czwartek, 28 kwietnia 2022

Krokusy w Dolinie Chochołowskiej i szczyt Bukowiński Wierch

Cudowny spektakl Matki Natury.

Zgodnie z zapowiedziami synoptyków i naszymi oczekiwaniami dzisiejszy poranek przynosi nadzieję na poprawę pogody. Po jednodniowym załamaniu mamy zobaczyć znowu słońce. Choć póki co niebo pokryte jest dość gęstymi chmurami, w ciągu dnia ma zacząć się przejaśniać. To również ostatni moment, by zrealizować nasze zamierzenie wyjazdu w Tatry. Jutro zaczyna się weekend, i to długi, majowy weekend, a to oznacza tłumy ludzi. Ruszamy więc z Rabki-Zdroju na południe, w kierunku najwyższych polskich gór.

POLANA CHOCHOŁOWSKA


Samochód parkujemy na ostatnim parkingu przed wejściem do Doliny Chochołowskiej. Przy kasie spoglądamy na termometr, który wskazuje + 5 stopni Celsjusza. Temperatura póki co nie powala. Kupujemy bilety wstępu na teren Wspólnoty Leśnej Uprawnionych Ośmiu Wsi, bo do tej organizacji obok Tatrzańskiego Parku Narodowego należy Dolina Chochołowska, i możemy ruszać na szlak.


Trasę bardzo dobrze znamy. Wędrowaliśmy nią już kilka, 👉zarówno zimą, jak i latem. Teraz jednak spodziewamy się zupełnie innego jej zakończenia niż podczas poprzednich wizyt 😁.
Przechodzimy przez Siwą Polanę, na której znajduje się Krzyż Papieski, upamiętniający lądowanie helikoptera z Ojcem Świętym Janem Pawłem II na pokładzie. Wówczas, dnia 23 czerwca 1983 roku, papież udał się do Schroniska na Polanie Chochołowskiej na spotkanie z ówczesnym przywódcą Solidarności, Lechem Wałęsą.


Ku naszemu zaskoczeniu, na jednej z polan spostrzegamy pierwsze krokusy. Choć nie mają otwartych kielichów i tak wyglądają pięknie. Swoim fioletowym kolorem pięknie ożywiają szaroburą aurę wokół.


Dzięki krokusom zaczynamy bardziej zwracać uwagę na boki. Tym sposobem dostrzegamy kolejną ciekawostkę, której wcześniej nie widzieliśmy.


Po minięciu Siwej Polany wkraczamy na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego. Wędrujemy za wskazaniem zielonego szlaku wzdłuż potoku Siwa Woda. Nad jego brzegami rozpoznajemy rozwijające się lepiężniki. Teraz wydają się takie niepozorne, a niebawem przykryją całą okolicę wielkimi liśćmi.



Nad potokiem zatrzymała się na chwilę zięba zwyczajna. Nawet pozwoliła się uchwycić w kadrze 😉.


Mijamy Polanę Huciska, dokąd możemy dojechać kolejką „Rakoń”, za którą dochodzimy niebawem do potężnej skalnej bramy. Wznosimy wzrok do góry, by spojrzeć na dwie tablice. Jedna upamiętnia wizytę Jana Pawła II z 1983 roku, druga Narodowy Ruch Zbrojny Górali z 1846 roku, znany pod nazwą Powstania Chochołowskiego.



Kilka minut drogi za skalną bramą możemy zrobić kolejny ciekawy przystanek. Tym razem schodzimy na lewo ze szlaku, by wzdłuż mocno szumiących wód potoku Chochołowskiego dojść do źródła. To Wywierzysko Chochołowskie. Jakże tu pięknie o tej porze roku 😍. Uroku dodaje kwitnąca na żółto knieć błotna, zwana potocznie kaczeńcami.






Ruszamy dalej. Niestety im bliżej Polany Chochołowskiej się znajdujemy, tym robi się coraz ciemniej. Miało w ciągu dnia się przejaśniać, tymczasem nachodzą coraz groźniej wyglądające chmury.


Mając nad sobą ciemnoszare chmury dochodzimy na Polanę Chochołowską. Rozglądamy się na boki w poszukiwaniu krokusów. Jest! Tu, tu również, i tam. Tam dalej też są! – rozlega się co chwila wołanie. I faktycznie krokusów jest dużo, jednak wszystkie zamknięte.





Nagle zaczyna padać… grad. Szybkim krokiem idziemy do schroniska. Tam zjemy sobie ciepłe, drugie śniadanie i zobaczymy jak dalej sytuacja się rozwinie.





W międzyczasie przestaje padać, chmury się rozchodzą, na zewnątrz robi się zdecydowanie jaśniej. Nawet jakby nieśmiało słońce chciało się przebić. Czas wyjść na spacer wokół Polany Chochołowskiej. Trzeba przyjrzeć się krokusom nieco bliżej 😉.


Ach! Jest ich tu naprawdę sporo. Co prawda nie ma jednolitego dywanu na całej polanie, jak niekiedy widzimy na zdjęciach, za to ogromne ich place cieszą niesamowicie oko. Tegoroczna, wydłużająca się zima spowodowała, że nie ma i nie było wysypu kwiatów. Pojawiają się stopniowo w miarę sprzyjającej pogody.





Ze Schroniska PTTK na Polanie Chochołowskiej wędrujemy czarnym szlakiem w górę, w kierunku Kaplicy św. Jana Chrzciciela. To przy tej drewnianej świątynce kręcono sceny do serialu „Janosik”.



Swoją wędrówkę kontynuujemy czarnym szlakiem. Teraz schodzimy z usytuowanej w górnej partii Polany Chochołowskiej kaplicy w dół. Niebawem, choć dzisiaj czas ten jest mocno wydłużony ze względu na piękne okoliczności przyrody 😁, osiągamy ponownie zielony szlak, który doprowadził nas z rana na Polanę Chochołowską. Oj, pięknie to miejsce prezentuje się z masywnym Kominiarskim Wierchem w tle. Dawniej można było zdobyć ten szczyt znakowanym szlakiem. Co ciekawe, szlak ten był kontynuacją najstarszego szlaku w Tatrach Zachodnich, prowadzącego do Polany na Stołach, wytyczonego już w 1892 roku przez Mieczysława Karłowicza, tego samego, który później zginął w lawinie pod Kościelcem. Współcześnie, ze względu na ochronę przyrody, szlak na Kominiarki Wierch nie istnieje. Możemy dojść jedynie 👉do Polany na Stołach, ale to z sąsiedniej Doliny Kościeliskiej.








Wracamy do schroniska, tym razem na słodkie co nieco, czyli tradycyjną szarlotkę 😋.



Nawet nie wiemy kiedy zrobiło się popołudnie. Czas się zbierać i ruszać w drogę powrotną. Oczywiście nie może w niej zabraknąć jeszcze bliższych i dalszych spotkań z przepięknymi krokusami. Ku naszej uciesze w końcu zza chmur wygląda słońce. Momentalnie wszystkie krokusy się otwierają, prezentując się teraz w całej swojej pięknej okazałości 😍😍😍.






Te piękne rośliny wszyscy znamy jako krokusy. A tak naprawdę to szafran spiski i to właśnie z niego pozyskuje się najdroższą przyprawę na świecie!











Cudownie kolorowo zrobiło się na koniec naszego pobytu na Polanie Chochołowskiej. Teraz możemy z pełną satysfakcją ruszyć w drogę powrotną.




Trzymając się zielonych znaków szlaku mijamy znane nam krajobrazy. Zatrzymujemy się tu i ówdzie na kolejne bliższe spotkania z przyrodą. Jakże ona piękna wiosną, kiedy wszystko budzi się do życia i rozkwita. Spotykamy lepiężniki białe i różowe oraz żółto kwitnący podbiał pospolity.







Ostatecznie dochodzimy do Siwej Polany. Z prawej dostrzegamy oświetlony teraz promieniami słońca masyw Giewontu.



Wracamy na parking i opuszczamy Dolinę Chochołowską. Mieliśmy tu dzisiaj kilka pór roku w ciągu jednego dnia, dzięki czemu widzieliśmy krokusy z różnych perspektyw. Co więcej, dzięki słońcu obserwowaliśmy zachowanie tych roślin, jak otwierają się, by łapać promienie słoneczne. Na koniec dolina żegna nas jeszcze piękną panoramą ośnieżonego Giewontu i Czerwonych Wierchów. To był cudowny dzień!

BUKOWIŃSKI WIERCH - 940 m n.p.m.


Dzień się jednak jeszcze nie kończy. To nie koniec atrakcji na dzisiaj. W drodze powrotnej z Tatr do Rabki-Zdroju, odbijamy z głównej drogi wojewódzkiej numer 958 w lewo, kierując się do miejscowości Bukowina-Osiedle. Tam, na niewielkim parkingu przy Kaplicy pw. Matki Bożej, parkujemy samochód. Widoczną po drugiej stronie ulicy wąską drogą, rozpoczynamy jeszcze jedną, znacznie już krótszą wędrówkę.


Droga prowadzi nas cały czas pod górę. Przewyższenia nie są jednak uciążliwe, a im więcej ich pokonujemy, tym coraz piękniejsze mamy widoki. Po lewej naszej stronie wyłaniają się całe niemal Tatry. Teraz, w promieniach skłaniającego się ku zachodowi słońca, panorama jest obłędna. Rozpoznajemy charakterystyczny Giewont i masyw Czerwonych Wierchów za nim. Widoczny jest również Kasprowy Wierch i usytuowana na lewo od niego Świnica. Przepiękny widok nam góry fundują na koniec dnia!







Po naszej prawej stronie również góry. To już Beskid Wyspowy i górujący nad Rabką-Zdrój szczyt Luboń Wielki (1022 m n.p.m.).


Widoki są jednak przysłowiową wisienką na torcie, gdyż celem naszej wędrówki jest szczyt Bukowińskiego Wierchu o wysokości 940 metrów nad poziomem morza. Zaliczany jest do grona osiemdziesięciu szczytów z listy Diademu Polskich Gór.




Wracamy do Rabki-Zdroju, gdzie dzień kończymy pyszną obiadokolacją. To Marty urodziny, więc ponownie mamy co świętować 😉.


POZDRAWIAMY