czwartek, 10 czerwca 2021

Tykocin, zwany Perłą Podlasia oraz Wzgórze 126, Jedwabne i Wizna

Miejsca wielkich wydarzeń historycznych.

MAZURY i PODLASIE - DZIEŃ 8 - ciąg dalszy:

Za nami wizyta 👉w Narwiańskim Parku Narodowym. Pospacerowaliśmy i poprzeciągaliśmy się nieco wśród rozlewisk rzeki Narwi. Po spotkaniu z przyrodą przyszedł czas na zabytki i ciekawe miejsca związane z historią naszego kraju. Niestety nie zawsz chlubną historią.
Na początek jedziemy do Tykocina, miejscowości położonej na zachód od Białegostoku. Naszym głównym celem jest tutaj zamek, jednak nie tylko. Wizytę w Perle Podlasia, jak często bywa określany Tykocin, zaczynamy od cmentarza żydowskiego.



Współcześnie to już nieczynna nekropolia, będąca najstarszym zachowanym cmentarzem żydowski na terenie Polski. Założony został w 1522 roku, jednak najstarsza zachowana macewa, czyli żydowski nagrobek, pochodzi z 1754 roku. Łącznie zachowało się tu około 100 macew.


Przejeżdżamy do centrum, gdzie przy Placu Czarnieckiego parkujemy samochód. Przed nami widok na cały niemal plac, na końcu którego ulokował się Kościół Świętej Trójcy. Zmierzamy w jego stronę.



Centralnym punktem placu jest pomnik Stefana Czarnieckiego z 1763 roku. Według różnych szacunków to drugi, po Kolumnie Zygmunta w Warszawie, najstarszy pomnik świecki w naszym kraju. Stefan Czarniecki pełnił jedne z najwyższych funkcji w polskim wojsku okresu Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Co go wiązało z Tykocinem? Otóż od 1659 roku pełnił funkcję starosty tykocińskiego.


Kościół Świętej Trójcy, przed którym się znajdujemy, pochodzi z pierwszej połowy XVIII wieku. Z tego też okresu wywodzą się piękne polichromie wypełniające całe wnętrze świątyni oraz bogato zdobiony, pozłacany ołtarz główny.







Przez Plac Czarnieckiego wracamy do samochodu. Na jednym ze stoisk kupujemy zapas słodkości w postaci regionalnych wypieków, takich jak mrowisko i sękacz. Nie mając pewności czy będzie jeszcze okazja w kolejnych dniach, zakupujemy od razu większą ilość, by poczęstować bliskich po powrocie do domu.
Przejeżdżamy przez most na drugi brzeg rzeki Narwi, by po chwili zjechać z głównej drogi w lewo na teren zamku. Na sporym parkingu odnajdujemy miejsce w cieniu i tu parkujemy samochód.


Idziemy na zamek. Na początek udajemy się do kasy, by zakupić bilet wstępu na zwiedzanie obiektu z przewodnikiem. Chwilę czekamy na rozpoczęcie zwiedzania, a w między czasie nachodzą ciemne, granatowe chmury i po chwili zaczyna padać deszcz, który szybko przeradza się w najprawdziwszą ulewę. Jak dobrze, że nie spotkało nas to wcześniej, gdy byliśmy na kładkach Narwiańskiego Parku Narodowego. Teraz bezpieczni pod dachem zamku możemy w spokoju taki opad przeczekać.
Niebawem przychodzi przewodnik i zgodnie z planem możemy rozpocząć zwiedzanie. Zaczynamy od podziemi.
Zamek w Tykocinie pochodzi z XV wieku. Pierwszy obiekt warowny wybudował w tym miejscu Jan Gasztołd. W kolejnych latach zmieniał wielokrotnie właścicieli, przechodził rozbudowy, aż do 1734 roku, kiedy to zamek doszczętnie spłonął. Pozostały jedynie ruiny. Niewielkiej rekonstrukcji dokonano w latach 60-tych XX wieku. Na szczęście pod koniec XX wieku prywatny inwestor zakupił to, co z zamku pozostało i rozpoczął stopniowe przywracanie jego świetności. Dzięki temu możemy dzisiaj oglądać zrekonstruowaną budowlę. A dlaczego tykociński zamek jest tak ważny dla naszej historii dowiemy się za chwilę.





Z podziemi przechodzimy do Sali Szklanej, w której oglądamy drugi, największy piec kaflowy w Polsce, zwany „wielkim, modrym”. Ten największy znajduje się w Dworze Artusa w Gdańsku. Jeszcze go nie widzieliśmy, jednak w planach mamy odwiedzenie stolicy województwa pomorskiego. Jaki on musi być duży, skoro ten tutaj robi na nas naprawdę duże wrażenie?!






W bocznym, niewielkim pomieszczeniu Sali Szklanej prezentowany jest niezwykły order. To Order Orła Białego, najstarsze i najwyższe polskie odznaczenie nadawane za znamienite zasługi cywilne i wojskowe. A co ma wspólnego ten order z Tykocinem i z zamkiem?
Otóż to jest właśnie ta wielka historia, o której wspominałem, z której zamek słynie do dzisiaj. To właśnie tutaj, na zamku w Tykocinie, w 1705 roku, za panowania króla Polski i Wielkiego Księcia Litewskiego Augusta II Mocnego, ustanowiony został Order Orła Białego.




A na ścianach wokół liczne portrety, a wśród nich portret starosty tykocińskiego Stefana Czarnieckiego.


Kolejnym punktem zwiedzania jest przejście przez krużganki na zamkową wieżę. Dawniej pełniła ona funkcję więzienia, dzisiaj stanowi doskonały punkt widokowy.



A spojrzeć z wieży możemy choćby do… bocianiego gniazda 😁.



Wokół za to malownicze tereny wijącej się pośród pól rzeki Narwi.




Schodzimy z powrotem na krużganki, podczas gdy dolatuje do nas głośne klekotanie bocianów. Chyba jedno z rodziców przyniosło coś smacznego do jedzenia. Wspinamy się ponownie po schodach na wieże i… tak! Maluchy ustawiły się w kółeczku i zajadają smakowite, mięsne kąski. Oj, jaka radość zapanowała w gnieździe!





Wizytę na zamku kończymy w restauracji. Popołudniowa pora to dobry czas na obiad. Szybko na nasze stoły trafiają solidne i bardzo smaczne porcje. Dodatkowo możemy raczyć się lokalnym kwasem chlebowym. Prawdziwa pychotka 😋.


W czasie zwiedzania nawet nie wiemy kiedy przestało padać i ponownie na niebie zawitało słońce. To dobrze wróży na resztę dnia, ruszamy więc w dalszą drogę.


Wracamy w kierunku centrum Tykocina. Daleko jednak nie jedziemy, gdyż już przed mostem skręcamy w lewo, w widoczną gruntową drogę prowadzącą w dół nad brzeg Narwi. Droga doprowadza nas do wieży widokowej.


Pokonujemy kilka stopni i po chwili raczymy się pięknymi, zielonymi pejzażami znad rzeki Narwi. Ach jak tu pięknie 😍!








Między drzewami dostrzegamy również tykociński zamek, miejsce ustanowienia najstarszego i najwyższego polskiego odznaczenia państwowego, Orderu Orła Białego.


Wracamy do centrum Tykocina, gdzie przystajemy jeszcze na chwilę przy Placu Czarnieckiego. Uwieczniamy przepiękny i zadbany drewniany Dom Mieszczański z 1885 roku, stanowiący dzisiaj zabytek budownictwa drewnianego.


Korzystając z okazji warto jeszcze raz spojrzeć na Kościół Świętej Trójcy, pięknie teraz oświetlony promieniami czerwcowego słońca.



Ruszamy dalej. Kierujemy się ku drodze krajowej nr 64, którą podążamy w kierunku zachodnim. Mijamy krzyżówkę z drogą prowadzącą do miejscowości Góra Strękowa, by około 4 kilometry dalej zjechać z asfaltu na jego szutrowy odpowiednik, zgodnie ze wskazaniem znaku... "Góra Strękowa 0,4". My jednak nie jedziemy do centrum tej miejscowości, a wjeżdżamy na wzgórze.


Miejsce, w którym się znajdujemy nosi nazwę Wzgórze 126 i jest doskonałym punktem widokowym na dolinę rzeki Narwi. Jednak nie do końca ten aspekt jest celem naszej wizyty tutaj.



Wzgórze 126 to przede wszystkim Miejsce Pamięci Narodowej, w którym znajdują się ruiny schronu bojowego kapitana Władysława Raginisa. Ten żołnierz Wojska Polskiego w stopniu kapitana dowodził obroną odcinka Wizny w czasie II wojny światowej, podczas kampanii wrześniowej 1939 roku. Obrona przed hitlerowskim okupantem trwała tak długo, aż nie skończyła się amunicja. Kapitan Raginis zapłacił za to najwyższą cenę. 10 września 1939 roku popełnił samobójstwo, rozrywając się granatem w swoim schronie.




Z inicjatywy prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, kapitan Władysław Raginis został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski oraz awansowany przez Ministra Obrony Narodowej do stopnia majora. Więcej szczegółów możemy poznać z tablicy informacyjnej umieszczonej na wzgórzu.


