej strony 😁.





Ciekawe jest również odprowadzenie dymu z kuchennych pieców. Ten zamiast w górę wędrował przez posadzkę do ścian, w których znajdowały się kominy. Te były na tyle wysokie, że zapewniały odpowiedni ciąg, by wywiać dym z podłogi.
Tu kończy się nasza trasa zwiedzania. Bardzo szczegółowo poznaliśmy Krzyżacki Zamek Bouzov. Opuszczamy jego wnętrza trafiając z powrotem na dziedziniec. Mamy jeszcze wykupione wejście na wieżę, jednak na to musimy kilka minut poczekać.



W tak zwanym międzyczasie ochładzamy się zimną Kofolą zakupioną w tutejszym barze. Niebawem zjawia się kolejna pani przewodnik, której śladem ruszamy ponownie do zamkowych wnętrz.


Teraz jednak nie będziemy zwiedzać kolejnych komnat arcyksięcia, a rozpoczynamy wspinanie się po schodach na zamkową wieżę. Na jej szczycie znajduje się pokój strażnika. A obok łóżka nie mogło zabraknąć olbrzymiej trąby, której dźwięk dawniej nie wieszczył nic dobrego.


Dzisiaj jednak nie musimy obawiać się napaści wroga na zamek. Możemy za to pooglądać piękne widoki z zamkowej wieży, która góruje 58 metrów na okolicą.










Schodzimy z powrotem na poziom terenu i opuszczamy zamkowe mury. Wędrując ponownie koło Kościoła św. Gotarda dochodzimy do centrum Bouzova, gdzie zasiadamy wygodnie w jednej z restauracji. Godzina już mocno popołudniowa, za nami cały dzień chodzenia, trzeba uzupełnić kalorie.


Oboje decydujemy się na vepřové výpečky se zelím a houskovým knedlíkem. Danie okazuje się… pyszne 😋. Trafiony wybór, palce lizać!



Najedzeni wracamy do samochodu i ruszamy w drogę powrotną do Šumperku. Zostawiamy w tyle pięknie oświetlony teraz promieniami zachodzącego słońca Zamek Bouzov.



Zamek pięknie się z nami pożegnał, a Šumperk wita nas równie pięknym widokiem. To Pradziad (1491 m n.p.m.), szczyt na którym 👉byliśmy w minioną środę 😊.


POZDRAWIAMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz