Tam, gdzie kończy się Orla Perć.
Dzisiaj bardzo wczesna
pobudka. Wokół jest jeszcze całkowicie ciemno, a zegarek pokazuje kilka minut
po godzinie 3. Na dzień dzisiejszy zaplanowaną mamy długą wycieczkę, stąd wcześnie
zaczynamy.
Po uporaniu się z wszystkimi
codziennymi, porannymi czynnościami ruszamy samochodem (i tu niespodzianka – czeka nas skrobanie szyb 😱) na ulicę Bronisława Czecha, gdzie na miejskim
parkingu zostawiamy samochód. W parkometrze opłacamy całodzienny postój i
jesteśmy gotowi do rozpoczęcia wędrówki. Ruszamy więc ulicą Przewodników
Tatrzańskich w górę do Kuźnic. W między czasie dzień pokonuje mroki nocy i
dosłownie w oczach robi się jasno. Po drodze zakupujemy on-line bilety wstępu
do Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Dochodzimy do wejścia do
parku i ku naszemu zaskoczeniu kasa biletowa jest już otwarta. Okazujemy
zakupione bilety, przybijamy pieczątki w książeczkach GOT i za wskazaniami
żółtego szlaku rozpoczynamy wędrówkę Doliną Jaworzynki.
W
dolinie wyraźnie widać poranny przymrozek. Otaczająca nas roślinność jest jeszcze
zmrożona.
Nawet
dziewięćsił bezłodygowy póki co nie ma ochoty się otworzyć. Czeka cierpliwie na ogrzanie
promieniami słońca.
Początkowo
szlak żółty wiedzie dnem Doliny Jaworzynki, prowadząc nas delikatnie pod górę
raz bliżej, raz dalej od Potoku Jaworzynka. Dopiero gdy szlak skręca ostro w
prawo, oddalając się od potoku, zaczynamy intensywniejsze wspinanie się. W
zamian pojawiają się pierwsze dziś widoki. Nie tylko Tatry z
charakterystycznymi szczytami Gubałówki (1120 m n.p.m.) (z masztem RTV) i
Giewontem (1894 m n.p.m.), ale również Beskid Żywiecki z najwyższą tam Babią Górą (1725 m
n.p.m.).
Dochodzimy
na Przełęcz między Kopami. Tu kończy się nasz żółty szlak, dalej powędrujemy za
jego niebieskim odpowiednikiem. Ruszamy w kierunku Hali Gąsienicowej. Słońce coraz przyjemniej zaczyna ogrzewać górskie powietrze.
Początkowo
wspinamy się zboczami Małej Królowej Kopy, by dalej rozpocząć schodzenie w
kierunku Hali Gąsienicowej. Aż w końcu wyłania się najpiękniejszy widok w
Tatrach. I to nie tylko my tak uważamy 😉. Hala Gąsienicowa w całej okazałości na
tle tatrzańskich szczytów, ze Świnicą i Kościelcem na czele.
Liczna na Hali Gąsienicowej wierzbówka kiprzyca ma jeszcze ostatnie kwiaty. Najpiękniejsza jest na przełomie lipca i sierpnia, kiedy kwitnie najintensywniej.
Upojeni
wspaniałą panoramą (i jeszcze ta cudowna pogoda za przysłowiowe milion $) idziemy do
Schroniska Murowaniec na śniadanie. Jesteśmy tu pierwszy raz odkąd prowadzą je
nowi najemcy, zobaczymy co mają w ofercie 😁.
Było
smacznie więc najedzeni jesteśmy gotowi do dalszej wędrówki. Ponownie obieramy za
przewodnika szlak w kolorze żółtym i za jego wskazaniami ruszamy w kierunku
Przełęczy Krzyżne. Wkraczamy do Lasu Gąsienicowego, który jest przykładem lasu
pierwotnego, czyli takiego, który nie został zmieniony przez człowieka.
Początkowo schodzimy w dół, by po minięciu potoku rozpocząć wspinanie się.
Ponownie pojawiają się piękne widoki.
Świnica,
Kościelec, masyw Małego Kościelca, Kasprowy Wierch – wszystko podane jak na
przysłowiowej tacy.
Wspinamy
się coraz wyżej. Przekraczamy kolejny potok. W pewnym momencie odwracamy się i
zauważamy wyłaniający się szczyt Giewontu. A w dole w całej okazałości Dolina
Gąsienicowa z charakterystycznymi szałasami i budynkiem Schroniska na Hali
Gąsienicowej.
Po drodze napotykamy kolorowe torfowce. Te mchy składają się z czerwonofioletowych i zielonych różyczek.
Zbliżamy
się do krzyżówki z czarnym szlakiem, stanowiącym łącznik ze szlakiem zielonym
prowadzącym z Wierch Porońca, przez Rusinową Polanę i Gęsią Szyję do Schroniska
na Hali Gąsienicowej. Tu kończą nam się widoki na Dolinę Gąsienicową. Za to
odsłania się przed nami wspaniała panorama Doliny Pańszczycy z ogromnym masywem
Koszystej na wprost i ostrymi szczytami Orlej Perci nieco na prawo.
Ruszamy
dalej za wskazaniami żółtego szlaku, który doprowadza nas nad brzeg Czerwonego
Stawu w Dolinie Pańszczycy. Kolor skał na dnie stawu faktycznie ma
czerwonawo-brązowy odcień i pewnie stąd jego nazwa.
Przed
nami jeszcze długa droga wzdłuż masywu Koszystej, dopiero za którym szlak skręca w lewo w kierunku Przełęczy Krzyżne. Z prawej towarzyszy nam szczyt
Żółtej Turni (2087 m n.p.m.). Na jej szczyt nie prowadzi znakowany szlak
pieszy, podobnie zresztą jak na masyw Koszystej.
W
końcu dochodzimy do miejsca, z którego dostrzegamy cel naszej wędrówki. Co
prawda znajduje się on nadal wysoko w górze, jednak już w zasięgu wzroku. No to
rozpoczynamy wspinanie się na Przełęcz Krzyżne.
W
oddali, na zboczach z prawej naszej strony dostrzegamy dwie hasające kozice.
Piękne zwierzęta 😊.
Pokonujemy
ostatnie ponad 300 metrów przewyższenia i ostatecznie dochodzimy na Przełęcz
Krzyżne. Znajdujemy się na wysokości 2112 metrów nad poziomem morza. To co możemy
dzisiaj stąd oglądać wprost zapiera dech w piersiach. Dolina Pięciu Stawów
Polskich prezentuje się w całej swojej piękności i okazałości.
Gdzieś
tam w dole widoczne jest, położone nad Przednim Stawem Polskim, Schronisko w
Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Widzimy również potężną Siklawę, której wody
spływają z Wielkiego Stawu Polskiego do Potoku Roztoka.
A w oddali najwyższe szczyty Tatr Wysokich. Wśród nich dostrzegamy najwyższy polski szczyt, czyli 👉Rysy (2499 m n.p.m.), które zdobyliśmy 20 czerwca 2017 roku, oraz najwyższy w całych Tatrach Gerlach (2655 m n.p.m.). Na wprost widoczne są górujące nad Morskim Okiem Mięguszowieckie Szczyty. Najbardziej na prawo panoramę zamyka Krywań (2494 m n.p.m.) o charakterystycznym zakrzywionym wierzchołku. To narodowa góra Słowaków.
Niczym
rozpoczniemy schodzenie do Doliny Pięciu Stawów Polskich, odwracamy jeszcze
wzrok na Dolinę Pańszczycy. Tu w całej swej okazałości prezentuje się Żółta
Turnia (2087 m n.p.m.).
No to
jeszcze ostatnie chwile na podziwianie niesamowicie pięknej, tatrzańskiej
panoramy i ruszamy w dół. Naszą wędrówkę kontynuujemy za wskazaniami żółtego
szlaku.
Początkowy
odcinek jest dość stromy, dzięki czemu szybko wytracamy wysokość. Co pewien
czas zatrzymujemy się na obejrzenie niby to znanych już nam panoram, jednak za
każdym razem z innego ujęcia.
Widoki
piękne, jednak nam zaczyna doskwierać mała ilość wody do picia. Nasze zapasy
się kończą, a do schroniska jeszcze spory kawałek drogi. Ale cóż, trzeba się
zmobilizować i wędrować dalej. W pewnym momencie, z lewej naszej strony,
zyskujemy piękny widok na całą niemal Dolinę Roztoki.
Woda
nam się niestety skończyła, a pragnienie doskwiera. Do schroniska niby już
niedaleko, ale wciąż sporo do przejścia. Nie jest jeszcze z nami chyba tak źle,
skoro w oddali na zboczach dostrzegamy kolejną dzisiejszego dnia kozicę.
O ile Marta żwawo pokonuje każdy metr szlaku, o tyle mnie znacznie bardziej doskwiera brak picia. Może
nie wycieńczony, ale mocno osłabiony i nieco odwodniony, wspierany i mobilizowany przez Martę, wspólnie docieramy w
końcu nad brzeg Wielkiego Stawu Polskiego. Stąd już naprawdę niedaleko za
wskazaniami niebieskiego szlaku do „źródełka”, czyli wymarzonego budynku
schroniska.
W
końcu dostrzegamy budynek schroniska. Jeszcze tylko przejście wzdłuż brzegów
Przedniego Stawu Polskiego i ugasimy pragnienie. Mnie nie interesuje już nic wokół. Mam przysłowiowe klapki na oczach i pędzę do wodopoju 😁.
Wchodzę do środka i pierwsze
kroki kieruję do baru, w którym od razu kupuję zimną wodę laną z tak zwanego
„kija”. Pyszna 😋😋😋. Nie pamiętam, żeby woda tak wybornie mi kiedyś
smakowała. Litr krystalicznego, zimnego napoju zostaje pochłonięty w mgnieniu oka. W między czasie do schroniska dociera Marta.
Płyny uzupełnione,
trzeba również coś zjeść. Na początek ciepły obiad, w tym obowiązkowa, pożywna
zupa. A na deser koniecznie osławiona, pięciostawiańska szarlotka.
Po
ponad godzinnym odpoczynku i zregenerowaniu sił jesteśmy gotowi do dalszej
wędrówki. Trochę żal rozstawać się z piękną przyrodą i
krajobrazami Doliny Pięciu Stawów Polskich, ale czas ucieka, a przed nami jeszcze sporo schodzenia na Palenicę Białczańską, gdzie musimy załapać się na BUS'a.
Ruszamy
zatem za wskazaniami czarnego szlaku, spod budynku schroniska na spotkanie ze
szlakiem zielonym, prowadzącym Doliną Roztoki. W górze możemy dojrzeć miejsce,
gdzie jeszcze kilka godzin temu byliśmy. Tam wysoko jest Przełęcz Krzyżne.
Dochodzimy
do szlaku zielonego, którym kontynuujemy wędrówkę przez Dolinę Roztoki, aż do
wyjścia na asfaltowej drodze prowadzącej do Morskiego Oka. Szlaki łączą się
przy Wodogrzmotach Mickiewicza, czyli kaskadach na Potoku Roztoka.
Przed
nami ostatni etap wędrówki, czyli około 40-minutowe zejście na Palenicę
Białczańską. Słońce schodzi coraz niżej, już tylko szczyty gór oświetlone są
jego promieniami. W takich okolicznościach przyrody dochodzimy na duży parking
na Palenicy Białczańskiej, skąd BUS’em wracamy do Zakopanego, na przystanek
przy Rondzie Jana Pawła II. W między czasie robi się już całkowicie ciemno.
Bardzo
długi dzień za nami. Jak jeszcze było ciemno rozpoczynaliśmy wędrówkę, o zmroku
ją kończymy. Jesteśmy mocno zmęczeni, ale jednocześnie niezwykle szczęśliwi, że
taką piękną i bogatą w cudowne krajobrazy wycieczkę udało nam się zrealizować.
Teraz jednak czas na zasłużony odpoczynek i regenerację sił przed kolejnymi dniami
i kolejnymi wycieczkami. Jutro odpoczywamy!