Na koniec ostatni rzut oka na malowniczą dolinę rzeki Narwi. Piękne to nasze polskie Podlasie😍. Można by tak tylko siedzieć i patrzeć przed siebie na bezkres zieleni.
Jednak czas nagli, a chciałoby się odwiedzić kolejne miejsca, zobaczyć coś jeszcze. Ruszamy więc w dalszą drogę.


Przed nami nieco dłuższy, bo około 20-kilometrowy przejazd w kierunku północno-zachodnim. Celem jest miejscowość Jedwabne.


Miasto Jedwabne jest przykładem niechlubnej historii narodu polskiego. Ale i takie sytuacje miały w przeszłości miejsce, zwłaszcza w ciężkich czasach II wojny światowej. Dzisiaj możemy te wydarzenia godnie upamiętniać, by oddać cześć poległym, ale również, by stały się przestrogą dla nas, współcześnie żyjących. Nie chcemy przecież, by historia zatoczyła koło i wydarzyła się ponownie. 
Kierujemy się na wzgórze na obrzeżach miasta. Tu znajduje się dawny cmentarz żydowski założony w XIX wieku, na którym chowano Żydów z Jedwabnego i okolic.


Naprzeciwko cmentarza znajduje się pomnik upamiętniający wydarzenia jakie miały miejsce dnia 10 lipca 1941 roku. Wówczas grupa co najmniej 40 Polaków, mieszkańców Jedwabnego, działając z inspiracji niemieckiego okupanta, dokonała mordu swoich żydowskich sąsiadów. Ilu wyznawców judaizmu zginęło, tego dokładnie nie wiadomo. Wydarzenia te przez wiele lat były powodem licznych kontrowersji. Toczyły się w tej sprawie również liczne śledztwa. Niemniej badania prowadzone na początku XXI wieku przez Instytut Pamięci Narodowej mówią o około 300-400 ofiarach, z czego około 300 zostało spalonych żywcem w stodole.




Wspomniane badania IPN winę w szerokim znaczeniu przypisują hitlerowskim Niemcom, jednak bezpośrednimi sprawcami byli polscy mieszkańcy Jedwabnego. Nie mnie rozstrzygać kto był winien, mądrzejsi nad tym debatowali. Ważne, aby te tragiczne wydarzenia, jakie rozegrały się wśród najbliższych sąsiadów jednej miejscowości, były przestrogą na przyszłość❗ Niech śmierć tych ludzi nie idzie na marne, nie idzie w zapomnienie.
Opuszczamy Miejsce Pamięci Narodowej w Jedwabnem, kierując się z powrotem do głównej drogi krajowej nr 64. Po drodze dostrzegamy jednak kolejne miejsce upamiętniające wydarzenia ważne dla narodu polskiego. Zatrzymujemy się na poboczu i podchodzimy do pomnika.


To kolejne miejsce upamiętniające te najtragiczniejsze wydarzenia z historii Polski. Tutaj stracono ludność wsi Rostki i jej okolic. Wszyscy zostali zamordowani przez hitlerowskiego okupanta w 1944 roku.


Po krótkim postoju ruszamy dalej. Plan był taki, aby wrócić do Białegostoku na zasłużony po cały dniu odpoczynek. Słońce jednak nadal wysoko na niebie, a to skłania nas do odwiedzenia jeszcze jednego miejsca. Zwłaszcza, że jesteśmy tak blisko. A przeczytaliśmy o nim na tablicy na Wzgórzu 126.
Po dojechaniu do drogi krajowej nr 64, nie skręcamy w lewo w kierunku Białegostoku, a przecinamy ją na wprost, kierując się do miejscowości Wizna. To tu rozegrała się jedna z ważniejszych bitew II wojny światowej, określana mianem Polskich Termopil. Skąd ten termin?
Wynika on z ogromnej dysproporcji sił wojska polskiego i hitlerowskiego, na korzyść oczywiście tych drugich. Podobnie jak Spartanie desperacko bronili się przed Persami w wąwozie termopilskim, tak i tutaj żołnierze polscy pod dowództwem kapitana Władysława Raginisa próbowali odeprzeć atak wojsk niemieckich. A jak się to skończyło, mieliśmy okazję zobaczyć wcześniej na Wzgórzu 126.
W Wiźnie warto zobaczyć murale upamiętniające wydarzenia i bohaterów z 1939 roku.



Wizna, mimo iż nie planowana, była ostatnim punktem dzisiejszego programu. Teraz wracamy już bezpośrednio do Białegostoku. Przed nami ostatnia noc w tym mieście. Trzeba się spakować i jeszcze choć trochę odpocząć przed kolejnym ciekawym dniem. A zaczniemy jutro od 👉zwiedzania stolicy województwa podlaskiego.

POZDRAWIAMY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz