wtorek, 15 września 2020

Z Przełęczy Wyżniańskiej przez Rawki i Krzemieniec na Rabią Skałę

Wędrówka pasmem granicznym.

Plan na dzisiaj mamy bardzo ambitny. Z tego też powodu wstajemy wcześnie rano i jeszcze zanim słońce wychyli się zza gór wyruszamy w drogę. Nad łąkami unoszą się jeszcze poranne mgły.



Jedziemy do Wetliny, gdzie na parkingu koło dawnej stacji kolejki wąskotorowej Beskidnik zostawiamy samochód. Przebiega tędy zielony szlak, którym chcemy tu wrócić. Jednak aby to się udało, teraz musimy dostać się jakoś na Przełęcz Wyżniańską. To znane i bardzo oblegane miejsce startowe z jednej strony na Połoninę Caryńską, z drugiej na Małą i Wielką Rawkę.
Podchodzimy do głównej drogi na przystanek autobusowy. O tej godzinie jednak nie mamy co liczyć na jakiś kurs. Pozostaje złapanie stopa. Więc machamy raz, drugi, trzeci i… nic, nikt się nie chce zatrzymać 😔. Dłuższa przerwa… nic nie jedzie. Mamy w zanadrzu plan awaryjny wejścia na Rabią Skałę stąd i powrót tym samym szlakiem. Jednak wędrówka pasmem granicznym z Przełęczy Wyżniańskiej do Wetliny brzmi dużo ciekawiej 😁.
W końcu pojawia się na horyzoncie kolejny samochód. Podejmujemy jeszcze jedną próbę i… sukces 😀. Zatrzymuje się małżeństwo na pruszkowskich numerach rejestracyjnych, które podąża w tym samym kierunku, a nawet dalej, bo za cel mają wejście na Tarnicę z Wołosatego. Podwożą nas na Przełęcz Wyżniańską. Podróż szybko mija przy miłej rozmowie. Dziękujemy pięknie za pomoc i każdy rusza w swoją stronę. My znajdujemy się już na szlaku, tym samym zielonym co w Wetlinie, tyle że z drugiej jego strony. W kasie na parkingu zakupujemy bilety wstępu do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Dzisiejszą wędrówkę rozpoczynamy mając za plecami piękne widoki na Połoniny Wetlińską i Caryńską.




Po początkowym podejściu na zbocza Wyżniańskiego Wierchu, dochodzimy do pięknego widokowo wypłaszczenia. Poranne mgły unoszą się jeszcze nad górami. Widoki są wprost malownicze 😍.






Dochodzimy do Bacówki PTTK pod Małą Rawką. Robimy obowiązkową przerwę na przybicie pieczątek w naszych książeczkach GOT, a przy okazji kusimy się na małe co nieco.


Posileni pysznymi naleśnikami z jagodami 😋 ruszamy dalej za wskazaniami zielonego szlaku. Kawałek idziemy jeszcze wzdłuż łąk, by po chwili wejść do lasu. To koniec widoków aż do wyjścia na szczycie. Rozpoczynamy wspinanie się na Małą Rawkę.



Z każdym krokiem robi się coraz bardziej stromo, aż w końcu dochodzimy do ułatwienia w postaci schodów. Te prowadzą nas niemal na sam szczyt.





Osiągamy wysokość 1272 m n.p.m., zdobywając szczyt Małej Rawki. Wracają widoki 😎.


W oddali widoczna już jest Wielka Rawka. To nasz kolejny cel na dzisiaj.



Pięknie widoczny jest stąd szczyt Smerek i dalej cała Połonina Wetlińska.


Patrząc w kierunku południowym, po horyzont widoczne jedynie szczyty ukraińskich i słowackich Bieszczadów, delikatnie rozpływające się jeszcze w porannych mgłach.



Z każdą minutą na szczycie Małej Rawki pojawia się coraz więcej osób. A to oznacza, że trzeba ruszać dalej. Zmieniamy kolor szlaku z zielonego, który przez Dział prowadzi do Wetliny, na żółty. To krótki odcinek w tym kolorze, łączący obie Rawki.
Żółtym szlakiem schodzimy z Małej Rawki. Na chwilę wkraczamy ponownie do lasu, by po wyjściu z niego rozpocząć podchodzenie na szczyt Wielkiej Rawki.





Dochodzimy do betonowego słupa, który lata swojej świetności ma dawno za sobą. To dawny znak geodezyjny. Dookoła nas ponownie roztaczają się cudowne panoramy.



Połonina Wetlińska oddala się coraz bardziej. Za to znajdujemy się teraz pięknie na wprost Połoniny Caryńskiej.





Ostatecznie krótki szlak żółty doprowadza nas na szczyt Wielkiej Rawki. Znajdujemy się na wysokości 1304 m n.p.m., a wg niektórych źródeł nawet na 1307 m n.p.m.


Szczyt Wielkiej Rawki to ciąg dalszy oszałamiających widoków. Stąd widzimy już najwyższe partie polskich Bieszczadów, z najwyższą Tarnicą (1346 m n.p.m.) na czele.


A daleko w dole widoczne zabudowania Ustrzyk Górnych.




Po dłuższym odpoczynku na szczycie i zjedzeniu drugiego śniadania jesteśmy gotowi do rozpoczęcia dalszej wędrówki. Za nowego przewodnika obieramy szlak w kolorze niebieskim, który teraz długo, bo aż na Rabią Skałę, będzie nam towarzyszył. 
Schodzimy z Wielkiej Rawki. Na wprost nas kolejne piękne widoki z majaczącym na horyzoncie szczytem Pikuja po ukraińskiej stronie. To najwyższy szczyt Bieszczadów o wysokości 1405 m n.p.m.



Dochodzimy do polsko-ukraińskiej granicy. Wyznaczają ją słupki odpowiednio w kolorze biało-czerwonym i niebiesko-żółtym. Tu trafiamy na tablicę z czasem przejścia na Rabią Skałę. Jeszcze długa droga przed nami.



Dalsza wędrówka aż na szczyt Krzemieńca prowadzi nas pasmem granicznym z Ukrainą. Początkowo w dół z Wielkiej Rawki, później znowu w górę na kolejny szczyt.





Niebieski szlak doprowadza nas do bardzo ciekawego miejsca. Do polsko-ukraińskiej granicy, którą tu doszliśmy, dołącza granica ze Słowacją. Tym samym znajdujemy się na Trójstyku Granic na szczycie Krzemieńca (1221 m n.p.m.). Tu stykają się granice Polski, Słowacji i Ukrainy, a symbolicznym miejscem ich zetknięcia jest postawiony na szczycie pomnik.
Przypominamy sobie jak byliśmy tu pierwszy raz w 2014 roku. Wówczas to był cel naszej wędrówki.




Na szczycie Krzemieńca, zwanego również Kremenaros, dołącza od południowej strony słowacki szlak czerwony. Teraz za wspólnymi wskazaniami szlaków polskiego – niebieskiego i słowackiego – czerwonego będziemy kontynuowali naszą wędrówkę. Ponownie pasmem granicznym, tylko teraz nie polsko-ukraińskim, a polsko-słowackim.


Przed nami kilka szczytów o wysokości powyżej tysiąca metrów nad poziomem morza do zdobycia. Pierwszym na trasie jest Kamienna (1199 m n.p.m.). Słup z tablicą szczytową znajduje się przy szlaku, natomiast nieco z boku, na skalnym wzniesieniu, znajduje się słupek graniczny i punkt widokowy.


Stąd ponownie możemy spojrzeć na Połoninę Caryńską oraz panoramę na słowacką stronę gór.



Ruszamy dalej za wskazaniami szlaków i słupków granicznych. Początkowo w dół, bo przecież schodzimy z Kamiennej, później trochę w górę na nieoznaczony szczyt Wierch Muchów. I powtórka z rozrywki – schodzenie i ponowne podchodzenie, teraz na szczyt Hrubki o wysokości 1186 m n.p.m. Tutaj widoków już nie ma, jedynie tabliczka szczytowa wisi na drzewie.



Widoki pojawiają się za to po minięciu szczytu i wyjściu z lasu na niewielką polanę. Przed sobą mamy całe pasmo graniczne, a gdzieś w oddali Rabią Skałę, cel naszej wędrówki.


Dochodzimy do grobu. Niestety język rosyjski, w jakim wyryte są napisy, nie jest nam znany. Zasięgamy więc informacji w internecie, gdzie okazuje się, że to miejsce śmierci sowieckiego żołnierza Piotra Andriejewicza Gladysza. Najbardziej widoczna na pomniku jest oczywiście czerwona gwiazda.


Wędrujemy dalej. Przed nami podejście na kolejny szczyt – Czerteż o wysokości 1071 m n.p.m. 



Pomimo iż trochę zaczyna doskwierać głód postanawiamy jeszcze zejść w dół. Na Przełęczy pod Czerteżem znajdują się wiaty turystyczne, ławki i stoły, i tam zrobimy dłuższą przerwę.


Z Przełęczy pod Czerteżem pozostaje nam, wg szlakowskazów, jeszcze niemal 3-godzinna wędrówka do Rabiej Skały. Posileni jesteśmy gotowi ruszyć dalej. Przed nami podejście na kolejny szczyt. Musimy ponownie wkroczyć na ponadtysięczne wysokości, gdyż zeszliśmy aż na 905 m n.p.m.
Przechodzimy przez Borsuk, szczyt o wysokości 991 m n.p.m. i ponownie schodzimy. Teraz jednak tylko trochę na Przełęcz pod Borsukiem, na wysokości 967 m n.p.m. Za to po jej minięciu rozpoczynamy zdobywanie wysokości.


Z Przełęczy pod Borsukiem szlak wiedzie nieustannie pod górkę, a im bliżej końca tym robi się coraz bardziej stromo. W końcu osiągamy upragnione 1159 m n.p.m., meldując się na szczycie Czoła. To było wymagające podejście. Widoków ze szczytu brak.




