Cudowny spektakl Matki Natury.
Zgodnie z zapowiedziami
synoptyków i naszymi oczekiwaniami dzisiejszy poranek przynosi nadzieję na
poprawę pogody. Po jednodniowym załamaniu mamy zobaczyć znowu słońce. Choć póki
co niebo pokryte jest dość gęstymi chmurami, w ciągu dnia ma zacząć się
przejaśniać. To również ostatni moment, by zrealizować nasze zamierzenie
wyjazdu w Tatry. Jutro zaczyna się weekend, i to długi, majowy weekend, a to
oznacza tłumy ludzi. Ruszamy więc z Rabki-Zdroju na południe, w kierunku najwyższych polskich gór.
POLANA CHOCHOŁOWSKA
Samochód parkujemy na
ostatnim parkingu przed wejściem do Doliny Chochołowskiej. Przy kasie
spoglądamy na termometr, który wskazuje + 5 stopni Celsjusza. Temperatura póki co nie powala. Kupujemy bilety
wstępu na teren Wspólnoty Leśnej Uprawnionych Ośmiu Wsi, bo do tej organizacji
obok Tatrzańskiego Parku Narodowego należy Dolina
Chochołowska, i możemy ruszać na szlak.
Trasę bardzo dobrze znamy.
Wędrowaliśmy nią już kilka, 👉zarówno zimą, jak i latem. Teraz jednak spodziewamy się
zupełnie innego jej zakończenia niż podczas poprzednich wizyt 😁.
Przechodzimy przez Siwą
Polanę, na której znajduje się Krzyż Papieski, upamiętniający lądowanie
helikoptera z Ojcem Świętym Janem Pawłem II na pokładzie. Wówczas, dnia 23
czerwca 1983 roku, papież udał się do Schroniska na Polanie Chochołowskiej na
spotkanie z ówczesnym przywódcą Solidarności, Lechem Wałęsą.
Ku
naszemu zaskoczeniu, na jednej z polan spostrzegamy pierwsze krokusy. Choć nie
mają otwartych kielichów i tak wyglądają pięknie. Swoim fioletowym kolorem
pięknie ożywiają szaroburą aurę wokół.
Dzięki
krokusom zaczynamy bardziej zwracać uwagę na boki. Tym sposobem dostrzegamy
kolejną ciekawostkę, której wcześniej nie widzieliśmy.
Po
minięciu Siwej Polany wkraczamy na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Wędrujemy za wskazaniem zielonego szlaku wzdłuż potoku Siwa Woda. Nad jego
brzegami rozpoznajemy rozwijające się lepiężniki. Teraz wydają się takie
niepozorne, a niebawem przykryją całą okolicę wielkimi liśćmi.
Nad potokiem zatrzymała się na chwilę zięba zwyczajna. Nawet pozwoliła się uchwycić w kadrze 😉.
Mijamy
Polanę Huciska, dokąd możemy dojechać kolejką „Rakoń”, za którą dochodzimy niebawem do
potężnej skalnej bramy. Wznosimy wzrok do góry, by spojrzeć na dwie tablice.
Jedna upamiętnia wizytę Jana Pawła II z 1983 roku, druga Narodowy Ruch Zbrojny
Górali z 1846 roku, znany pod nazwą Powstania Chochołowskiego.
Kilka
minut drogi za skalną bramą możemy zrobić kolejny ciekawy przystanek. Tym razem
schodzimy na lewo ze szlaku, by wzdłuż mocno szumiących wód potoku
Chochołowskiego dojść do źródła. To Wywierzysko Chochołowskie. Jakże tu pięknie
o tej porze roku 😍. Uroku dodaje kwitnąca na żółto knieć błotna, zwana potocznie kaczeńcami.
Ruszamy
dalej. Niestety im bliżej Polany Chochołowskiej się znajdujemy, tym robi się
coraz ciemniej. Miało w ciągu dnia się przejaśniać, tymczasem nachodzą coraz
groźniej wyglądające chmury.
Mając
nad sobą ciemnoszare chmury dochodzimy na Polanę Chochołowską. Rozglądamy się
na boki w poszukiwaniu krokusów. Jest! Tu, tu również, i tam. Tam dalej też są!
– rozlega się co chwila wołanie. I faktycznie krokusów jest dużo, jednak
wszystkie zamknięte.
Nagle
zaczyna padać… grad. Szybkim krokiem idziemy do schroniska. Tam zjemy sobie
ciepłe, drugie śniadanie i zobaczymy jak dalej sytuacja się rozwinie.
W
międzyczasie przestaje padać, chmury się rozchodzą, na zewnątrz robi się
zdecydowanie jaśniej. Nawet jakby nieśmiało słońce chciało się przebić. Czas
wyjść na spacer wokół Polany Chochołowskiej. Trzeba przyjrzeć się krokusom
nieco bliżej 😉.
Ach! Jest ich tu naprawdę sporo. Co prawda nie ma jednolitego dywanu na całej
polanie, jak niekiedy widzimy na zdjęciach, za to ogromne ich place cieszą
niesamowicie oko. Tegoroczna, wydłużająca się zima spowodowała, że nie ma i nie
było wysypu kwiatów. Pojawiają się stopniowo w miarę sprzyjającej pogody.
Ze
Schroniska PTTK na Polanie Chochołowskiej wędrujemy czarnym szlakiem w górę, w
kierunku Kaplicy św. Jana Chrzciciela. To przy tej drewnianej świątynce kręcono
sceny do serialu „Janosik”.
Swoją
wędrówkę kontynuujemy czarnym szlakiem. Teraz schodzimy z usytuowanej w górnej
partii Polany Chochołowskiej kaplicy w dół. Niebawem, choć dzisiaj czas ten jest
mocno wydłużony ze względu na piękne okoliczności przyrody 😁, osiągamy ponownie zielony szlak, który
doprowadził nas z rana na Polanę Chochołowską. Oj, pięknie to miejsce prezentuje się z
masywnym Kominiarskim Wierchem w tle. Dawniej można było zdobyć ten szczyt
znakowanym szlakiem. Co ciekawe, szlak ten był kontynuacją najstarszego szlaku
w Tatrach Zachodnich, prowadzącego do Polany na Stołach, wytyczonego już w 1892
roku przez Mieczysława Karłowicza, tego samego, który później zginął w lawinie
pod Kościelcem. Współcześnie, ze względu na ochronę przyrody, szlak na
Kominiarki Wierch nie istnieje. Możemy dojść jedynie 👉do Polany na Stołach, ale
to z sąsiedniej Doliny Kościeliskiej.
Wracamy
do schroniska, tym razem na słodkie co nieco, czyli tradycyjną szarlotkę 😋.
Nawet
nie wiemy kiedy zrobiło się popołudnie. Czas się zbierać i ruszać w drogę
powrotną. Oczywiście nie może w niej zabraknąć jeszcze bliższych i dalszych
spotkań z przepięknymi krokusami. Ku naszej uciesze w końcu zza chmur wygląda
słońce. Momentalnie wszystkie krokusy się otwierają, prezentując się teraz w
całej swojej pięknej okazałości 😍😍😍.
Te
piękne rośliny wszyscy znamy jako krokusy. A tak naprawdę to szafran spiski i
to właśnie z niego pozyskuje się najdroższą przyprawę na świecie!
Cudownie
kolorowo zrobiło się na koniec naszego pobytu na Polanie Chochołowskiej. Teraz
możemy z pełną satysfakcją ruszyć w drogę powrotną.
Trzymając
się zielonych znaków szlaku mijamy znane nam krajobrazy. Zatrzymujemy się tu i
ówdzie na kolejne bliższe spotkania z przyrodą. Jakże ona piękna wiosną, kiedy
wszystko budzi się do życia i rozkwita. Spotykamy lepiężniki białe i różowe oraz żółto kwitnący podbiał pospolity.
Ostatecznie
dochodzimy do Siwej Polany. Z prawej dostrzegamy oświetlony teraz promieniami
słońca masyw Giewontu.
Wracamy na parking i opuszczamy Dolinę Chochołowską. Mieliśmy tu dzisiaj kilka pór roku w ciągu
jednego dnia, dzięki czemu widzieliśmy krokusy z różnych perspektyw. Co więcej,
dzięki słońcu obserwowaliśmy zachowanie tych roślin, jak otwierają się, by
łapać promienie słoneczne. Na koniec dolina żegna nas jeszcze piękną panoramą
ośnieżonego Giewontu i Czerwonych Wierchów. To był cudowny dzień!
BUKOWIŃSKI WIERCH - 940 m n.p.m.
Dzień się jednak jeszcze nie kończy. To nie koniec atrakcji na dzisiaj. W drodze powrotnej z Tatr do
Rabki-Zdroju, odbijamy z głównej drogi wojewódzkiej numer 958 w lewo, kierując
się do miejscowości Bukowina-Osiedle. Tam, na niewielkim parkingu przy Kaplicy
pw. Matki Bożej, parkujemy samochód. Widoczną po drugiej stronie ulicy wąską
drogą, rozpoczynamy jeszcze jedną, znacznie już krótszą wędrówkę.
Droga prowadzi nas cały czas pod górę. Przewyższenia nie są jednak uciążliwe, a im więcej ich pokonujemy, tym coraz piękniejsze mamy widoki. Po lewej naszej stronie wyłaniają się całe niemal Tatry. Teraz,
w promieniach skłaniającego się ku zachodowi słońca, panorama jest obłędna.
Rozpoznajemy charakterystyczny Giewont i masyw Czerwonych Wierchów za nim.
Widoczny jest również Kasprowy Wierch i usytuowana na lewo od niego Świnica. Przepiękny widok nam góry fundują na koniec dnia!
Po
naszej prawej stronie również góry. To już Beskid Wyspowy i górujący nad
Rabką-Zdrój szczyt Luboń Wielki (1022 m n.p.m.).
Widoki
są jednak przysłowiową wisienką na torcie, gdyż celem naszej wędrówki jest
szczyt Bukowińskiego Wierchu o wysokości 940 metrów nad poziomem morza.
Zaliczany jest do grona osiemdziesięciu szczytów z listy Diademu Polskich Gór.
Wracamy
do Rabki-Zdroju, gdzie dzień kończymy pyszną obiadokolacją. To Marty urodziny,
więc ponownie mamy co świętować 😉.
POZDRAWIAMY☺