sobota, 16 marca 2024

Czerwone Miasto, czyli zwiedzamy Marrakesz (Maroko)

Miasto pełne kolorów i zapachów, tętniące życiem do późnych godzin nocnych.

W Agadirze, do którego 👉przylecieliśmy wczoraj, rozpoczynamy naszą wycieczkę objazdową po Maroku. Tuż po śniadaniu wsiadamy do autokaru i ruszamy w kierunku północno-wschodnim. Kierujemy się na autostradę A3, która zaprowadzi nas do Marrakeszu. Przed nami około 250-kilometrowa podróż przez Góry Atlas, długi na ponad 2000 kilometrów łańcuch górski, rozciągający się w Afryce Północnej. Po drodze możemy podziwiać charakterystyczne dla południowych rejonów Maroka krajobrazy.


Tutejsze zbocza porastają niezwykłe drzewa, zwane arganią żelazną. Są to niezwykle odporne na suszę i ubogą glebę rośliny. Z ich nasion Marokańczycy wytwarzają olej arganowy, który znalazł uznanie na całym świecie. Co ciekawe, drzewa arganowe rosną tylko w tym rejonie Maroka, a próby przeniesienia ich na inne stanowiska w wielu miejscach świata zakończyły się porażką. To wszystko sprawia, że marokańskie obszary porośnięte przez arganię żelazną zostały uznane przez UNESCO za Rezerwaty Biosfery.


Ciekawą rzecz dostrzegamy na tablicach na autostradzie. Nazwy miejscowości napisane są aż w trzech językach. Obok łatwych do odczytania dla nas, Europejczyków, nazw łacińskich, pojawiają się również nazwy w języku arabskim i berberyjskim. O ile język arabski nie jest dla nas zaskoczeniem w państwie islamskim, o tyle język berberyjski to coś nowego. 
Berberowie uznawani są za rdzenną ludność Afryki Północnej i w Maroku stanowią znaczny procent społeczeństwa. Niektóre szacunki mówią nawet o tym, że aż 80 % Marokańczyków ma berberyjskie korzenie.




Zatrzymujemy się na krótką przerwę. To czas na rozprostowanie kości, toaletę, kawę i szybką przekąskę. My jednak skupimy się na specjalnym pomieszczeniu, jakie znajduje się w toalecie 😁.


Pamiętajmy, że znajdujemy się w kraju, w którym dominującą religią jest islam. Ta zobowiązuje do pięciokrotnej modlitwy w ciągu doby. Aby ją odmówić należy być w stanie rytualnej czystości. Do tego właśnie służą miejsca takie, jak to. Tu dokonuje się ablucji, czyli rytualnego obmycia ciała.



Dalszy przejazd autostradą A3 doprowadza nas na obrzeża Marrakeszu. Początkowo pojawiają się pojedyncze domy, aż wreszcie docieramy do centrum miasta. Tu zabudowa jest już gęsta, a wokół panuje spory ruch. Ze względu na dominujący kolor budynków i murów, Marrakesz nazywany jest "czerwonym miastem". Dla nas to całkiem nowe widoki, bo pierwszy raz znajdujemy się w najprawdziwszym afrykańskim mieście.



Założony w 1062 roku Marrakesz stał się stolicą marokańskich dynastii Almorawidów, Almohadów i Saadytów. To sprawiło, że dziś uznawany jest za jedno z marokańskich "cesarskich miast". Zanim jednak wyruszymy na zwiedzanie Marrakeszu, jedziemy do hotelu na obiad. Dzisiaj nie będzie obiadokolacji, bo tę zjemy wieczorem na tętniącym nocnym życiem, najważniejszym placu w mieście.

Nasze spotkanie z Marrakeszem, miastem nazywanym również "Perłą Atlasu", zaczynamy od poznania tutejszych obyczajów, opisywania budynków użyteczności publicznej zarówno w języku arabskim, jak i berberyjskim.


Wśród wszędobylskich pojazdów i tłumu mieszkańców przechodzimy do Pałacu Bahia, zerkając po drodze na pierwsze napotkane sklepiki.



Cały kompleks Pałacu Bahia (El-Bahia) pochodzi z XIX wieku i wybudowany został przez wielkich wezyrów sułtanów z dynastii Alawitów. Nazwę "El-Bahia" tłumaczy się jako "olśniewający". Wejdźmy więc do środka i zobaczmy jego piękno.


Zanim jednak spotkamy się z przepiękną arabską ornamentyką, tuż po wejściu na teren pałacu naszą uwagę przyciągają pomarańcze, a właściwie ich zapach. Otaczające nas drzewa pomarańczowe właśnie kwitną, rozsiewając wokół intensywny, słodki zapach.





Zdobienia Pałacu Bahia mocno przypominają nam 👉Alhambrę w hiszpańskiej Granadzie. Niezwykłe dzieła sztuki!














Opuszczamy malownicze i piękne wnętrza Pałacu Bahia i ulicami Marrakeszu przechodzimy pod Meczet Kutubija (Koutoubia). Wokół nas toczy się codzienne życie miasta.



Ciekawostką są dla nas barwione na różne kolory kwiaty granatu.



Meczet Kutubija, zwany Meczetem Księgarzy, wzniesiony został w XII wieku przez sułtana Abel Mumana, jednego z pierwszych w dynastii Almohadów. Dziś stanowi najwyższy obiekt mediny, czyli starówki i jest najważniejszym zabytkiem Marrakeszu.



Współcześnie najbardziej okazałą budowlą Meczetu Kutubija jest wysoki na niemal 70 metrów minaret. Co ciekawe, stał się on wzorem dla późniejszych budowli stawianych przez Almohadów. Na nim wzorowano na przykład Wieżę Hassana w Rabacie, o czym będziemy mieli okazję niebawem się przekonać.


Ruszamy dalej, teraz na jeden z suków mediny. Suk (souk) to oczywiście bazar. Po drodze możemy ponownie obserwować życie marokańskiego miasta.




Marokańskie suki to niezliczone ciągi wąskich uliczek, tworzące istne labirynty. Nie sposób tu się nie pogubić. Wokół liczne większe i mniejsze kramy, w których sprzedawcy mają do zaoferowania chyba wszystko, co byśmy potrzebowali. Od produktów spożywczych zaczynając, przez mięsa, owoce, odzież i obuwie oraz ceramikę, na artykułach gospodarstwa domowego kończąc. Prawdziwy hipermarket 😅.















Bardzo częstym widokiem w marokańskich sklepach, czy restauracjach jest wiszące na ścianie zdjęcie z wizerunkiem króla. Aktualnie panującym, od 1999 roku, jest Muhammad VI, należący do dynastii Alawitów. I nic w tym dziwnego, bo jak przekonaliśmy się 👉na plaży w Agadirze, Allah, Ojczyzna i Król to trzy największe świętości każdego Marokańczyka.


Przechodząc przez souk trafiamy do jednego z marokańskich ogrodów. Miejsca takie jak to, od wieków przynosiły wytchnienie od afrykańskich upałów. Jardin Secret, czyli po prostu Sekretny Ogród, to jeden z najstarszych riadów (dziedzińców ogrodowych) w Marrakeszu. Wykonany został zgodnie z wytycznymi Koranu, opisującego wygląd raju. Z tego też powodu podzielono go na 4 części, a w każdej z nich znajduje się fontanna i usytuowana centralnie altanka.





I ponownie wokół roznosi się słodki zapach kwitnących pomarańczy, choć tu nie jest tak intensywny jak w Pałacu Bahia.








Opuszczamy zieloną oazę ciszy i spokoju położoną pośród gwarnego suku. Dalszy spacer labiryntem bazarowych uliczek pozwala dostrzec, że swoje sklepiki mają tu nie tylko sprzedawcy, ale również rzemieślnicy.






Spotkanie z architekturą marokańskiego "czerwonego miasta" kończymy przy Koubbie Almorawidów. To jeden z niewielu zachowanych w tak dobrym stanie przykładów architektury almorawidzkiej w Marrakeszu. Swoją historią sięga XII wieku i służyło jako, usytuowane w sąsiedztwie meczetu Ben Jusufa, pomieszczenie do rytualnych ablucji. Niestety obiekt jest dzisiaj niedostępny dla turystów i nie mamy możliwości bliższego podejścia. Pozostaje jedynie spojrzeć z góry na ten niezwykły zabytek architektury.


I ponownie wracamy w kręte uliczki marokańskiego bazaru. Tym razem zmierzamy do berberyjskiej zielarni. Po drodze możemy przyjrzeć się między innymi bogactwu intensywnych kolorów, jakie proponują marrakescy farbiarze.





Wizyta w tradycyjnej berberyjskiej zielarni to opowieść o kremach, mydłach, perfumach, ale także przyprawach i herbatach przygotowywanych w naturalny sposób, zgodnie z przekazywaną od wieków z pokolenia na pokolenie recepturą. Oczywiście każdą z tych rzeczy można tu kupić 😉.


Tu również możemy zobaczyć jak wygląda obróbka orzeszków arganowych, w efekcie której otrzymujemy ten drogocenny olej. Możliwość spróbowania orzeszków tłumaczy skąd wzięła się nazwa rośliny - argania żelazna. Są bardzo niesmaczne i zostawiają metaliczny posmak.


Wracamy na suk. Choć w wąskich uliczkach obowiązuje zakaz jazdy pojazdami mechanicznymi, Marokańczycy nic sobie z tego zakazu nie robią. To my, piesi, musimy uważać, by nas nie przejechali 😁.


Z labiryntu uliczek wychodzimy ostatecznie na Placu Dżami al-Fana (Jemaa El Fna). To największy plac marrakeskiej mediny i wraz z nią wpisany w 2001 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.



Na plac przybywamy o zmroku, bo właśnie wtedy zaczyna się tutaj najprawdziwsze życie. Dopiero po zachodzie słońca miejsce to zapełnia się zaklinaczami węży, treserami małp i ulicznymi gawędziarzami, a na licznych stoiskach można spróbować tradycyjnych, lokalnych potraw, przygotowywanych w przenośnych garkuchniach. My decydujemy się na mix specjałów typowych dla Marrakeszu, czyli potrawę zwaną tandżija oraz gotowane głowy baranie. 
Tandżija to odpowiednio przyprawione mięso, pieczone w specjalnych glinianych  kociołkach w podziemnym piecu węglowym. Do tego oczywiście khubz, czyli arabski chlebek oraz typowa marokańska herbata, czyli herbata zielona z miętą i olbrzymią ilością cukru. Niezwykle słodka, ale naprawdę pyszna i orzeźwiająca, nawet w tak gorącym klimacie 😋.




Po solidnym posiłku możemy zająć się obserwacją nocnego życia na placu. Niestety trochę zawiedli zaklinacze węży, których pojawiło się niewielu. To zapewne z powodu trwającego aktualnie Ramadanu, podczas którego obowiązują dość restrykcyjne zasady życia.


Plac dzieli niewielka odległość od Meczetu Kutubija, który odwiedziliśmy za dnia. Teraz możemy zobaczyć jak pięknie wygląda oświetlony po zmroku.




Późnym wieczorem przejeżdżamy do jednego z marrakeskich hoteli na nocleg. A już jutro wyruszymy w dalszą podróż, teraz 👉do Rabatu - kolejnego cesarskiego miasta na naszej trasie.

POZDRAWIAMY