No i jak to po zdobyciu szczytu znowu schodzimy. Teraz jednak na widokową polanę.




Znajdujemy się ponownie naprzeciw Połoniny Wetlińskiej, a to oznacza, że zbliżamy się do Wetliny. Jednak zanim tam ostatecznie zejdziemy przed nami jeszcze wiele drogi. 
Wśród bujnego Szczawiu alpejskiego o charakterystycznych dużych liściach dochodzimy na skraj lasu, gdzie w wiacie turystycznej decydujemy się na dłuższą przerwę.






Wiele kilometrów za nami i jeszcze trochę mamy przed sobą. Czas na odpoczynek i ciepły posiłek. Wyciągamy i przygotowujemy nasze samopodgrzewające się dania i po kilku minutach zajadamy ciepły obiad. Takie coś było nam potrzebne 😊.



Zregenerowani ruszamy w dalszą wędrówkę. Podchodzimy na Rabią Skałę. Kilka minut przed szczytem dochodzimy do punktu widokowego na słowacką stronę.





Stąd już niewielkie podejście na szczyt, który w końcu osiągamy po wielu godzinach wędrówki z Przełęczy Wyżniańskiej. Rabia Skała o wysokości 1199 m n.p.m. zdobyta 💪. Jesteśmy bardzo szczęśliwi ale i zmęczeni.




Na szczycie Rabiej Skały rozstajemy się z pasmem granicznym i naszymi szlakami niebieskim i czerwonym, które przez ostatnich wiele kilometrów i godzin prowadziły nas przez góry. Naszym nowym przewodnikiem zostaje szlak w kolorze żółtym, za którego wskazaniami rozpoczynamy schodzenie w kierunku Wetliny.



Początkowe zejście nie jest zbyt strome. Najpierw nieco w dół, później ponownie w górę na szczyt Paportnej (1198 m n.p.m.). Sam wierzchołek znajduje się poza szlakiem w lesie, my za wskazaniami szlaku obchodzimy go zachodnim zboczem, dzięki czemu zyskujemy kolejne piękne widoki.


Po minięciu Paportnej szlak ponownie wkracza do lasu. Rozpoczynamy strome schodzenie. Nieco dalej na szczęście szlak się wypłaszcza by ponownie zacząć się wspinać na ostatni dzisiejszego dnia tysięcznik. Ten odcinek marszu zaczyna nam się dłużyć. Zmęczenie coraz bardziej daje się we znaki, a ostatniego szczytu jak nie widać, tak nie widać.


Ostatecznie jednak szlak żółty doprowadza nas na Jawornik o wysokości 1021 m n.p.m. To ostatni tysięcznik na naszym szlaku.


Zmieniamy ponownie szlak. Żółty odbija w lewo schodząc do Wetliny nieopodal Siklawy Ostrowskich, my wędrówkę kontynuujemy szlakiem zielonym. Również zejdziemy nim do Wetliny, jednak nieco wyżej, przy dawnej stacji kolejki wąskotorowej Beskidnik.
Schodząc z Jawornika do Wetliny zielonym szlakiem przechodzimy przez Szczob. To szczyt z dużą ilością krzyży. Pomimo zmęczenia nie da się przegapić 😉.


Przed nami ostateczne zejście do Wetliny za wskazaniami szlaku zielonego. Ze stromego, leśnego odcinka wychodzimy na asfalt koło pierwszych zabudowań. Dalsza wędrówka to niemal kilometrowy spacer asfaltem. Po prawej mijamy wspomnianą stację Beskidnik, za którą dochodzimy do parkingu. Tu czeka nasz samochód.



Cały dzień wędrówki za nami. Jesteśmy bardzo zmęczeni ale i bardzo szczęśliwi. Zdobyliśmy wiele szczytów zaliczanych do grona Bieszczadzkich Tysięczników, w tym dwa należące również do Korony Bieszczadów. Oglądaliśmy mnóstwo pięknych widoków. Przeszliśmy ponad 23 kilometry i pokonaliśmy niemal 1300 metrów przewyższeń, a przy tym wszystkim co najfajniejsze, nie musieliśmy wchodzić i schodzić tym samym szlakiem.
Na koniec dnia, po drodze do Krzywego, gdzie nocujemy, podjeżdżamy do jednej z restauracji na obiadokolację. I tu niesamowite zaskoczenie na parkingu 😲… spotykamy małżeństwo, z którym rano jechaliśmy. Wymieniamy się wrażeniami z całego, długiego dnia. Wszyscy zrealizowaliśmy nasze plany. I to jest bardzo miłe zakończenie dzisiejszego dnia.
Nie zepsuła nam tego nawet kolejka oczekujących do restauracji. Nie tracąc czasu ruszyliśmy dalej, a zjeść w spokoju udało się dopiero między Krzywem, a Dołżycą.


POZDRAWIAMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz