niedziela, 22 grudnia 2024

Cancun - rejs motorówkami na rafę koralową (Meksyk, Polska)

Pływamy na terenie parku narodowego u wybrzeży Cancun.

Zakończyliśmy naszą wycieczkę objazdową po Meksyku i wczoraj wieczorem, po wizycie 👉w Bazylice Matki Bożej z Guadalupe, przylecieliśmy samolotem z miasta Meksyk z powrotem do Cancun. Do dzisiejszego, wieczornego wylotu do Polski mamy jednak dużo czasu. Postanawiamy więc skorzystać z okazji i wybrać się na rejs motorówkami. Zebrała się nawet większa grupa chętnych i wszyscy razem idziemy na przystanek autobusowy, by komunikacją miejską dotrzeć na Marinę Puerto Madero. Sporo atrakcji dostarcza już sam przejazd. Nie dość, że kierowca pędzi po ulicach Cancun z dużą prędkością, to jeszcze otwiera drzwi kilkaset metrów przed przystankiem. Trzeba się dobrze trzymać, by nie wypaść z autobusu 😁.
Szczęśliwie docieramy do usytuowanej nad Morzem Karaibskim mariny. Uważając, by nie zjadł nas rekin 😉, idziemy przebrać się w stroje kąpielowe, odebrać kamizelki ratunkowe i przymierzyć do motorówki.





Po krótkim instruktażu jesteśmy gotowi do rejsu. Motorówkę poprowadzimy sami! 



Płyniemy w grupach po pięć motorówek, na czele której prowadzi nas przewodnik. Nie lada wrażeń dostarcza pokonywanie fal przy prędkości sięgającej 40 kilometrów na godzinę 😄.



 


Początkowo płyniemy przez lagunę Nichuptę, która oddziela miasto Cancun od wąskiego pasa lądu ze strefą hotelową. Widzimy w oddali potężne budynki wielopiętrowych hoteli.





Na końcu laguny zwalniamy, by przez intensywnie zielone lasy namorzynowe wypłynąć na otwarte wody Morza Karaibskiego.




Po wypłynięciu na Morze Karaibskie znajdujemy się już na terenie Parque Nacional Costa Occidental de Isla Mujeres, Punta Cancún y Punta Nizuc. Ta długa nazwa określa park narodowy usytuowany u wybrzeży Półwyspu Jukatan, którego celem jest ochrona występującej tu rafy koralowej. Park należy do "Wielkiego Zachodnioatlantyckiego Pasa Rafowego" należącego do "Mezoamerykańskiego Systemu Rafowego", który z kolei uważany jest za drugą pod względem wielkości rafę koralową na świecie. Największa jest oczywiście ta u wybrzeży Australii.
Dopływamy do miejsca, gdzie wszystkie motorówki zostają połączone i przycumowane do boi, a my dostajemy niezbędne wyposażenie do snorkelingu i rozpoczynamy obserwacje podwodnego życia.


To, na co patrzymy jest wprost niesamowite❗ Niezwykłe kształty różnego rodzaju koralowców, różnokolorowa roślinność i wielobarwne rybki. Niektóre przezroczyste, inne intensywnie niebieskie, jeszcze inne w kolorze niemal rażącej oczy żółci. Pływają sobie między nami pojedynczo lub w większych ławicach 🐟🐠. Ryby są tak blisko nas, że nawet Marta bardzo dobrze je widzi, pomimo, że nie ma ani okularów, ani soczewek kontaktowych. Czujemy się jakbyśmy występowali w filmie przyrodniczym. Szkoda, że nie mamy podwodnego aparatu, by utrwalić te niezwykłe widoki. A do tego wszystkiego ciepła, krystalicznie czysta woda... czy można chcieć czegoś więcej!?


Niestety czas przeznaczony na pływanie szybko mija. Wracamy na motorówki i ruszamy w drogę powrotną do mariny.




Szlak wodny już znamy. Z otwartych wód Morza Karaibskiego wpływamy między lasy namorzynowe i dalej do Laguny Nichupte. A stąd już prosta droga do Mariny Puerto Madero. Teraz jednak wzmógł się wiatr, przez który fale zrobiły się jeszcze większe. A nasza motorówka skacze na nich niczym w wesołym miasteczku 😁.

 

Po wyjściu z motorówek oddajemy kamizelki ratunkowe, idziemy się przebrać w suche rzeczy. Na koniec możemy zakupić super pamiątkę, jaką jest króciutki film i zdjęcia z naszej wyprawy 😃.


