sobota, 30 kwietnia 2022

Luboń Wielki z Rabki-Zdroju przez wieżę widokową na Polczakówce

Percią Borkowskiego na szczyt.

Rozpoczął się długi, majowy weekend. Wszędzie wokół widać wzmożony ruch i większą liczbę turystów. Zapowiadana słoneczna pogoda skusiła wielu do odpoczynku na łonie natury.
Przez ostatnie kilka dni zdobyliśmy osiem szczytów zaliczanych do Diademu Polskich Gór. Pozostał jeszcze jeden zaplanowany na ten wyjazd, za to położony najbliżej naszej kwatery. Po wizytach w Beskidzie Małym, Makowskim i Żywieckim wracamy w Beskid Wyspowy. Dwie beskidzkie wyspy – Modyń i Ćwilin - już zdobyliśmy, dzisiaj przyszedł czas na Luboń Wielki.
Niedaleko naszej kwatery przebiega niebieski szlak prowadzący właśnie na ten szczyt. Z tego też powodu samochód zostaje dzisiaj na parkingu, a my pieszo ruszamy na wycieczkę. Nie idziemy jednak główną ulicą Jana Pawła II na spotkanie z niebieskim szlakiem, a stromą ulicą Na Banię przebiegającą w naszym sąsiedztwie, wspinamy się w górę. Na łąkach pod szczytem Bani dojedziemy do szlaku.


W pewnym momencie przed nami wyłania się szczyt Lubonia Wielkiego. Jest on bardzo charakterystyczny, gdyż zwieńczony wieżą stacji radiowo-telewizyjnej. Tam idziemy 😁.




Zanim jednak Luboń Wielki, najpierw podchodzimy pod Królewską Górę, zwaną również Polczakówką. Tu znajduje się drewniana wieża widokowa, na którą wchodzimy.


Z wieży rozpościera się panorama na Luboń Wielki. Ale to przecież nic dziwnego, skoro znajduje się w sąsiedztwie.


Widoczna jest również Babia Góra. Trochę jednak zamglona przez niezbyt dobrą przejrzystość powietrza.





Schodzimy z wieży i ruszamy dalej za wskazaniami niebieskiego szlaku. Równolegle towarzyszy nam Główny Szlak Beskidu Wyspowego. Drogą krzyżową schodzimy do północnych rejonów Rabki.





Dochodzimy do stacji kolejowej Rabka Zaryte, gdzie postanawiamy zrobić krótką przerwę na drugie śniadanie. Niestety nigdzie wokół nie widać żadnych ławek, czego spodziewaliśmy się na stacji PKP, pozostaje więc rozłożyć się na trawie.




Posileni ruszamy w dalszą drogę. Dochodzimy do ulicy Zaryte. Prowadzi tędy droga krajowa numer 28, wzdłuż której kontynuujemy wędrówkę śladem niebieskich znaków.


Tuż przed potokiem Rolskim szlak niebieski odbija w lewo, prowadząc dalej na szczyt Lubonia Wielkiego. My idziemy jednak około 100 metrów dalej, by wejść na drogę wewnętrzną oznaczoną żółtym kolorem farby. Ten szlak również prowadzi na szczyt, jednak z tego co wyczytaliśmy jest dużo atrakcyjniejszy i ciekawszy. Nazwany Percią Borkowskiego, na cześć Stanisława Dunin-Borkowskiego, budowniczego i byłego gospodarza schroniska na szczycie Lubonia Wielkiego, oferuje atrakcje nietypowe dla Beskidów.


No to wspinamy się. Wokół towarzyszy nam intensywna zieleń. Nad głowami świeci słońce, które coraz intensywniej zaczyna grzać. Dochodzimy do rozległej polany z szeroką panoramą Beskidów.





Szlak żółty doprowadza nas do granic Rezerwatu Przyrody Luboń Wielki. Mijamy kapliczkę poświęconą żołnierzom Armii Krajowej i po chwili dochodzimy do pięknego miejsca.


Przed nami wyłania się olbrzymie gołoborze. I to nie byle jakie. To największe gołoborze w Beskidzie Wyspowym! Wspinamy się po skałach, niczym w najprawdziwszych Tatrach.





Na szczycie gołoborza trafiamy na niewielką skalną grotę i nieco dalej jaskinię.


Przed nami bardziej płaski odcinek szlaku. Możemy skupić się na otaczającej nas przyrodzie. A wokół rośnie pełno pięknie kwitnących zawilców gajowych oraz żywców gruczołowatych.




Co dobre jednak szybko się kończy. Etap płaski pokonaliśmy i przed nami wyłoniło się kolejne strome podejście. Ruszamy w górę!


Podejście okazuje się dosyć męczące, na szczęście nie jest długie. Ostatecznie zdobywamy Luboń Wielki, szczyt o wysokości 1022 metrów nad poziomem morza. Jest nam tak ciepło, że nawet nie czujemy nieco chłodnego wiaterku, który tu powiewa. Samo powietrze również do najcieplejszych nie należy.


Na szczycie, oprócz widzianego już przez nas wielokrotnie masztu radiowo-telewizyjnego, znajduje się Schronisko  PTTK na Luboniu Wielkim. Usytuowane w ciekawym, nie za dużym budynku, oferuje pyszne jedzenie, o czym niebawem mamy okazję się przekonać. Aromatyczny żurek, wyborna kaszanka (zwana tu kiszką) i pyszne pierogi z jagodami – wszystko z ogromnym apetytem zjadamy.



Na schroniskowym tarasie spędzamy sporo czasu. Odpoczynek i posiłek z pięknym widokiem na beskidzkie szczyty. W końcu trzeba jednak ruszyć w drogę powrotną. Naszym przewodnikiem w tej wędrówce będzie szlak koloru zielonego. Rozpoczynamy schodzenie, gdy Marta stwierdza, że zjadłaby jeszcze szarlotkę 😅. Na szczęście doszliśmy zaledwie do Kapliczki Matki Bożej Lubońskiej. Cóż zrobić… wracamy do schroniska.




Teraz siadamy już w środku, dzięki czemu mamy okazję przyjrzeć się dokładniej wnętrzu. Dostrzegamy fotografie budowniczego i byłego gospodarza tutejszego schroniska, Stanisława Dunin-Borkowskiego.


Po szarlotce nawet Marta poczuła sytość. Ruszamy na dół. Początkowo wraz z naszym szlakiem zielonym biegnie również szlak niebieski. Po około 600 metrach rozstaje się z nami, odbijając nieco w lewo. My z kolei skręcamy bardziej w prawo.


Idziemy wygodną leśną drogą i nawet nie wiemy kiedy gubimy szlak. Gdzieś odbił, a my poszliśmy dalej trzymając się wygodnego leśnego duktu. Spoglądamy na mapę, chwila zastanowienia i stwierdzamy, że nie ma już sensu się wracać. Tą drogą, może trochę bardziej naokoło, również dojdziemy do Rabki Zarytego. Idziemy dalej.
Szeroka leśna droga, którą wędrujemy wzdłuż Potoku Koziego, przekraczając go co pewien czas z jednego brzegu na drugi, doprowadza nas do kapliczki. Powyżej znajduje się Hubertówka. Tu działalność prowadzą zapewne myśliwi. A z napisu na kaplicy wnioskujemy, że to Klub Łowiecki „Knieja”.



Idąc dalej wzdłuż Potoku Koziego, który niebawem połączył się z Lubońskim Potokiem, wychodzimy z szutrowej drogi na asfalt. Pojawiają się również zabudowania. To oznacza, że doszliśmy do Rabki-Zdroju. Wkrótce osiągamy drogę krajową numer 28, którą prowadzi zgubiony przez nas zielony szlak. Teraz zgodnie z jego wskazaniami idziemy wzdłuż ruchliwej drogi.
Na szczęście po kilkuset metrach szlak odbija w lewo. Trzeba tylko ostrożnie przejść przez jezdnie, by znaleźć się nad brzegami rzeki Raby. Dalej wędrujemy jej nabrzeżem. Niestety widok nie jest ciekawy. Wszędzie pełno śmieci i szmat oblepiających krzewy rosnące w rozlewisku rzeki.
Mijamy wysokie ogrodzenia, za którym pewnie coś się buduje i dostrzegamy za nim piękny widok na Luboń Wielki. Tam byliśmy, stamtąd właśnie wracamy.



Przez niewielki mostek przekraczamy rzekę Rabę. Dalej szlak zielony doprowadza nas do torów kolejowych, wzdłuż których kawałek wędrujemy.


Skręcamy w ulicę Kazimierza Przerwy-Tetmajera i później wąskimi przejściami między budynkami, cały czas trzymając się szlaku zielonego, dochodzimy do znanej już nam ulicy Na Banię. Rano wspinaliśmy się nią w drodze na Luboń Wielki. Tu opuszczamy naszego zielonego przewodnika i w dół schodzimy ulicą Na Banię niemal wprost przed naszą kwaterę. Teraz już tylko odpoczynek po całym dniu górskiej wędrówki.


Luboń Wielki był ostatnim szczytem z listy Diademu Polskich Gór, jaki mieliśmy do zdobycia w Beskidach. Łącznie licząc to nasz 77 spośród 80 szczytów. Pozostały już tylko trzy usytuowane w Sudetach. Mamy nadzieję na ich szybkie zdobycie w najbliższym czasie, by jeszcze w tym roku zakończyć ten projekt.

POZDRAWIAMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz