Percią Borkowskiego na szczyt.
Rozpoczął się długi, majowy
weekend. Wszędzie wokół widać wzmożony ruch i większą liczbę turystów. Zapowiadana
słoneczna pogoda skusiła wielu do odpoczynku na łonie natury.
Przez ostatnie kilka dni
zdobyliśmy osiem szczytów zaliczanych do Diademu Polskich Gór. Pozostał jeszcze
jeden zaplanowany na ten wyjazd, za to położony najbliżej naszej kwatery. Po
wizytach w Beskidzie Małym, Makowskim i Żywieckim wracamy w Beskid Wyspowy.
Dwie beskidzkie wyspy – Modyń i Ćwilin - już zdobyliśmy, dzisiaj przyszedł czas
na Luboń Wielki.
Niedaleko naszej kwatery przebiega
niebieski szlak prowadzący właśnie na ten szczyt. Z tego też powodu samochód
zostaje dzisiaj na parkingu, a my pieszo ruszamy na wycieczkę. Nie
idziemy jednak główną ulicą Jana Pawła II na spotkanie z niebieskim szlakiem, a
stromą ulicą Na Banię przebiegającą w naszym sąsiedztwie, wspinamy się w górę.
Na łąkach pod szczytem Bani dojedziemy do szlaku.
W
pewnym momencie przed nami wyłania się szczyt Lubonia Wielkiego. Jest on bardzo
charakterystyczny, gdyż zwieńczony wieżą stacji radiowo-telewizyjnej. Tam
idziemy 😁.
Zanim
jednak Luboń Wielki, najpierw podchodzimy pod Królewską Górę, zwaną również
Polczakówką. Tu znajduje się drewniana wieża widokowa, na którą wchodzimy.
Z
wieży rozpościera się panorama na Luboń Wielki. Ale to przecież nic dziwnego, skoro znajduje się w sąsiedztwie.
Widoczna
jest również Babia Góra. Trochę jednak zamglona przez niezbyt dobrą
przejrzystość powietrza.
Schodzimy
z wieży i ruszamy dalej za wskazaniami niebieskiego szlaku. Równolegle
towarzyszy nam Główny Szlak Beskidu Wyspowego. Drogą krzyżową schodzimy do
północnych rejonów Rabki.
Dochodzimy
do stacji kolejowej Rabka Zaryte, gdzie postanawiamy zrobić krótką przerwę na
drugie śniadanie. Niestety nigdzie wokół nie widać żadnych ławek, czego
spodziewaliśmy się na stacji PKP, pozostaje więc rozłożyć się na trawie.
Posileni
ruszamy w dalszą drogę. Dochodzimy do ulicy Zaryte. Prowadzi tędy droga krajowa
numer 28, wzdłuż której kontynuujemy wędrówkę śladem niebieskich znaków.
Tuż
przed potokiem Rolskim szlak niebieski odbija w lewo, prowadząc dalej na szczyt
Lubonia Wielkiego. My idziemy jednak około 100 metrów dalej, by wejść na drogę
wewnętrzną oznaczoną żółtym kolorem farby. Ten szlak również prowadzi na
szczyt, jednak z tego co wyczytaliśmy jest dużo atrakcyjniejszy i ciekawszy. Nazwany
Percią Borkowskiego, na cześć Stanisława Dunin-Borkowskiego, budowniczego i
byłego gospodarza schroniska na szczycie Lubonia Wielkiego, oferuje atrakcje
nietypowe dla Beskidów.
No to
wspinamy się. Wokół towarzyszy nam intensywna zieleń. Nad głowami świeci
słońce, które coraz intensywniej zaczyna grzać. Dochodzimy do rozległej polany
z szeroką panoramą Beskidów.
Szlak
żółty doprowadza nas do granic Rezerwatu Przyrody Luboń Wielki. Mijamy
kapliczkę poświęconą żołnierzom Armii Krajowej i po chwili dochodzimy do
pięknego miejsca.
Przed
nami wyłania się olbrzymie gołoborze. I to nie byle jakie. To największe
gołoborze w Beskidzie Wyspowym! Wspinamy się po skałach, niczym w najprawdziwszych
Tatrach.
Na
szczycie gołoborza trafiamy na niewielką skalną grotę i nieco dalej jaskinię.
Przed
nami bardziej płaski odcinek szlaku. Możemy skupić się na otaczającej nas
przyrodzie. A wokół rośnie pełno pięknie kwitnących zawilców gajowych oraz
żywców gruczołowatych.
Co
dobre jednak szybko się kończy. Etap płaski pokonaliśmy i przed nami wyłoniło się
kolejne strome podejście. Ruszamy w górę!
Podejście
okazuje się dosyć męczące, na szczęście nie jest długie. Ostatecznie zdobywamy
Luboń Wielki, szczyt o wysokości 1022 metrów nad poziomem morza. Jest nam tak
ciepło, że nawet nie czujemy nieco chłodnego wiaterku, który tu powiewa. Samo
powietrze również do najcieplejszych nie należy.
Na
szczycie, oprócz widzianego już przez nas wielokrotnie masztu
radiowo-telewizyjnego, znajduje się Schronisko
PTTK na Luboniu Wielkim. Usytuowane w ciekawym, nie za dużym budynku,
oferuje pyszne jedzenie, o czym niebawem mamy okazję się przekonać. Aromatyczny
żurek, wyborna kaszanka (zwana tu kiszką) i pyszne pierogi z jagodami –
wszystko z ogromnym apetytem zjadamy.
Na
schroniskowym tarasie spędzamy sporo czasu. Odpoczynek i posiłek z pięknym
widokiem na beskidzkie szczyty. W końcu trzeba jednak ruszyć w drogę powrotną.
Naszym przewodnikiem w tej wędrówce będzie szlak koloru zielonego. Rozpoczynamy
schodzenie, gdy Marta stwierdza, że zjadłaby jeszcze szarlotkę 😅. Na szczęście
doszliśmy zaledwie do Kapliczki Matki Bożej Lubońskiej. Cóż zrobić… wracamy do
schroniska.
Teraz
siadamy już w środku, dzięki czemu mamy okazję przyjrzeć się dokładniej
wnętrzu. Dostrzegamy fotografie budowniczego i byłego gospodarza tutejszego
schroniska, Stanisława Dunin-Borkowskiego.
Po
szarlotce nawet Marta poczuła sytość. Ruszamy na dół. Początkowo wraz z naszym
szlakiem zielonym biegnie również szlak niebieski. Po około 600 metrach rozstaje
się z nami, odbijając nieco w lewo. My z kolei skręcamy bardziej w prawo.
Idziemy
wygodną leśną drogą i nawet nie wiemy kiedy gubimy szlak. Gdzieś odbił, a my
poszliśmy dalej trzymając się wygodnego leśnego duktu. Spoglądamy na mapę,
chwila zastanowienia i stwierdzamy, że nie ma już sensu się wracać. Tą drogą,
może trochę bardziej naokoło, również dojdziemy do Rabki Zarytego. Idziemy
dalej.
Szeroka
leśna droga, którą wędrujemy wzdłuż Potoku Koziego, przekraczając go co pewien
czas z jednego brzegu na drugi, doprowadza nas do kapliczki. Powyżej znajduje
się Hubertówka. Tu działalność prowadzą zapewne myśliwi. A z napisu na kaplicy
wnioskujemy, że to Klub Łowiecki „Knieja”.
Idąc dalej wzdłuż Potoku
Koziego, który niebawem połączył się z Lubońskim Potokiem, wychodzimy z
szutrowej drogi na asfalt. Pojawiają się również zabudowania. To oznacza, że
doszliśmy do Rabki-Zdroju. Wkrótce osiągamy drogę krajową numer 28, którą prowadzi zgubiony przez nas zielony szlak. Teraz zgodnie z jego wskazaniami
idziemy wzdłuż ruchliwej drogi.
Na szczęście po kilkuset
metrach szlak odbija w lewo. Trzeba tylko ostrożnie przejść przez jezdnie, by
znaleźć się nad brzegami rzeki Raby. Dalej wędrujemy jej nabrzeżem. Niestety
widok nie jest ciekawy. Wszędzie pełno śmieci i szmat oblepiających krzewy
rosnące w rozlewisku rzeki.
Mijamy wysokie
ogrodzenia, za którym pewnie coś się buduje i dostrzegamy za nim piękny widok
na Luboń Wielki. Tam byliśmy, stamtąd właśnie wracamy.
Przez
niewielki mostek przekraczamy rzekę Rabę. Dalej szlak zielony doprowadza nas do
torów kolejowych, wzdłuż których kawałek wędrujemy.
Skręcamy
w ulicę Kazimierza Przerwy-Tetmajera i później wąskimi przejściami między
budynkami, cały czas trzymając się szlaku zielonego, dochodzimy do znanej już
nam ulicy Na Banię. Rano wspinaliśmy się nią w drodze na Luboń Wielki. Tu
opuszczamy naszego zielonego przewodnika i w dół schodzimy ulicą Na Banię
niemal wprost przed naszą kwaterę. Teraz już tylko odpoczynek po całym dniu
górskiej wędrówki.
Luboń Wielki był ostatnim szczytem z listy Diademu Polskich Gór, jaki mieliśmy do zdobycia w Beskidach. Łącznie licząc to nasz 77 spośród 80 szczytów. Pozostały już tylko trzy usytuowane w Sudetach. Mamy nadzieję na ich szybkie zdobycie w najbliższym czasie, by jeszcze w tym roku zakończyć ten projekt.
POZDRAWIAMY☺