Wędrówka pasmem granicznym.
Plan na dzisiaj mamy bardzo
ambitny. Z tego też powodu wstajemy wcześnie rano i jeszcze zanim słońce
wychyli się zza gór wyruszamy w drogę. Nad łąkami unoszą się jeszcze poranne
mgły.
Jedziemy do Wetliny, gdzie na
parkingu koło dawnej stacji kolejki wąskotorowej Beskidnik zostawiamy samochód.
Przebiega tędy zielony szlak, którym chcemy tu wrócić. Jednak aby to się udało, teraz musimy dostać się jakoś na Przełęcz Wyżniańską. To znane i bardzo oblegane
miejsce startowe z jednej strony na Połoninę Caryńską, z drugiej na Małą i
Wielką Rawkę.
Podchodzimy do głównej drogi
na przystanek autobusowy. O tej godzinie jednak nie mamy co liczyć na jakiś
kurs. Pozostaje złapanie stopa. Więc machamy raz, drugi, trzeci i… nic, nikt
się nie chce zatrzymać 😔. Dłuższa przerwa… nic nie jedzie. Mamy w zanadrzu
plan awaryjny wejścia na Rabią Skałę stąd i powrót tym samym szlakiem. Jednak
wędrówka pasmem granicznym z Przełęczy Wyżniańskiej do Wetliny brzmi dużo ciekawiej 😁.
W końcu pojawia się na
horyzoncie kolejny samochód. Podejmujemy jeszcze jedną próbę i… sukces 😀.
Zatrzymuje się małżeństwo na pruszkowskich numerach rejestracyjnych, które
podąża w tym samym kierunku, a nawet dalej, bo za cel mają wejście na Tarnicę z
Wołosatego. Podwożą nas na Przełęcz Wyżniańską. Podróż szybko mija przy miłej
rozmowie. Dziękujemy pięknie za pomoc i każdy rusza w swoją stronę. My
znajdujemy się już na szlaku, tym samym zielonym co w Wetlinie, tyle że z
drugiej jego strony. W kasie na parkingu zakupujemy bilety wstępu do
Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Dzisiejszą wędrówkę rozpoczynamy mając za
plecami piękne widoki na Połoniny Wetlińską i Caryńską.
Po początkowym podejściu na
zbocza Wyżniańskiego Wierchu, dochodzimy do pięknego widokowo wypłaszczenia.
Poranne mgły unoszą się jeszcze nad górami. Widoki są wprost malownicze 😍.
Dochodzimy do Bacówki PTTK pod
Małą Rawką. Robimy obowiązkową przerwę na przybicie pieczątek w naszych
książeczkach GOT, a przy okazji kusimy się na małe co nieco.
Posileni pysznymi naleśnikami
z jagodami 😋 ruszamy dalej za wskazaniami zielonego szlaku. Kawałek idziemy
jeszcze wzdłuż łąk, by po chwili wejść do lasu. To koniec widoków aż do wyjścia
na szczycie. Rozpoczynamy wspinanie się na Małą Rawkę.
Z każdym krokiem robi się
coraz bardziej stromo, aż w końcu dochodzimy do ułatwienia w postaci schodów.
Te prowadzą nas niemal na sam szczyt.
Osiągamy wysokość 1272 m
n.p.m., zdobywając szczyt Małej Rawki. Wracają widoki 😎.
W oddali widoczna już jest
Wielka Rawka. To nasz kolejny cel na dzisiaj.
Pięknie widoczny jest stąd
szczyt Smerek i dalej cała Połonina Wetlińska.
Patrząc w kierunku
południowym, po horyzont widoczne jedynie szczyty ukraińskich i słowackich
Bieszczadów, delikatnie rozpływające się jeszcze w porannych mgłach.
Z każdą minutą na szczycie Małej Rawki pojawia się coraz więcej osób. A to oznacza, że trzeba ruszać dalej. Zmieniamy
kolor szlaku z zielonego, który przez Dział prowadzi do Wetliny, na żółty. To
krótki odcinek w tym kolorze, łączący obie Rawki.
Żółtym szlakiem schodzimy z Małej Rawki. Na
chwilę wkraczamy ponownie do lasu, by po wyjściu z niego rozpocząć podchodzenie
na szczyt Wielkiej Rawki.
Dochodzimy do betonowego
słupa, który lata swojej świetności ma dawno za sobą. To dawny znak geodezyjny.
Dookoła nas ponownie roztaczają się cudowne panoramy.
Połonina Wetlińska oddala się coraz bardziej. Za
to znajdujemy się teraz pięknie na wprost Połoniny Caryńskiej.
Ostatecznie krótki szlak żółty
doprowadza nas na szczyt Wielkiej Rawki. Znajdujemy się na wysokości 1304 m
n.p.m., a wg niektórych źródeł nawet na 1307 m n.p.m.
Szczyt Wielkiej Rawki to ciąg
dalszy oszałamiających widoków. Stąd widzimy już najwyższe partie polskich
Bieszczadów, z najwyższą Tarnicą (1346 m n.p.m.) na czele.
A daleko w dole widoczne
zabudowania Ustrzyk Górnych.
Po dłuższym odpoczynku na
szczycie i zjedzeniu drugiego śniadania jesteśmy gotowi do rozpoczęcia dalszej
wędrówki. Za nowego przewodnika obieramy szlak w kolorze niebieskim, który
teraz długo, bo aż na Rabią Skałę, będzie nam towarzyszył.
Schodzimy z Wielkiej
Rawki. Na wprost nas kolejne piękne widoki z majaczącym na horyzoncie szczytem
Pikuja po ukraińskiej stronie. To najwyższy szczyt Bieszczadów o wysokości 1405
m n.p.m.
Dochodzimy do
polsko-ukraińskiej granicy. Wyznaczają ją słupki odpowiednio w kolorze
biało-czerwonym i niebiesko-żółtym. Tu trafiamy na tablicę z czasem przejścia na
Rabią Skałę. Jeszcze długa droga przed nami.
Dalsza wędrówka aż na szczyt
Krzemieńca prowadzi nas pasmem granicznym z Ukrainą. Początkowo w dół z
Wielkiej Rawki, później znowu w górę na kolejny szczyt.
Niebieski szlak doprowadza nas
do bardzo ciekawego miejsca. Do polsko-ukraińskiej granicy, którą tu doszliśmy,
dołącza granica ze Słowacją. Tym samym znajdujemy się na Trójstyku Granic na
szczycie Krzemieńca (1221 m n.p.m.). Tu stykają się granice Polski, Słowacji i
Ukrainy, a symbolicznym miejscem ich zetknięcia jest postawiony na szczycie
pomnik.
Przypominamy sobie jak byliśmy tu pierwszy raz w 2014 roku. Wówczas to był cel naszej wędrówki.
Na szczycie Krzemieńca,
zwanego również Kremenaros, dołącza od południowej strony słowacki szlak
czerwony. Teraz za wspólnymi wskazaniami szlaków polskiego – niebieskiego i
słowackiego – czerwonego będziemy kontynuowali naszą wędrówkę. Ponownie pasmem
granicznym, tylko teraz nie polsko-ukraińskim, a polsko-słowackim.
Przed nami kilka szczytów o
wysokości powyżej tysiąca metrów nad poziomem morza do zdobycia. Pierwszym na trasie jest
Kamienna (1199 m n.p.m.). Słup z tablicą szczytową znajduje się przy szlaku,
natomiast nieco z boku, na skalnym wzniesieniu, znajduje się słupek graniczny i
punkt widokowy.
Stąd ponownie możemy spojrzeć
na Połoninę Caryńską oraz panoramę na słowacką stronę gór.
Ruszamy dalej za wskazaniami
szlaków i słupków granicznych. Początkowo w dół, bo przecież schodzimy z
Kamiennej, później trochę w górę na nieoznaczony szczyt Wierch Muchów. I
powtórka z rozrywki – schodzenie i ponowne podchodzenie, teraz na szczyt Hrubki
o wysokości 1186 m n.p.m. Tutaj widoków już nie ma, jedynie tabliczka szczytowa
wisi na drzewie.
Widoki pojawiają się za to po
minięciu szczytu i wyjściu z lasu na niewielką polanę. Przed sobą mamy całe
pasmo graniczne, a gdzieś w oddali Rabią Skałę, cel naszej wędrówki.
Dochodzimy do grobu. Niestety
język rosyjski, w jakim wyryte są napisy, nie jest nam znany. Zasięgamy więc
informacji w internecie, gdzie okazuje się, że to miejsce śmierci sowieckiego
żołnierza Piotra Andriejewicza Gladysza. Najbardziej widoczna na pomniku jest
oczywiście czerwona gwiazda.
Wędrujemy dalej. Przed nami
podejście na kolejny szczyt – Czerteż o wysokości 1071 m n.p.m.
Pomimo iż trochę zaczyna
doskwierać głód postanawiamy jeszcze zejść w dół. Na Przełęczy pod Czerteżem
znajdują się wiaty turystyczne, ławki i stoły, i tam zrobimy dłuższą przerwę.
Z Przełęczy pod Czerteżem
pozostaje nam, wg szlakowskazów, jeszcze niemal 3-godzinna wędrówka do Rabiej
Skały. Posileni jesteśmy gotowi ruszyć dalej. Przed nami podejście na kolejny szczyt.
Musimy ponownie wkroczyć na ponadtysięczne wysokości, gdyż zeszliśmy aż na 905
m n.p.m.
Przechodzimy przez Borsuk,
szczyt o wysokości 991 m n.p.m. i ponownie schodzimy. Teraz jednak tylko trochę
na Przełęcz pod Borsukiem, na wysokości 967 m n.p.m. Za to po jej minięciu
rozpoczynamy zdobywanie wysokości.
Z Przełęczy pod Borsukiem
szlak wiedzie nieustannie pod górkę, a im bliżej końca tym robi się coraz
bardziej stromo. W końcu osiągamy upragnione 1159 m n.p.m., meldując się na
szczycie Czoła. To było wymagające podejście. Widoków ze szczytu brak.
No i jak to po zdobyciu szczytu znowu schodzimy. Teraz jednak na widokową
polanę.
Znajdujemy się ponownie
naprzeciw Połoniny Wetlińskiej, a to oznacza, że zbliżamy się do Wetliny. Jednak
zanim tam ostatecznie zejdziemy przed nami jeszcze wiele drogi.
Wśród bujnego Szczawiu alpejskiego o charakterystycznych dużych liściach dochodzimy na skraj lasu, gdzie w wiacie turystycznej decydujemy się na dłuższą
przerwę.
Wiele kilometrów za nami i
jeszcze trochę mamy przed sobą. Czas na odpoczynek i ciepły posiłek. Wyciągamy
i przygotowujemy nasze samopodgrzewające się dania i po kilku minutach zajadamy
ciepły obiad. Takie coś było nam potrzebne 😊.
Zregenerowani ruszamy w dalszą
wędrówkę. Podchodzimy na Rabią Skałę. Kilka minut przed szczytem dochodzimy do
punktu widokowego na słowacką stronę.
Stąd już niewielkie podejście
na szczyt, który w końcu osiągamy po wielu godzinach wędrówki z Przełęczy
Wyżniańskiej. Rabia Skała o wysokości 1199 m n.p.m. zdobyta 💪.
Jesteśmy bardzo szczęśliwi ale i zmęczeni.
Na szczycie Rabiej Skały
rozstajemy się z pasmem granicznym i naszymi szlakami niebieskim i czerwonym,
które przez ostatnich wiele kilometrów i godzin prowadziły nas przez góry.
Naszym nowym przewodnikiem zostaje szlak w kolorze żółtym, za którego wskazaniami
rozpoczynamy schodzenie w kierunku Wetliny.
Początkowe zejście nie jest
zbyt strome. Najpierw nieco w dół, później ponownie w górę na szczyt Paportnej
(1198 m n.p.m.). Sam wierzchołek znajduje się poza szlakiem w lesie, my za
wskazaniami szlaku obchodzimy go zachodnim zboczem, dzięki czemu zyskujemy
kolejne piękne widoki.
Po minięciu Paportnej szlak
ponownie wkracza do lasu. Rozpoczynamy strome schodzenie. Nieco dalej na
szczęście szlak się wypłaszcza by ponownie zacząć się wspinać na ostatni dzisiejszego
dnia tysięcznik. Ten odcinek marszu zaczyna nam się dłużyć. Zmęczenie coraz
bardziej daje się we znaki, a ostatniego szczytu jak nie widać, tak nie widać.
Ostatecznie jednak szlak żółty
doprowadza nas na Jawornik o wysokości 1021 m n.p.m. To ostatni tysięcznik na
naszym szlaku.
Zmieniamy ponownie szlak.
Żółty odbija w lewo schodząc do Wetliny nieopodal Siklawy Ostrowskich, my
wędrówkę kontynuujemy szlakiem zielonym. Również zejdziemy nim do Wetliny,
jednak nieco wyżej, przy dawnej stacji kolejki wąskotorowej Beskidnik.
Schodząc z Jawornika do
Wetliny zielonym szlakiem przechodzimy przez Szczob. To szczyt z dużą ilością krzyży. Pomimo zmęczenia nie da się przegapić 😉.
Przed nami ostateczne zejście
do Wetliny za wskazaniami szlaku zielonego. Ze stromego, leśnego odcinka
wychodzimy na asfalt koło pierwszych zabudowań. Dalsza wędrówka to niemal
kilometrowy spacer asfaltem. Po prawej mijamy wspomnianą stację Beskidnik, za
którą dochodzimy do parkingu. Tu czeka nasz samochód.
Cały dzień wędrówki za nami.
Jesteśmy bardzo zmęczeni ale i bardzo szczęśliwi. Zdobyliśmy wiele szczytów
zaliczanych do grona Bieszczadzkich Tysięczników, w tym dwa należące również do
Korony Bieszczadów. Oglądaliśmy mnóstwo pięknych widoków. Przeszliśmy ponad 23
kilometry i pokonaliśmy niemal 1300 metrów przewyższeń, a przy tym wszystkim co
najfajniejsze, nie musieliśmy wchodzić i schodzić tym samym szlakiem.
Na koniec dnia, po drodze do
Krzywego, gdzie nocujemy, podjeżdżamy do jednej z restauracji na obiadokolację.
I tu niesamowite zaskoczenie na parkingu 😲… spotykamy małżeństwo, z którym rano
jechaliśmy. Wymieniamy się wrażeniami z całego, długiego dnia. Wszyscy
zrealizowaliśmy nasze plany. I to jest bardzo miłe zakończenie dzisiejszego
dnia.
Nie zepsuła nam tego nawet
kolejka oczekujących do restauracji. Nie tracąc czasu ruszyliśmy dalej, a zjeść
w spokoju udało się dopiero między Krzywem, a Dołżycą.
POZDRAWIAMY☺