Idziemy na przystanek autobusowy i wracamy z powrotem do hotelu. Nieuchronnie zbliża się koniec doby hotelowej, więc musimy szybko się umyć z soli po wodzie morskiej, spakować walizki do długiej podróży i wymeldować z pokoju.
Do wyjazdu na lotnisko zostało jeszcze trochę czasu. Zostawiamy nasze bagaże w hotelowej przechowalni, a sami idziemy do centrum Cancun na ostatni spacer w Meksyku. Na pożegnanie zjemy jeszcze tradycyjne meksykańskie dania. Marta decyduje się na quesadillas, czyli tortille z masy kukurydzianej z roztopionym serem, wypełnione mięsem z kurczaka. Ja natomiast wybieram taco combo, czyli małe, otwarte tortille z różnego rodzaju nadzieniem. I do tego oczywiście pyszne guacamole, czyli sos przyrządzany na bazie awokado.


Nie da się ukryć, że Cancun szykuje się na Święta Bożego Narodzenia. Na każdym kroku spotykamy przyozdobione choinki i różne inne ozdoby świąteczne.





Do hotelu wracamy kilkanaście minut przed wyjazdem na lotnisko, by zdążyć jeszcze przebrać się w cieplejsze rzeczy. I ponownie przed nami odprawa biletowo - bagażowa, kontrola osobista i oczekiwanie na samolot, którego wylot został opóźniony o dwie godziny. Z okien terminala możemy jedynie podglądać jak wygląda załadunek towarów do Boeinga 787-9 Dreamliner, którym za chwilę polecimy. To póki co największy samolot we flocie Polskich Linii Lotniczych LOT.


Zajmujemy miejsca w samolocie i niebawem jedziemy na pas startowy, by ruszyć w lot powrotny do Polski. W tę stronę powinno być nieco szybciej, bo wiejące na półkuli północnej z zachodu na wschód wiatry będą nas dodatkowo pchały. Widać to również na monitorach, które wskazują prędkość lotu ponad 1000 kilometrów na godzinę, podczas gdy do Meksyku lecieliśmy maksymalnie około 900 kilometrów na godzinę.



Na pożegnanie z Meksykiem mówimy "Hasta la vista, Mexico!", czyli do "Do zobaczenia!". Może jeszcze kiedyś tu wrócimy. 
Lot powrotny wiedzie nas nad terytorium Kuby. Z lotu ptaka możemy spojrzeć na stolicę tego państwa, Hawanę. Cały czas mamy w pamięci piękne chwile sprzed lat spędzone 👉na Kubie, wyspie jak wulkan gorącej.


Lot powrotny mija nam bardzo szybko, gdyż w większej części go przesypiamy. Zmęczeni po ponad tygodniowym objeździe i codziennych bardzo wczesnych pobudkach budzimy się praktycznie tylko na posiłki i toaletę - jak niemowlaki 😅.



Ze względu na zmianę strefy czasowej do Warszawy dolatujemy w poniedziałek 23 grudnia. Lecąc do Meksyku zyskaliśmy 7 godzin, które teraz trzeba było oddać. Stolica wita nas dużo chłodniej niż Meksyk, co oczywiście o tej porze roku nie jest zaskoczeniem.


Po odebraniu bagaży opuszczamy lotnisko, schodząc do podziemnej stacji Szybkiej Kolei Miejskiej, którą dojeżdżamy do dworca kolejowego Warszawa Zachodnia.


Tu czekamy jeszcze kilka minut na przyjazd pociągu Intercity, który zawozi nas z powrotem do Poznania.
Do domu wracamy wczesnym wieczorem i poza obowiązkami typu rozpakowanie walizek i pranie rzeczy, możemy również spojrzeć na długi lot, jaki odbyliśmy. Cały jego przebieg możemy podglądnąć w serwisie FlightAware.

Za nami najdłuższa kilometrażowo wycieczka, jaką do tej pory zrealizowaliśmy. Wszystkimi środkami transportu przebyliśmy łącznie dystans blisko 23 000 kilometrów. Podczas tych kilku minionych dni zobaczyliśmy kolejne piękne rejony naszej planety i poznaliśmy niezwykłe cywilizacje oraz ich osiągnięcia. To był naprawdę wspaniały czas, choć nie da się ukryć, że dość męczący. Przed nami jednak Święta Bożego Narodzenia, więc trochę czasu na odpoczynek na pewno się znajdzie.

POZDRAWIAMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz