Wędrówki po czeskim Pogórzu Łużyckim.
Trzymając się pierwotnego założenia, by zakończyć w ten weekend zdobywanie 👉Korony Sudetów Czeskich, z samego rana ruszamy w zachodnie rejony Sudetów. Przez polski Świeradów-Zdrój i dalej czeski Frydlant, polską Bogatynię, niemieckie Zittau, wjeżdżamy ponownie do Czech, gdzie kierujemy się do miejscowości Sluknov. Dobrze, że wszystkie kraje należą do Strefy Schengen, bo inaczej byśmy pewnie postali trochę na granicach.
HRAZENY (610 m n.p.m.)
Ze Sluknov jedziemy na południe, by w Kunraticach zjechać z głównej drogi w prawo, w jej szutrowy odpowiednik. Wspinamy się nieco pod górę aż do zabudowań. Z lewej strony widzimy górę, na którą zaraz pójdziemy. To Hrazeny, ostatni brakujący nam szczyt w Koronie Sudetów Czeskich. W sąsiedztwie pierwszych zabudowań parkujemy samochód na poboczu szutrowej drogi, tak by nikomu nie przeszkadzał. Szlakowskaz wskazuje, że znajdujemy się Na Cihane.
Miejsce wygląda na opuszczone i przypomina trochę dawny ośrodek wypoczynkowy. Zostawiamy je jednak za plecami i rozpoczynamy wędrówkę na szczyt, zgodnie ze wskazaniami czerwonego szlaku. Szybko dostrzegamy, że znajdujemy się na dawnym wulkanie. Dużo wkoło bazaltu, który świadczy o ognistej przeszłości tej góry.
W pewnym momencie naszą uwagę przyciągają dwa ślimaki, które zajadają się grzybem. Chyba nie mieliśmy do tej pory okazji z tak bliska obserwować ich zachowań.
Szlak czerwony nie przebiega przez szczyt Hrazeny. By się na niego dostać, trzeba odbić w prawo i leśnymi ścieżkami podążać do najwyższego punktu. Oczywiście warto posiłkować się wskazaniami GPS, który w dzisiejszych czasach jest dużą pomocą. Tak dochodzimy do pierwszego, niższego z wierzchołków Hrazeny o wysokości 608 metrów nad poziomem morza. Stanowi go bazaltowa skała, na której umieszczono słupek triangulacyjny.
To jednak nie jest nasz cel. Idziemy w kierunku nieco wyższego wierzchołka tej góry. Znajduje się on około 300 metrów dalej w kierunku północno-zachodnim. Jest mniej atrakcyjny, bo stanowi go właściwie niewielka polana. Nie ma tabliczki szczytowej, ale jest za to kamień geodezyjny. Znajdujemy się dwa metry wyżej, czyli 610 metrów nad poziomem morza. Hrazeny to najwyższy szczyt Pogórza Łużyckiego.
Hrazeny to ostatni z dwudziestu czterech szczytów Korony Sudetów Czeskich, który właśnie zdobyliśmy. Kończymy tym samym kolejny projekt górski. Co więcej, mamy już zdobytą Koronę Sudetów Polskich oraz Koronę Sudetów Niemieckich. Wszystkie te projekty razem dają nam łącznie Wielką Koronę Sudetów 😀.
Dla urozmaicenia schodzimy ze szczytu nieco inaczej niż tu weszliśmy. Leśną ścieżką kierujemy się dalej przed siebie, by obejść górę dookoła. Ostatecznie wracamy do punktu wyjścia, czyli Na Cihane.
Przed nami jeszcze sporo dnia, a na Pogórzu Łużyckim są dwa szczyty zaliczane do 👉Sudeckiego Włóczykija. Skoro już tu jesteśmy trzeba się na nie wdrapać. W tym celu jedziemy dalej na zachód do miejscowości Mikulasovice. Tu obieramy kierunek na Tomasov.
TANECNICE (597 m n.p.m.)
Niezbyt szeroką, asfaltową drogą dojeżdżamy pod sam szlakowskaz. Na szczyt Tanecnice, nasz kolejny cel, prowadzi całkiem szeroka szutrowa droga. Wjazd jednak jest niemożliwy bez specjalnych zezwoleń. Można za to zaparkować samochód w niewielkiej zatoczce. Zgodnie ze wskazaniami niebieskiego szlaku ruszamy w górę.
Trochę w cieniu, w dużej mierze jednak w pełnym słońcu, dochodzimy do rozległych polan z intensywnie kwitnącymi naparstnicami purpurowymi. Wygląda to przepięknie 😍.
Naparstnica, choć jest bardzo efektowną, często uprawianą w ogródkach rośliną, która znalazła zastosowanie również w medycynie, należy do roślin trujących ❗❗❗
Szeroka leśna droga doprowadza nas na wysokość 597 metrów nad poziomem morza. Przed nami budynek i wieża widokowa, a to oznacza, że znajdujemy się na szczycie Tanecnice.
Jak to w Czechach bardzo często bywa, wstęp na wieżę jest płatny. Opłaty dokonuje się w schronisku. Wchodzimy na górę, a przed wejściem możemy zobaczyć na zdjęciach, jak tu dawniej wyglądało.
Panorama z wieży widokowej na szczycie Tanecnice jest bardzo rozległa. Brakuje jednak opisów, byśmy wiedzieli na co patrzymy. Charakterystyczne są jedynie tereny Szwajcarii Saksońskiej.
Schodzimy na poziom terenu i idziemy do sąsiadującej z wieżą Občerstvení Koliby. Dokonujemy opłaty za wejście na wieżę, przybijamy pieczątki w naszych książeczkach GOT, a Marta decyduje się na czeskiego borówkowego knedlika. Ja natomiast tradycyjnie gaszę pragnienie czeską Kofolą.
Tutejszy borówkowych knedlik nie przypomina jednak tych prawdziwych, jakie dotąd w Czechach jedliśmy. Odgrzewany w kuchence mikrofalowej, polany i posypany nie wiadomo czym, twardy jak podeszwa, jest po prostu niesmaczny. Nawet moja Kofola jakaś taka dziwna i wygazowana. Oj, nie polecamy!
Ze szczytu schodzimy tą samą drogą, zgodnie ze wskazaniami niebieskiego szlaku, z powrotem do Tomasova.
To nie koniec na dzisiaj. Jedziemy w jeszcze jedno miejsce.
VLCI HORA (581 m n.p.m.)
Wracając powoli z Czech w kierunku Polski, jedziemy na wschód do miejscowości Vlčí Hora. Tu, w sąsiedztwie placu zabaw, znajduje się całkiem spory parking, na którym możemy bezpłatnie zostawić samochód. Nieopodal przebiega czerwony szlak, za którego wskazaniami ruszamy na ostatnią dziś wędrówkę. Zanim jednak wystartujemy, czekamy chwilę w samochodzie, bo... zaczął padać deszcz. Na szczęście opad okazał się przelotny. A więc ruszamy!
Po drodze możemy przyjrzeć się pięknej zabudowie tej czeskiej miejscowości, której nazwę tłumaczy się jako Wilcza Góra.
Co ciekawe, szczyt, na który idziemy, podobnie jak miejscowość, również nazywa się Vlci hora. Szlak czerwony doprowadza nas jednak tylko do Rozdroża pod Wilczą Górą. Teraz musimy zmienić barwy na żółte, by dość stromym zboczem wejść na szczyt. Szlak prowadzi jednak tak zwanymi zakosami, co jest znacznym ułatwieniem.
Niebawem zza gęstych drzew wynurza się wieża widokowa, a na kilka metrów przed nią tabliczka szczytowa. Zdobywamy Vlčí hore o wysokości 581 metrów nad poziomem morza.
Z tablicy umieszczonej na szczycie dowiadujemy się, że Vlčí hora również stanowi ognistą pamiątkę sprzed milionów lat, kiedy to była wulkanem.
Tradycyjnie już wstęp na wieżę jest płatny. U jej dołu siedzi starszy, miły pan pobierający opłatę. W zamian daje piękny pamiątkowy bilet. Pieczątka jest gratis 😉. Wspinamy się na taras widokowy na szczycie wieży. Pokonując kolejne stopnie schodów warto robić przerwę i rozglądać się dookoła. Wiszą tu na przykład historyczne szlakowskazy i dawna tabliczka szczytowa. Sama wieża wybudowana została w 1889 roku i w roku bieżącym obchodzi swoje 135-lecie.
Taras widokowy wieży na szczycie Wilczej Góry znajduje się na wysokości 600 metrów nad poziomem morza. Jak się okazuje to jeden z najwybitniejszych szczytów Pogórza Łużyckiego, przez co mamy stąd przepiękne widoki. I nie musimy się zastanawiać na co patrzymy 😀.
Na początek kierunek północny i dwa szczyty, które zdobyliśmy dzisiaj - Tanecnice i Hrazeny.
Jest również zdobyty w maju ubiegłego roku 👉Kottmar (583 m n.p.m.).
Na wschodzie pięknie wyłania się spiczasty wierzchołek 👉Lausche (793 m n.p.m.) oraz płaski 👉Hochwald (749 m n.p.m.).
Zarówno Kottmar, jak i Lausche oraz Hochwald zdobyliśmy w ramach 👉Korony Sudetów Niemieckich.
Patrząc na południe widoczne są wierzchołki Jedlovej (774 m n.p.m.), Klića (759 m n.p.m.) oraz Studenca (736 m n.p.m.) w Górach Łużyckich. Wszystkie te niezdobyte jeszcze przez nas szczyty, zaliczane są do Sudeckiego Włóczykija.
Piękne widoki, a jak widać po charakterystycznym kształcie stożka, wiele z tych szczytów to dawne wulkaniki.
Wieża przylegała dawniej do budynku schroniska. Jego ruiny widoczne są do dziś w jej sąsiedztwie.
Ze szczytu postanawiamy zejść nieco inaczej, niż na niego weszliśmy. Trzymając się nadal wskazań szlaku żółtego schodzimy po północnej stronie góry. Tak dochodzimy do oznaczonej kolorem zielonym ścieżki, w którą skręcamy w prawo. Ta niebawem doprowadza nas do źródełka.
Źródło Weroniki, jak podaje wybita na kamieniu data, pochodzi z 1886 roku. Wokół jest mokro więc chyba jeszcze działa, choć dzisiaj woda nawet nie kapie.
Idziemy dalej osiągając ponownie szlak koloru żółtego. Ten doprowadza nas do Rozdroża pod Vlci hora, skąd szlakiem czerwonym wracamy między piękne zabudowania miejscowości Vlci Hora.
Na dzisiaj koniec. Choć godzina może nie jest zbyt późna, przed nami jeszcze sporo kilometrów powrotu do Poznania. Po drodze zatrzymujemy się w czeskim Frydlancie na ciepły obiad. Skoro już jesteśmy u naszych południowych sąsiadów, skosztujmy coś z ich kuchni.
Do Poznania przyjeżdżamy bardzo późnym wieczorem. Ale nie co dzień zdobywa się Wielką Koronę Sudetów, więc absolutnie nie żałujemy, że dzisiejszej nocy się nie wyśpimy.
POZDRAWIAMY☺