Jeziorka Duszatyńskie i
Chryszczata z Duszatyna.
Zgodnie z prognozami, wracamy
dzisiaj do bezchmurnego nieba. W planie mamy długi dzień, więc jego realizację
rozpoczynamy skoro świt. Ruszamy z Krzywego przez Cisną w kierunku Komańczy.
Gdzieś między Krzywem a Dołżycą zalega nad drogą gęsty dym. Na naszych twarzach
pojawia się uśmiech, gdyż wiemy, że retorty ruszyły. Jest szansa zobaczyć na
własne oczy coraz rzadziej spotykany w Bieszczadach proces wypalania węgla
drzewnego.
Pierwszy przystanek robimy kawałek za
miejscowością Żubracze, skąd startowaliśmy na szczyt Wołosania, na parkingu pod
wieżą widokową „Szczerbanówka”. Wchodzimy na taras widokowy spojrzeć na
oświetlone porannym słońcem bieszczadzkie szczyty. A panorama stąd jest całkiem
szeroka. Od zdobytych przez nas Beresta, Osiny i Hona po lewej, przez Smerek i całą Połoninę Wetlińską oraz Małe Jasło i Duże Jasło na wprost, na paśmie
Hyrlatej po prawej kończąc.
Wracamy do samochodu i ruszamy
w dalszą drogę. Zjeżdżamy ze Szczerbanówki w dół i z daleka widzimy zalegający
nad drogą gęsty dym. Czas na kolejny przystanek. Takiej okazji przegapić nie
możemy. Dymiące retorty!
Podjeżdżamy nieco bliżej do
znaku o zakazie wstępu, gdyż teren jest prywatny. Niestety nikogo nigdzie nie
widać ani nie słychać, więc nie decydujemy się na dalsze wejście. Na teraz musi
wystarczyć spojrzenie z oddali.
Dojeżdżamy w końcu do
Komańczy. Tu zjeżdżamy z głównej drogi w prawo, za znakiem kierującym do
Duszatyna. Pierwotnie mieliśmy iść stąd pieszo, gdyż na wielu mapach droga ta
oznaczona jest zakazem ruchu. Dopiero telefon wykonany wczoraj w czasie
odpoczynku na polanie pod Magurą Stuposiańską do właścicieli baru w Duszatynie
upewnił nas o możliwości bliższego dojazdu.
Przekraczamy granicę Karpat.
Opuszczamy ich zachodnią część i wjeżdżamy do wschodniej. Tak naprawdę przez
cały czas do tej pory wędrowaliśmy po Karpatach Wschodnich, opuściliśmy je tylko
na chwilę w drodze do Komańczy.
Po kilku kilometrach jazdy
częściowo asfaltową, a częściowo wykonaną z płyt betonowych drogą dojeżdżamy do
Duszatyna. Na parkingu koło baru zostawiamy samochód i nie tracąc czasu ruszamy
na szlak. A prowadził nas będzie dzisiaj czerwony Główny Szlak Beskidzki.
Początkowa wędrówka wiedzie
szeroką leśną drogą. Pokonujemy niezauważalne przewyższenia. Po prawej mijamy
próg skalny z małym wodospadem.
Dopiero po przekroczeniu
potoku Olchowaty i wejściu w las rozpoczynamy właściwe podchodzenie. Pniemy się
w górę aż dochodzimy do granicy Rezerwatu Przyrody Zwiezło.
Od czerwonej tablicy jeszcze krótkie podejście do
pierwszego z uroczo położonych Jeziorek Duszatyńskich. Nad Jeziorem
Duszatyńskim Dolnym robimy krótką przerwę na drugie śniadanie.
Niebawem ruszamy dalej.
Ponownie wspinamy się coraz wyżej, aż wychodzimy przy Jeziorze Duszatyńskim
Górnym. Ten akwen jest znacznie większy i bardziej malowniczy od niżej
położonego sąsiada.
Nad brzegiem jeziora znajduje
się pamiątkowy kamień poświęcony setnej rocznicy powstania Jeziorek
Duszatyńskich oraz 50-tej rocznicy powstania Rezerwatu Zwiezło. Obok stoi
tablica, z której możemy dowiedzieć się niezwykle ciekawej historii powstania
tego miejsca.
Za znakami szlaku czerwonego ruszamy dalej.
Okrążamy jezioro i na jego drugim brzegu, po minięciu miejsca śmierci leśnika,
rozpoczynamy ponowne podchodzenie.
Dochodzimy do Cmentarza Wojennego z lat
1914-1915. Stąd jeszcze kawałek na szczyt.
Szlak wypłaszcza się i po
chwili osiągamy cel naszej wędrówki. Chryszczata o wysokości 997 m n.p.m.
zdobyta! Nie możemy się oprzeć aby nie nazwać Chryszczatej "górą policyjną" 😁.
Oprócz tablicy informacyjnej,
na której widnieje nazwa szczytu i szlakowskazy, na szczycie znajduje się
również betonowy obelisk i drewniany krzyż. Widoków brak.
Po krótkim odpoczynku jesteśmy
gotowi do drogi powrotnej. Niestety z racji bardzo słabo rozwiniętej
komunikacji, musimy wracać tą samą drogą z powrotem do
Duszatyna. Nie lubimy tak chodzić, ale cóż… niekiedy nie ma innego wyjścia.
Schodzimy z Chryszczatej,
mijamy znane nam już Jeziorka Duszatyńskie, dochodzimy do szerokiej leśnej
drogi i ostatecznie wychodzimy koło przydrożnego krzyża w Duszatynie.
W Barze „Dusza Jeziorek”
zamawiamy pierogi z sarniną i skwarkami, zasiadamy wygodnie w cieniu przy
drewnianym stoliku i po chwili zajadamy pyszne danie 😋.
Dawniej dojeżdżała tu kolejka
wąskotorowa. Przypominamy sobie, że faktycznie przechodziliśmy przez zarośnięte
tory. Oj, jakby ona ułatwiła poruszanie się po Bieszczadach, gdyby dzisiaj
istniała!
Najedzeni i zregenerowani
chwilą odpoczynku ruszamy w drogę powrotną. Ponownie opuszczamy Karpaty
Wschodnie, meldując się na chwilę w Karpatach Zachodnich.
Dojeżdżamy do głównej drogi w
Komańczy, gdzie kierujemy się jeszcze kawałek na północ do Schroniska PTTK im.
Ignacego Zatwarnickiego, celem przybicia pieczątek w naszych książeczkach GOT.
Niestety w duszatyńskim barze stempel nie był dostępny, a chcemy jakoś
potwierdzić nasz pobyt tutaj.
Po krótkiej wizycie w
schronisku nie opuszczamy jeszcze Komańczy. Będąc tutaj nie możemy podarować
sobie wizyty w przepięknej Cerkwi Opieki Matki Bożej. Co prawda byliśmy tu już podczas naszego ostatniego pobytu w Bieszczadach w 2014 roku, jednak wówczas nie udało nam się wejść do środka. Mamy nadzieję, że teraz będzie inaczej. A po drodze mijamy prezentację
jak dawniej wyglądał transport drewna kolejką wąskotorową po Bieszczadach.
Cerkiew Opieki Matki Bożej w
Komańczy to stosunkowo nowy obiekt. Dzisiaj możemy tak powiedzieć, gdyż to co
widzimy to efekt odbudowy przeprowadzonej w latach 2008-2010, po pożarze do
jakiego doszło 13 września 2006 roku. Jedyne co ocalało z wielkiego pożaru to
dzwonnica i przycerkiewne drewniane krzyże.
Ku naszej wielkiej uciesze cerkiew jest otwarta. Co więcej w środku jest przewodnik, który chętnie udziela odpowiedzi na nasze pytania.
Po pierwotnym budynku
pozostały jedynie spalone drewniane belki i fotografie.
W przycerkiewnym sklepiku zaopatrujemy się jeszcze w pamiątki oraz przybijamy pieczątkę i ruszamy w drogę powrotną,
jednak jeszcze nie do naszej kwatery w Krzywem.
Najpierw zatrzymujemy się w
jednym z gospodarstw, którego reklamę zauważyliśmy przy drodze, oferujących kozi ser.
Na miejscu okazuje się, że możemy
zaopatrzyć się również w mleko. I to nie tylko krowie, ale również kozie. Robimy
zapasy niemal jak na zimę. Nie możemy się oprzeć aby na miejscu nie spróbować
od razu pysznego, świeżego mleczka 😋.
Ruszamy dalej. Z głównej drogi nr 897 zjeżdżamy
w lewo za znakami kierującymi do Smolnika. To nie jest ten słynny Smolnik, w
którym znajduje się drewniana cerkiew. On jest między Ustrzykami Dolnymi, a
Górnymi. Tutaj natomiast znajduje się schronisko, do którego mamy zamiar
podejść.
Zjeżdżamy z wąskiej,
asfaltowej drogi prowadzącej przez Smolnik za wskazaniem drewnianego znaku powieszonego
na przydrożnym drzewie. Pokonujemy może 100 metrów dość wyboistej, gruntowej
drogi. Dalej wiedzie ona stromo w górę po kamieniach. Tam już nie podjedziemy.
Zostawiamy więc samochód na dość szerokiej polanie i dalszy odcinek pokonujemy
pieszo. Szybko zyskujemy wysokość, a co za tym idzie piękne widoki.
Dochodzimy do budynku
schroniska. Panuje tu cisza i spokój. Nie ma ludzi poza obsługą obiektu i parą
siedzącą na zewnątrz przy stoliku.
Błogo tu i spokojnie. Aż
trudno uwierzyć, że obok znajduje się pas startowy dla samolotów 😁.
Po przybiciu pieczątki w
książeczkach GOT ruszamy w drogę powrotną do samochodu i jedziemy dalej.
Jedziemy i widzimy ponownie
gęsty dym nad szosą. To znany nam już wypał drewna w Maniowie. Ponownie zjeżdżamy z drogi, może teraz uda się zobaczyć więcej.
Tym razem mamy szczęście 😄. Jest
właściciel, który pozwala nam obejść retorty. Wokół czuć jedynie intensywny zapach palonego drewna. Gęsty, biały dym przysłania całą okolicę.
Wypalanie drewna na węgiel
drzewny przez smolarzy to dzisiaj wymierający zawód. Coraz mniej w Bieszczadach
można spotkać miejsc takich jak to. Dokumentacja nie
tylko fotograficzna zrobiona, może kiedyś okaże się historyczną.
Dziękujemy za choć chwilę
uczestniczenia w procesie wypału i ruszamy w dalszą drogę. Tym razem podjeżdżamy
pod górę i ponownie zatrzymujemy się przy wieży widokowej „Szczerbanówka”.
Teraz, dla odmiany, oglądamy
znane nam bieszczadzkie szczyty w promieniach zachodzącego słońca.
Nasyceni pięknymi widokami i
zapachami z połaskotanymi kubkami smakowymi wracamy późnym wieczorem do naszej
kwatery w Krzywem. Piękna gwiaździsta noc przed nami.
Parametry wędrówki do Schroniska nad Smolnikiem:
Długość 2,2 km.
Czas przejścia 0:35 h.
Suma przewyższeń 115 m.
Suma przewyższeń 115 m.
POZDRAWIAMY☺