Pomiędzy Tatrami Wysokimi, a Tatrami Niżnymi.
Sytuacja dzisiaj bardzo
podobna jest do dnia wczorajszego. Mamy weekend, co przy tak sprzyjających warunkach
pogodowych, jakie aktualnie panują, oznacza tłok na szlakach, gwar i kolejki
wszędzie i do wszystkiego. Ponownie decydujemy się na wyjazd na Słowację. Mamy wypełniony
specjalny formularz o zaszczepieniu przeciw COVID-19, co zrobiliśmy na początku
tygodnia, przed 👉wycieczką nad Rohackie Stawy. Zgłoszenie jest ważne 6 miesięcy, co pozwala na wielokrotne przekraczanie granicy w tym czasie. Dla
potwierdzenia paszporty COVID’owe mamy również ze sobą, możemy zatem ruszać
ponownie do podboju słowackich gór.
Specjalnie użyłem
sformułowania „słowackich gór”, gdyż dzisiaj nie jedziemy w Tatry, a w położone
nieco na południe od nich Kozie Chrbty. To niewielkie pasmo górskie leżące
pomiędzy Tatrami Wysokimi, a Tatrami Niżnymi.
Dzisiejsza wędrówka nie
jest bardzo wymagająca i długa, stąd pozwalamy sobie na nieco późniejsze
wstanie i tym samym późniejszy wyjazd. Jedziemy, tak jak wczoraj, na przejście
graniczne w Jurgowie. Krótki przystanek po drodze robimy w Bukowinie
Tatrzańskiej, skąd można oglądać oszałamiającą panoramę Tatr Wysokich.
Jak
się okazuje nie tylko Tatr Wysokich, gdyż nieco na prawo dostrzegamy również
szczyt Giewontu i masyw Czerwonych Wierchów, a to już Tatry Zachodnie.
Dojeżdżamy do przejścia
granicznego w Jurgowie, gdzie ku naszemu zaskoczeniu jesteśmy zatrzymani do
kontroli. Chyba w poprzednich dniach jechaliśmy za wcześnie i strażnicy jeszcze
smacznie spali 😴 😆.
Kontrola sprowadza się
do okazania paszportów COVID’owych, po czym możemy wjechać na teren Słowacji.
Tuż za przejściem granicznym stajemy na boku drogi, by utrwalić na zdjęciu kolejną,
piękną panoramę Tatr. Tym razem Tatry Bielskie.
Kilka kilometrów dalej
ponownie hamujemy. Przed nami kolejna wspaniała panorama Tatr Bielskich. Teraz z nieco innej perspektywy.
Podobnie jak wczoraj, jedziemy Drogą Wolności, prowadzącą wzdłuż południowego zbocza Tatr. Dzisiaj jednak odbijamy z niej na południe w kierunku Popradu. Tu znowu ukazuje nam się szeroka panorama całych niemal słowackich Tatr Wysokich.
Mijamy
miejscowości Poprad i Svit, by dojechać ostatecznie do miejsca opisanego na
szlakowskazie jako Lopušná dolina. To będzie nasze miejsce startowe. Przebiega
tędy zielony szlak, za którego wskazaniami rozpoczynamy dzisiejszą wędrówkę.
Szlak
na pewno prowadzi w kierunku szczytu Kozi Kamen, o czym szybko się przekonujemy.
Początkowo szlak prowadzi asfaltową drogą, by po minięciu Hotelu Lopušná Dolina i odbiciu w prawo,
zmienić się na leśną ścieżkę. Idzie się przyjemnie… do pewnego momentu.
Nagle szlak staje mokry
i śliski. Gdzieś tu chyba musi być źródło, z którego woda rozlewa się po
ścieżce.
Pokonujemy
ostrożnie niewygodny odcinek szlaku i dochodzimy do rozdroża o nazwie Sedlo
Tablicki. Znajdujemy się na wysokości 1060 m n.p.m. Tu skręcamy w lewo,
zmieniając kolor szlaku na niebieski. Rozpoczyna się dość strome podchodzenie,
ale zyskujemy za to piękne widoki na całe Tatry.
W
oddali dostrzegamy charakterystyczny zakrzywiony szczyt Krywania (2495 m
n.p.m.), narodowej góry Słowaków. A jeszcze dalej za nim zarys Tatr Zachodnich.
Po
przeciwnej stronie mamy z kolei widok na Tatry Niżne.
W
towarzystwie tak pięknych widoków dochodzimy na szczyt Kozi Kamen o wysokości
1255 metrów nad poziomem morza. Trzeba przyznać, że oznaczony jest bardzo
dobrze, bo aż… trzema tabliczkami 😁.
A w
dole bardzo dobrze widoczne ze szczytu jest miasto Poprad, jedno z większych na terenie Słowacji.
Nasz
pobyt na szczycie został wystarczająco uwieczniony, możemy ruszać w drogę powrotną. Schodzimy
tym samym szlakiem, czyli najpierw niebieski do Sedlo Tablicki i dalej zielony
do Lopušnej doliny. Przerwę robimy na rozdrożu Sedlo Tablicki na obiad. Tu przygotowujemy nasze samoogrzewające się dania, by po około 20 minutach cieszyć się ciepłym posiłkiem. Później, już znacznie krótszą przerwę mamy w Hotelu Lopušná Dolina na
ugaszenie pragnienia pyszną i zimną Kofolą.
Do
Polski również wracamy tą samą drogą, czyli mijamy miejscowości Svit i Poprad,
przystanek na podziwianie panoramy Tatr z wyraźnie widocznym teraz ich
najwyższym szczytem, Gerlachem, i dalej przez przejście graniczne w Jurgowie z
powrotem do Zakopanego. Na Harendzie, gdzie mieszkamy, idziemy na
obiadokolację. Trzeba uzupełnić kalorie po górskich wojażach 😉.
Sprawdzając
pogodę na dzień jutrzejszy, w której możliwe są przelotne opady, decydujemy się
na zarezerwowanie dwóch rowerów. Pojedziemy do schroniska na kawę i szarlotkę 😁.
POZDRAWIAMY☺