Północna Wielkopolska.
Po wojażach rowerowych 👉w ubiegły weekend, dzisiaj wybieramy samochód jako nasz środek transportu. Kontynuujemy poznawanie Wielkopolski, naszej małej Ojczyzny. Ruszamy w jej północne rejony, na początek do Połajewa, miejscowości oddalonej o około 50 kilometrów od Poznania.
POŁAJEWO
Wizytę w Połajewie rozpoczynamy od odwiedzenia Kościoła św. Michała Archanioła. Świątynia powstała w XVIII wieku i wybudowana została w stylu neobarokowym. Niestety aktualnie jest w trakcie remontu i nie mamy możliwości zobaczenia jej wnętrza. Za to przed wejściem odnajdujemy pomnik arcybiskupa metropolity poznańskiego w latach 1946-1956, Walentego Dymka. Duchowny urodził się 31 grudnia 1888 roku właśnie w Połajewie.
Ciekawą kapliczkę dostrzegamy na drzewie rosnącym tuż przy kościele. Do jej wykonania pomysłowo wykorzystano naturalną dziurę w drzewie, co daje efekt prawdziwej groty.
Wartym uwagi w Połajewie jest jeszcze drugi kościół, należący niegdyś do parafii ewangelicko-augsburskiej. Wzniesiony został w połowie XIX wieku i do 1945 roku służył wiernym. Przesiedlenia ludności niemieckiej, jakie miały miejsce po zakończeniu II wojny światowej sprawiły, że świątynia stała się niepotrzebna i zamieniono ją w magazyn. Dziś cały teren wokół jest ogrodzony i czy coś tu będzie... może kiedyś się przekonamy.
Wzdłuż prowadzącej przez Połajewo drogi wojewódzkiej numer 178 idziemy w kierunku ulicy Parkowej, w którą skręcamy w lewo. Ta szybciutko doprowadza nas do zabudowań dawnej gorzelni, malowniczo położonych na terenie zabytkowego parku wiejskiego. To doskonałe miejsce na spacer wśród zieleni i kaczek, pociesznie chowających się dzisiaj w cieniu przed upałem.
Przed wyjazdem z Połajewa postanawiamy zjeść obiad. Znajduje się tutaj restauracja, której rewolucję zafundowała jedna ze znanych polskich restauratorek. Spróbujmy zatem gęsiny z przepisu Magdy Gessler.
Gęś z pyzami bardzo smaczna. Natomiast pierogi z gęsiną nam nie przypadły do gustu. Przyprawione są kuminem, którego jak się okazało nie lubimy. Ale z tą przyprawą podobno tak jest - albo się ją kocha, albo nienawidzi. Jedziemy dalej.
GĘBICZYN
Z Połajewa kierujemy się na północ, by w miejscowości Huta zjechać z głównej drogi w prawo, w kierunku Gębic. Tam, zgodnie ze wskazaniem drogowskazów i pomocą GPS, leśnymi drogami dojeżdżamy do Gębiczyna, do Parku "Cztery Pory Roku". Znajduje się on na terenie Centrum Praktyk Kulturalnych i Integracji Społecznej prowadzonego przez Fundację Gębiczyn.
Wokół jest cicho i spokojnie. Słychać tylko szum drzew i niekiedy metaliczne dźwięki ruchomych elementów zamontowanych tu instalacji. Przysłowie mówi: "jedna jaskółka wiosny nie czyni", ale trzy widocznie już tak - tym sposobem łatwo rozpoznać instalację kojarzącą się z wiosną.
A co przypominają nam brązowiejące drzewa i spadające liście? To oczywiście jesień.
Cały teren Fundacji Gębiczyn to doskonałe miejsce do odpoczynku i kontemplowania otaczającej nas przyrody. A i pospacerować można wśród licznych tu drewnianych rzeźb.
Na terenie Centrum Praktyk Kulturalnych i Integracji Społecznej zorganizowano również grę terenową, której rozwiązanie zapewnia każdemu odkrycie ciekawie ukrytego skarbu. Nam się udało go znaleźć 😁.
CZARNKÓW
Z Gębiczyna wracamy do asfaltowej, głównej drogi wojewódzkie numer 178, która prowadzi nas teraz do Czarnkowa. Przez tę miejscowość przejeżdżaliśmy niegdyś wielokrotnie w drodze nad polskie morze. Dawniej nie było obwodnicy i przejeżdżało się bezpośrednio przez rynek. Za każdym razem urzekał nas jego wygląd i zawsze wtedy mówiliśmy, że przyjedziemy tu na spacer po mieście. Lata mijały i nic. W końcu jednak się udało - jesteśmy w Czarnkowie.
Samochód parkujemy na rynku, w sąsiedztwie XIX-wiecznego ratusza, będącego siedzibą Urzędu Miasta. Tak naprawdę rynek to potoczna nazwa, bo w rzeczywistości nazywa się on Placem Wolności. Idziemy do Janka z Czarnkowa.
Janko z Czarnkowa to urodzony około 1320 roku w Czarnkowie kronikarz i podkanclerzy koronny króla Kazimierza Wielkiego. Po śmierci władcy zniesławił się kradzieżą insygniów królewskich, za co jednak ostatecznie kara go ominęła. Jako archidiakon gnieźnieński, za wstawiennictwem arcybiskupa gnieźnieńskiego, został oczyszczony z zarzutów. Jak widać problem z sądzeniem księży istnieje od wieków i nie jest to udręka tylko współczesnego świata. Janko pisze swoją kronikę na beczce piwa, no bo przecież Czarnków znany jest z tego złocistego trunku.
Na rynek jeszcze wrócimy, ale najpierw udajemy się na położone w jego sąsiedztwie wzniesienie. To Góra Krzyżowa, która przechodzi właśnie rewitalizację. Ścieżki spacerowe, ławeczki i jeszcze nieczynna, ale już widać, że bardzo stroma zjeżdżalnia - wszystko to jest lub niebawem będzie dostępne dla mieszkańców i turystów. Góra Krzyżowa to również doskonały punkt widokowy na miasto.
W panoramie miasta wyróżnia się jedna wieża. Należy ona do położonego w sąsiedztwie Placu Wolności kościoła. Ruszamy więc w jego stronę.
Droga do kościoła prowadzi nas koło pomnika upamiętniającego Powstańców Wielkopolskich i, ku naszemu zaskoczeniu, księży katolickich. A za pomnikiem widoczny już jest dach Kościoła św. Marii Magdaleny.
Ta późnogotycka świątynia pochodzi z XVI wieku. Z tego okresu pozostała charakterystyczna, ceglana fasada oraz sklepienie gwiaździste widoczne w nawie głównej. Natomiast wyposażenie jest barokowe i rokokowe, i pochodzi z wieków XVII i XVIII. Kościół jest miejscem spoczynku wielu przedstawicieli szlacheckiego rodu Czarnkowskich, herbu Nałęcz III, dawnych właścicieli tych ziem.
Opuszczamy centrum miasta, kierując się teraz nad przepływającą przez Czarnków rzekę Noteć. Nad jej brzegiem powstała Przystań Marina Czarnków, gdzie możemy sprawdzić się w roli kapitana statku 😁.
Morenowe wzgórza, rzeka Noteć - wszystko to sprawia, że cały, rozległy teren wokół Czarnkowa nazwany został Szwajcarią Czarnkowską. Naprawdę pięknie tu!
Wracamy na rynek, gdzie przed wyjazdem udajemy się jeszcze na kawkę i słodkie co nieco do niej.
Opuszczamy Czarnków. Nie przejeżdżamy jednak mostem przez Noteć, a zmieniamy kierunek na zachodni, kierując się do zupełnie nieznanego nam miejsca o nazwie Goraj-Zamek.
GORAJ-ZAMEK
Goraj-Zamek to niewielka osada, którą chyba w całości zajmują Lasy Państwowe i Zespół Szkół Leśnych Goraj-Zamek. Cały ten obszar można zwiedzić z grą terenową, której śladem ruszamy i my.
Zatrzymujemy się na wyznaczonym parkingu u stóp wzgórza, na którym swoją siedzibę znalazło Technikum Leśne im. inż. Jana Kloski. Oczywiście nie szkoła jest naszym celem, a znajdujące się w jej sąsiedztwie tablice edukacyjne.
Poza tym, że możemy tu poznać wiele gatunków ptaków (o kilku to nawet nigdy wcześniej nie słyszeliśmy), to również dowiemy się o której godzinie śpiewa jaki ptak. Są również ciekawostki z życia ptaków.
Schodzimy ze wzgórza, kierując się w stronę parkingu. Nie opuszczamy jednak jednak jeszcze tego miejsca, a wspinamy się na położone po drugiej stronie drogi kolejne wzgórze. Tam ulokowało się Centrum Promocji Lasów Państwowych Goraj-Zamek im. prof. Jana Szyszko. Chyba łatwo się domyślić za jakich rządów obiekt zyskał patrona 😂. Człowiek, który przyczynił się do niemal niczym nieograniczonej wycinki drzew w polskich lasach, stał się patronem obiektu należącego do Lasów Państwowych... dziwne to i niezrozumiałe.
Nie nam jednak to rozstrzygać, skupmy się więc na pięknej architekturze obiektu. Cały ten teren należał niegdyś do hrabiego Wilhelma Bolko Emanuela von Hochberg. Wybudował tu pałac (do którego pójdziemy za chwilę), a nieopodal niego masztalarnię z ujeżdżalnią dla koni oraz garaże. I to jest właśnie budynek, przed którym stoimy.
Spod dawnej masztalarni, wygodną, wyasfaltowaną drogą, przechodzimy do najważniejszego obiektu. To niewiele ponad 200 metrów do przejścia. Stajemy przed piękną bryłą neorenesansowego zamku. Jak już wspomnieliśmy jego fundatorem był Wilhelm Bolko Emanuel von Hochberg. Obiekt powstawał w latach 1909-1912, stając się siedzibą Hochbergów na tych terenach. Więcej o jego historii możemy dowiedzieć się ze stojącej obok tablicy informacyjnej.
Ciekawostką jest fakt, że Wilhelm Bolko Emanuel von Hochberg pozostał w Goraju-Zamku na zawsze. Nieopodal znajduje się jego grób.
By się tam dostać, należy wejść na rozpoczynającą się obok zamku Ścieżkę Edukacyjną "Morena Czarnkowska" i iść zgodnie z jej przebiegiem, trzymając się wspólnych znaków szlaków niebieskiego i zielonego.
Sytuacja nieco zmienia się na rozstaju szlaków. Ścieżka edukacyjna odbija w prawo, my natomiast musimy trzymać się wskazań szlaku niebieskiego, który niebawem doprowadza nas pod widoczny z daleka krzyż.
To właśnie miejsce wiecznego spoczynku Wilhelma Bolko Emanuela von Hochberg, dawnego właściciela tych ziem.
Tym samym szlakiem wracamy z powrotem na teren zamku. Asfaltową drogą schodzimy na parking, gdzie zostawiliśmy samochód.
Trzeba przyznać, że niezwykle malownicza i piękna jest ta Szwajcaria Czarnkowska, bo właśnie na jej terenie cały czas się znajdujemy. Nawet nie wiemy kiedy zrobiła się godzina 19. Na szczęście o tej porze roku zmrok zapada dość późno, więc postanawiamy odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
OBRZYCKO
Z Goraja-Zamku kierujemy się na południe, wracając powoli do Poznania. Zatrzymujemy się w Obrzycku, by udać się na krótki spacer po mieście. Spod Kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła, przed którym zaparkowaliśmy samochód, idziemy w kierunku centrum. Świątynia sięgająca swoją historią wieku XVIII jest zamknięta i nie zobaczymy jej wnętrza.
Dochodzimy na rynek w Obrzycku, którego centralnym punktem jest XVII-wieczny budynek ratusza.
Ratusz jest obecnie siedzibą władz lokalnych. Jednak znajdują się na nim dwie rzeczy, na które warto zwrócić szczególną uwagę. Pierwszą z nich jest ratuszowa wieża, na której widnieje herb Nałęczów-Raczyńskich z mottem "Vitam impendere vero", co tłumaczy się z języka łacińskiego jako "życie poświęcić dla prawdy".
Drugą ciekawostką jest usytuowane na południowej ścianie ratusza renesansowe obramowanie okna z 1527 roku. Przywiózł je w 1843 roku z portugalskiego klasztoru w Batalha, hrabia Atanazy Raczyński herbu Nałęcz, słynny wówczas znawca sztuki i kolekcjoner.
Oczywiście warto zwrócić uwagę również na tablice upamiętniające ważne wydarzenia z historii miasta, czy jego zasłużonych mieszkańców.
Jest na obrzyckim rynku jeszcze jeden warty uwagi obiekt. Mamy tu na myśli dzwon odlany w Berlinie w 1834 roku, o czym świadczy napis na nim umieszczony. To stosunkowo nowy nabytek w mieście, który ma być nie tylko ciekawą atrakcją, ale także ma przypominać o historii miasta. Dzwon nawiązuje do istniejącej niegdyś w Obrzycku gminy ewangelickiej. I podobnie jak miało to miejsce w Połajewie, tak i tutaj, po zakończeniu II wojny światowej ewangelików, których w zdecydowanej większości stanowiła ludność niemiecka, przesiedlono do Niemiec. Pozostałe po nich kościoły często popadały w ruinę.
Nie inaczej jest w Obrzycku z dawnym kościołem ewangelickim, usytuowanym na Placu Lipowym, nieco na wschód od rynku. Ta neobarokowa świątynia z początku XX wieku również popada dziś w ruinę.
W sąsiedztwie kościoła ewangelickiego swoje upamiętnienie znaleźli Powstańcy Wielkopolscy 1918-1919, uczczeni z okazji setnej rocznicy wybuchu tego zwycięskiego zrywu niepodległościowego.
Tu kończymy zwiedzanie Obrzycka. Wracamy do samochodu, lecz nie jedziemy jeszcze do domu. Wracamy przez most na drugą stronę rzeki Warty, zjeżdżamy z głównej drogi w lewo, w kierunku Obrzycka-Zamku. Tam znajduje się pałac Raczyńskich herbu Nałęcz z połowy XIX wieku.
Niestety na miejsce dojeżdżamy kilka minut po godzinie 21, do której to godziny czynny był przypałacowy park. Dzisiaj więc pałacu nie zobaczymy, odwiedzimy go przy innej okazji 😉.
Wracamy do Poznania. To był długi, ale pełen ciekawych atrakcji dzień. Poznaliśmy kolejne piękne, wielkopolskie miejscowości.
POZDRAWIAMY☺