Pierwszy raz na Czarnym Lądzie.
W tym roku, nieco inaczej niż zazwyczaj, bierzemy urlop już w marcu. Urodził nam się pomysł, by na przełomie zimy i wiosny polecieć do Maroka. W ofercie last minute kupiliśmy wycieczkę objazdową szlakiem marokańskich cesarskich miast. Zatem ruszamy!
Jednak zanim znajdziemy się w Maroku, czeka nas dość długa podróż. Wylot mamy z Lotniska Chopina w Warszawie z samego rana. By spokojnie i bez pośpiechu dojechać na lotnisko, nasza podróż rozpoczęła się już wczoraj wieczorem. Pociągiem przyjechaliśmy na dworzec kolejowy Warszawa Gdańska, skąd nocnym autobusem dotarliśmy na lotnisko. Przy tej okazji mogliśmy zobaczyć centrum Warszawy po zmroku.
W końcu nastał ten moment, kiedy mogliśmy oddać nasze bagaże, przejść odprawę osobistą i wreszcie zasiąść wygodnie w samolocie.
Pięciogodzinny lot do Maroka upłynął bez większych turbulencji i nieoczekiwanych zdarzeń. Byliśmy nad chmurami, lecieliśmy nad ośnieżonymi Alpami i przez Morze Śródziemne wlecieliśmy nad Afrykę.
Nad afrykańskimi Górami Atlas kierowaliśmy się na południe Maroka, na lotnisko w miejscowości Agadir.
Po wylądowaniu pierwsze zaskoczenie. Nie ma rękawa, przez który moglibyśmy opuścić samolot, ale nie ma też autobusu. Po zejściu z pokładu samolotu po prostu przeszliśmy po płycie lotniska do budynku odpraw. Całą trasę, jaką przed chwilą pokonaliśmy, mogliśmy zobaczyć w serwisie FlightAware.
Przy odprawie kolejne zaskoczenie, tym razem bardzo pozytywne. Wszystko poszło zadziwiająco szybko i bezproblemowo. A po drugiej stronie lotniska czekał już autokar, który zawiózł nas do hotelu.
Jest wczesne popołudnie, więc do wieczora mamy jeszcze sporo czasu na spacer po miejscowości. Z racji, że hotel znajduje się blisko plaży, na nią kierujemy swe pierwsze kroki. Kąpać się nie zamierzamy, ale nogi chętnie zamoczymy w wodach Oceanu Atlantyckiego.
Miasto Agadir tak naprawdę nie ma wiele do zaoferowania turystom żądnym zabytków. Jest za to piękna, szeroka i piaszczysta plaża. Po tragicznym w skutkach trzęsieniu ziemi z dnia 29 lutego 1960 roku, kiedy to zniszczona została większość zabudowy, a około 15 000 osób zginęło i 20 000 straciło dach nad głową, Agadir został odbudowany praktycznie od zera i dzisiaj stara się być kurortem i współczesną wizytówką kraju.
Największym zabytkiem jest tutaj usytuowana na wzgórzu w północnej części miasta twierdza, tak zwana kasba. Historia tej fortyfikacji sięga XVI wieku i podczas wspomnianego trzęsienia ziemi również została uszkodzona. Odbudowano ją, jednak tylko mury. Znajdująca się dawniej wewnątrz murów zabudowa, została zniszczona całkowicie. Widoczny na zboczach wzgórza napis w języku arabskim tłumaczy się jako "Allah, Ojczyzna, Król". To tak naprawdę trzy największe świętości dla każdego Marokańczyka.
Do obiadokolacji w hotelu jeszcze kilka godzin, więc udajemy się do jednej z nielicznych, czynnych dzisiaj restauracji nad brzegiem oceanu, gdzie zamawiamy tradycyjne marokańskie dania. Choć jeszcze ich nie znamy, z pomocą przychodzi nam kelner. Marta decyduje się na rybę, ja natomiast wybieram tadżin... taki a'la gulasz z mięsa i warzyw... pyszny 😋.
Sporo restauracji jest zamkniętych, gdyż mamy aktualnie Ramadan. W tym roku trwa on od 10 marca do 9 kwietnia.
Ramadan to dziewiąty miesiąc kalendarza islamskiego, podczas którego obowiązują bardzo restrykcyjne zasady. I tak na przykład w czasie Ramadanu muzułmaninowi nie wolno nic jeść ani pić od świtu do zachodu słońca.
A dlaczego to taki ważny miesiąc? To właśnie w 9 miesiącu kalendarza islamskiego Archanioł Gabriel ukazał się Mahometowi, przekazując mu kilka wersów Koranu, stanowiącego świętą księgą islamu.
Nogi wymoczone, brzuchy zapełnione, możemy wracać do hotelu. Musimy się jeszcze przepakować - trzeba schować ciepłe ubrania, wyciągnąć z walizek letnie stroje i wszystko to, co może się przydać w ciągu dnia podczas objazdu. Na najbliższe dni zapowiada się bardzo ładna, wręcz upalna pogoda, co o tej porze roku nawet dla Maroka nie jest normalne. A w trasę ruszamy już jutro z rana. Na początek pojedziemy 👉do Marrakeszu.
POZDRAWIAMY☺