czwartek, 10 czerwca 2021

Narwiański Park Narodowy

W rozlewiskach polskiej Amazonki.

MAZURY i PODLASIE - DZIEŃ 8:

Nasza mazursko-podlaska wycieczka jest bardzo zróżnicowana. Wczoraj zwiedzaliśmy 👉zabytki architektury oraz poznaliśmy wielokulturowość tego regionu Polski, dzisiaj wrócimy na łono natury. Choć w drugiej części dnia, kto wie, może i kolejne zabytki zobaczymy. Ale po kolei.
Na początek wyjeżdżamy z Białegostoku w kierunku zachodnim. Naszym celem jest kolejny park narodowy. Zanim jednak tam dojedziemy, po drodze zatrzymujemy się na chwilę przy Pomniku Ofiar Wojny Polsko-Bolszewickiej.



Po chwili zadumy w Miejscu Pamięci Narodowej, ruszamy do Narwiańskiego Parku Narodowego. Kierujemy się do niewielkiej miejscowości Kurowo, gdzie ma swoją siedzibę dyrekcja parku.


Siedziba Narwiańskiego Parku Narodowego mieści się w zabytkowym dworku, na skraju rozlewisk rzeki Narwi. Tu kupujemy bilety wstępu do parku, przybijamy pamiątkowe pieczątki i oczywiście kupujemy magnes na lodówkę do naszej parkowej kolekcji. Przy okazji potwierdzamy sobie dostępność szlaków, którymi chcemy dzisiaj wędrować oraz dowiadujemy się o ciekawych szlakach kajakowych wytyczonych wśród rozlewisk Narwi. To bardzo ciekawa propozycja! Może nie na dzisiaj, ale na pewno warta rozpatrzenia w przyszłości.



Z kompletem informacji jesteśmy gotowi do rozpoczęcia wędrówki. A daleko nie mamy, gdyż pierwszy zaplanowany na dzisiaj szlak rozpoczyna się tuż za dworkiem.


Ruszamy śladem ścieżki przyrodniczo-edukacyjnej "Kładka wśród bagien". Wędrujemy po drewnianych pomostach, a pod nami wszędzie wokół same podmokłe tereny. Tu możemy poznać typowe ekosystemy Narwiańskiego Parku Narodowego. Wśród nich dominuje trzcinowisko.


Niestety kładka wśród bagien nie jest dostępna na całej długości. Podmokłe tereny sprawiają, że drewno szybko ulega degradacji i nie zawsze władze parku nadążają z jego naprawą. Dostępnymi fragmentami kładki dochodzimy do wieży widokowej. Z jej tarasu widokowego możemy spojrzeć z góry na bezkres narwiańskich rozlewisk.



Kończymy naszą wizytę w Kurowie. Ruszamy w dalszą drogę. Teraz na południe do miejscowości Waniewo. Tam wejdziemy na kolejną kładkę rozpostartą wśród rozlewisk rzeki Narwi. Łączy ona dwie wsie położone po przeciwnych stronach narwiańskich bagien: Waniewo i Śliwno. Nie będzie to jednak taka zwykła ścieżka, a z kilkoma niespodziankami, które, mamy nadzieję, dostarczą nam sporo rozrywki. Już nie możemy się doczekać 😁.
Dojeżdżamy do Waniewa. Samochód zostawiamy na parkingu nieczynnej dzisiaj Informacji Turystycznej Narwiańskiego Parku Narodowego. Schodzimy w kierunku rzeki. Dochodzimy do granicy Narwiańskiego Parku Narodowego, o czym informuje nas czerwona tablica. Wchodzimy na kładki. Jak wyczytujemy na jednej z tablic Narew zwana jest polską Amazonką. Może być więc ciekawie 😉.



Drewniane kładki są w bardzo różnym stanie. Niektóre odcinki wyłączono z użytkowania, zresztą i tak nie dałoby się tam wejść.


Póki co dostępny jest na szczęście główny ciąg kładek prowadzący z Waniewa w kierunku miejscowości Śliwno. Choć też już miejscami pozarywany. Ruszamy jego śladem i już niebawem docieramy do pierwszej przeszkody. Ale tej przeszkody się spodziewaliśmy, co więcej, nie mogliśmy się jej doczekać 😄.
Ponad bagnami ułożone są drewniane pomosty, po których wędrujemy. Jednak przez samą rzekę trzeba się przeprawić siłą własnych mięśni z użyciem specjalnej pływającej platformy. No to łapiemy za łańcuch i ciągniemy w swoją stronę. Najtrudniej ruszyć masywny pływający pomost, później już jest łatwiej.



Pomost przyciągnięty, możemy wejść na pokład. Co dalej? Ponownie chwytamy łańcuch, tylko teraz z przeciwnej strony pomostu i znowu ciągniemy, aby przybliżyć się do sąsiedniego brzegu.



Pierwsza przeprawa za nami, jeszcze tylko trzy do Śliwna. Schodzimy z pływającej platformy i dalej po kładkach wędrujemy wśród wszechobecnej zieleni. Miejscami zieloną barwę przełamują kolorowo kwitnące kwiaty. Jak tu jest pięknie, cicho i spokojnie 😍.


Zabudowania Waniewa zostają coraz dalej za nami. A przed nami zbliża się przeprawa przez kolejną odnogę rzeki Narwi.




Ta przeprawa jest bardzo krótka. Wystarczy praktycznie jedno pociągnięcie łańcucha i już platforma dobija do naszego brzegu. Kolejne pociągnięcie przeprawia nas na drugą stronę.





Mniej więcej pośrodku narwiańskich bagien wybudowano wieżę widokową. Dzisiaj możemy stąd spojrzeć na rozlewiska Narwi. Natomiast dawniej, na początku XVI wieku istniał w tym miejscu zamek, połączony kamienną drogą z Waniewem. Przypomina o tym tablica informacyjna umieszczona w sąsiedztwie wieży.





Schodzimy z punktu widokowego i idziemy dalej na wschód w kierunku Śliwna. Przed nami ostatnie dwie przeprawy, za to najdłuższe. Tu już trzeba się trochę wysilić aby przyciągnąć pływający pomost i później przeprawić się nim na drugą stronę. Za to w nagrodę jakie zyskujemy widoki! Malownicza Narew w całej swojej okazałości 😍.













Dochodzimy ostatecznie do miejscowości Śliwno. Tu kończy się Narwiański Park Narodowy, o czym informuje kolejna czerwona tablica. Ponadto możemy przeczytać z jakimi roślinami mieliśmy styczność podczas całego przejścia.



Ruszamy w drogę powrotną, prowadzącą tym samym szlakiem. No i ponownie przeciąganie łańcuchów i wędrówka kładkami wśród narwiańskich bagien. Aby jednak nie było za prosto, na jednym z pływających pomostów zakleszczył się między deskami pokładu łańcuch. Pomimo szarpania i siłowania się nie udało się go uwolnić. A pomost stał około 2 metry od naszego brzegu. Cóż zrobić? Zdecydowałem się na skok 😁. Nabrałem rozpędu i hop! 
Udało się. Nie wylądowałem w wodzie, a na pokładzie pływającej jednostki. Odblokowałem łańcuch, podpłynąłem po Martę i razem przeprawiliśmy się na drugi brzeg. Dalej podobnych niespodzianek już na szczęście nie mieliśmy i wróciliśmy bezpiecznie do Waniewa.

Ruszamy w dalszą drogę. Przed nami jeszcze jedno spotkanie z Narwią. Jedziemy na północ, by za Kurowem, które odwiedziliśmy rano wizytując siedzibę Narwiańskiego Parku Narodowego, zjechać w prawo z asfaltowej drogi w jej polny odpowiednik. A dalej już tylko pieszo.
Jak tylko wyszliśmy z samochodu dopadły nas, a jakże by inaczej, ogromne muchy. Znane z Biebrzańskiego Parku Narodowego stworzenia ponownie postanowiły uprzykrzyć nam wędrówkę.
Najpierw przeszliśmy przez betonowy most i dalej wśród gęstych zarośli doszliśmy do punktu widokowego. Przed nami ponownie bezkres narwiańskich bagien.




Miejsce, w którym się znajdujemy nosi nazwę Zerwany Most. Jesteśmy w jego części zachodniej. Po przeciwnej stronie rozlewisk Narwi dostrzegamy drugi, wschodni cypel mostu. O co chodzi z tym mostem?


Okazuje się, że to pozostałość po drodze łączącej Białystok z Jeżewem, którą postanowiono wybudować na przełomie XIX i XX wieku. Związana jest z tym pewna legenda 😈.

Budowa mostu mocno się przeciągała z uwagi na fakt, iż most przebiegał przez trudny, bagnisty teren. Kilkukrotne próby jego postawienia niweczył grząski grunt, grzebiący wszystko co zostało dotąd wybudowane. Robotnicy zawarli wówczas układ z diabłem. On pomoże wybudować most, za to w ofierze weźmie pierwszą osobę, która przejdzie nowym traktem. Pakt został zawarty.
I rzeczywiście most powstał bardzo szybko i już bez problemów. Przyszedł więc czas rozliczeń. Tu robotnicy wpadli na genialny pomysł, że jako pierwszego puszczą przez most ślepego i kulawego konia. Taka ofiara nie spodobała się diabłu, który rzucił na most klątwę: "Każdy wybudowany w tym miejscy most będzie stał 11 lat, po czym wybuchnie wojna".
Klątwa się spełniła... i to aż 2 razy 😱. Pierwszy raz w 1914 roku i było to 11 lat od postawienia mostu w 1903 roku. Wybuchła wówczas I wojna światowa. Drugi raz przepowiednia spełniła się w 1939 roku, kiedy to wybuchła II wojna światowa. Wówczas mijało 11 lat od odbudowy mostu w 1928 roku. Od tego czasu nikt nie śmiał już mostu odbudować. Do dnia dzisiejszego miejsce to znane jest jako Zerwany Most.


A jak było w rzeczywistości? Długi na 365 metrów, pierwszy drewniany most został spalony w czasie I wojny światowej przez wycofujące się wojska rosyjskie. Został odbudowany w 1928 roku, jednak bardzo niestarannie. Nie wiadomo czy stało się tak ze względu na braki finansowe młodego wówczas państwa, czy przez zaniedbania budowniczych. Niemniej most chwiał się na boki, autobusy przejeżdżały bez ludzi, by zbytnio go nie obciążać. Ci przeprawiali się na drugą stronę pieszo. Most uległ zniszczeniu w wyniku działań II wojny światowej. Kolejny już nie powstał. Ale czy to faktycznie zasługa legendy?


Wracamy do samochodu. Oganiając się od much szybko wsiadamy do auta. Razem z nami udało się to również kilku owadom, które po zaciętej walce poniosły śmierć.
Mamy wczesne popołudnie, a to zdecydowanie za szybko, by wracać na odpoczynek. Jeszcze nie czujemy się zmęczeni 😆. Postanawiamy zrealizować kolejne punkty programu. Co prawda są one przewidziane na dzień jutrzejszy, ale z racji, że znajdują się po zachodniej stronie Białegostoku, gdzie akurat jesteśmy, ruszamy dalej.
Kończymy zatem na dzisiaj spotkanie z przyrodą. Jedziemy 👉do Tykocina, na zwiedzanie Perły Podlasia.

POZDRAWIAMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz