niedziela, 12 września 2021

Kozí kameň, najwyższy szczyt Kozich Grzbietów (Słowacja)

Pomiędzy Tatrami Wysokimi, a Tatrami Niżnymi.

Sytuacja dzisiaj bardzo podobna jest do dnia wczorajszego. Mamy weekend, co przy tak sprzyjających warunkach pogodowych, jakie aktualnie panują, oznacza tłok na szlakach, gwar i kolejki wszędzie i do wszystkiego. Ponownie decydujemy się na wyjazd na Słowację. Mamy wypełniony specjalny formularz o zaszczepieniu przeciw COVID-19, co zrobiliśmy na początku tygodnia, przed 👉wycieczką nad Rohackie Stawy. Zgłoszenie jest ważne 6 miesięcy, co pozwala na wielokrotne przekraczanie granicy w tym czasie. Dla potwierdzenia paszporty COVID’owe mamy również ze sobą, możemy zatem ruszać ponownie do podboju słowackich gór.
Specjalnie użyłem sformułowania „słowackich gór”, gdyż dzisiaj nie jedziemy w Tatry, a w położone nieco na południe od nich Kozie Chrbty. To niewielkie pasmo górskie leżące pomiędzy Tatrami Wysokimi, a Tatrami Niżnymi.
Dzisiejsza wędrówka nie jest bardzo wymagająca i długa, stąd pozwalamy sobie na nieco późniejsze wstanie i tym samym późniejszy wyjazd. Jedziemy, tak jak wczoraj, na przejście graniczne w Jurgowie. Krótki przystanek po drodze robimy w Bukowinie Tatrzańskiej, skąd można oglądać oszałamiającą panoramę Tatr Wysokich.


Jak się okazuje nie tylko Tatr Wysokich, gdyż nieco na prawo dostrzegamy również szczyt Giewontu i masyw Czerwonych Wierchów, a to już Tatry Zachodnie.


Dojeżdżamy do przejścia granicznego w Jurgowie, gdzie ku naszemu zaskoczeniu jesteśmy zatrzymani do kontroli. Chyba w poprzednich dniach jechaliśmy za wcześnie i strażnicy jeszcze smacznie spali 😴 😆.
Kontrola sprowadza się do okazania paszportów COVID’owych, po czym możemy wjechać na teren Słowacji. Tuż za przejściem granicznym stajemy na boku drogi, by utrwalić na zdjęciu kolejną, piękną panoramę Tatr. Tym razem Tatry Bielskie.


Kilka kilometrów dalej ponownie hamujemy. Przed nami kolejna wspaniała panorama Tatr Bielskich. Teraz z nieco innej perspektywy.


Podobnie jak wczoraj, jedziemy Drogą Wolności, prowadzącą wzdłuż południowego zbocza Tatr. Dzisiaj jednak odbijamy z niej na południe w kierunku Popradu. Tu znowu ukazuje nam się szeroka panorama całych niemal słowackich Tatr Wysokich.





Mijamy miejscowości Poprad i Svit, by dojechać ostatecznie do miejsca opisanego na szlakowskazie jako Lopušná dolina. To będzie nasze miejsce startowe. Przebiega tędy zielony szlak, za którego wskazaniami rozpoczynamy dzisiejszą wędrówkę.


Szlak na pewno prowadzi w kierunku szczytu Kozi Kamen, o czym szybko się przekonujemy.


Początkowo szlak prowadzi asfaltową drogą, by po minięciu Hotelu Lopušná Dolina i odbiciu w prawo, zmienić się na leśną ścieżkę. Idzie się przyjemnie… do pewnego momentu.
Nagle szlak staje mokry i śliski. Gdzieś tu chyba musi być źródło, z którego woda rozlewa się po ścieżce.


Pokonujemy ostrożnie niewygodny odcinek szlaku i dochodzimy do rozdroża o nazwie Sedlo Tablicki. Znajdujemy się na wysokości 1060 m n.p.m. Tu skręcamy w lewo, zmieniając kolor szlaku na niebieski. Rozpoczyna się dość strome podchodzenie, ale zyskujemy za to piękne widoki na całe Tatry.




W oddali dostrzegamy charakterystyczny zakrzywiony szczyt Krywania (2495 m n.p.m.), narodowej góry Słowaków. A jeszcze dalej za nim zarys Tatr Zachodnich.



Po przeciwnej stronie mamy z kolei widok na Tatry Niżne.



W towarzystwie tak pięknych widoków dochodzimy na szczyt Kozi Kamen o wysokości 1255 metrów nad poziomem morza. Trzeba przyznać, że oznaczony jest bardzo dobrze, bo aż… trzema tabliczkami 😁.




A w dole bardzo dobrze widoczne ze szczytu jest miasto Poprad, jedno z większych na terenie Słowacji.


Nasz pobyt na szczycie został wystarczająco uwieczniony, możemy ruszać w drogę powrotną. Schodzimy tym samym szlakiem, czyli najpierw niebieski do Sedlo Tablicki i dalej zielony do Lopušnej doliny. Przerwę robimy na rozdrożu Sedlo Tablicki na obiad. Tu przygotowujemy nasze samoogrzewające się dania, by po około 20 minutach cieszyć się ciepłym posiłkiem. Później, już znacznie krótszą przerwę mamy w Hotelu Lopušná Dolina na ugaszenie pragnienia pyszną i zimną Kofolą.




Do Polski również wracamy tą samą drogą, czyli mijamy miejscowości Svit i Poprad, przystanek na podziwianie panoramy Tatr z wyraźnie widocznym teraz ich najwyższym szczytem, Gerlachem, i dalej przez przejście graniczne w Jurgowie z powrotem do Zakopanego. Na Harendzie, gdzie mieszkamy, idziemy na obiadokolację. Trzeba uzupełnić kalorie po górskich wojażach 😉.




Sprawdzając pogodę na dzień jutrzejszy, w której możliwe są przelotne opady, decydujemy się na zarezerwowanie dwóch rowerów. Pojedziemy do schroniska na kawę i szarlotkę 😁.


POZDRAWIAMY