środa, 11 września 2024

POLSKA POŁUDNIOWO-WSCHODNIA - DZIEŃ 12 - Wąchock, miasto znane z dowcipów o Sołtysie

Podróż w czasie do okresu romańskiego.

POLSKA POŁUDNIOWO-WSCHODNIA - DZIEŃ 12


Z niezwykłego 👉Zamku Krzyżtopór w Ujeździe przyjechaliśmy do Wąchocka. Naszym celem jest tutaj zespół opactwa cystersów. Parkujemy samochód na ulicy Kościelnej, bezpośrednio przed wejściem na teren obiektu.


Wąchockie opactwo założone zostało już w 1179 roku przez biskupa krakowskiego Gedeona dla przybyłych z francuskiego Morimond cystersów. Wiek XII był czasem rozkwitu klasztorów cysterskich w Polsce. Powstały wówczas między innymi założenia w:
Dziś opactwo cystersów w Wąchocku uchodzi za jedno z najcenniejszych i najlepiej zachowanych założeń klasztornych epoki romańskiej w Polsce. Tym samym, rozporządzeniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 15 marca 2017 roku, wpisane zostało na zaszczytną listę 👉Pomników Historii Polski.




Zgodnie z informacją podawaną na stronie internetowej klasztor można zwiedzać z przewodnikiem o pełnych godzinach. Na miejsce dojechaliśmy kilka minut przed 16, więc załapiemy się na oprowadzanie. Nic jednak bardziej mylnego 😕.
Wchodzimy do furty klasztornej, gdzie ma nastąpić spotkanie z przewodnikiem. Tam jednak zastajemy, mówiąc delikatnie, dość opasłego zakonnika, który siedząc przed wypchanym po brzegi kopiastym talerzem różnego rodzaju mięsa i kiełbas mówi nam, że mamy iść do muzeum, a później będzie przewodnik. I faktycznie w sąsiednim pomieszczeniu znajduje się wystawa prezentująca eksponaty mniej lub bardziej związane z historią wąchockiego klasztoru.








Wracamy do okienka w furcie klasztornej. Ledwo rozumiejąc wypchane po brzegi usta zakonnika, mamy teraz iść na dół obejrzeć sobie klasztor. Zaczynamy powoli wątpić czy ten przewodnik w ogóle istnieje 😅. Dochodzimy do wniosku, że sami więcej dowiemy się o tym miejscu. 
Po kilku stopniach schodzimy do klasztornego korytarza, którym dochodzimy do miejsca wiecznego spoczynku majora Jana Piwnika pseudonim "Ponury". Szczątki tego dowódcy partyzanckiego Armii Krajowej w Górach Świętokrzyskich trafiły tu w 1987 roku z Białorusi, by w następnym roku pochować je uroczyście w ścianie widocznej przed nami.


Idąc klasztornym korytarzem skrzydła wschodniego czujemy jakbyśmy cofnęli się wiele wieków wstecz. Ale nic w tym dziwnego, bo otaczają nas potężne romańskie mury, stanowiące najstarszą, XIII-wieczną część cysterskiego opactwa. Gdzieniegdzie zachowały się jeszcze zdobienia w postaci starych polichromii. Dochodzimy do naprawdę niezwykłego pomieszczenia.



Oto przed nami kapitularz, czyli taka sala zebrań dla zakonników. Niezwykle cenne jest tutaj zachowane sklepienie krzyżowo - żebrowe wsparte na czterech kolumnach, z których każda jest bogato zdobiona.



Ozdobione są nie tylko kapitele kolumn, czyli wieńczące je u góry elementy, ale również ich baza, czyli podstawa.




Przechodzimy do przylegającego do klasztoru od północnej strony kościoła. Świątynia jest pod wezwaniem św. Floriana i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wybudowana w stylu romańskim wraz z klasztorem na początku XIII wieku była później wielokrotnie przebudowywana. Największe zmiany miały miejsce w XVI, XVIII i XIX wieku, przez co kościół zyskał cechy gotyckie i barokowe. Co ciekawe, wąchocka świątynia jest pierwszą budowlą w Polsce, w której zastosowano system sklepień krzyżowo - żebrowych.


Będąc w świątyni warto zwrócić uwagę na prezbiterium. Tam zachowało się oryginalne ułożenie bloków kamiennych z szarożółtego i brunatno - czerwonego piaskowca, co daje ciekawy efekt optyczny pasów. W ołtarzu głównym znajduje się obraz Matki Bożej Miłosierdzia, pochodzący z pierwszej połowy XVII wieku. Ciekawa jest również kolorowa rozeta w ścianie prezbiterium.


Większa część kościelnego wnętrza zdobiona jest przez pochodzące z XVIII wieku polichromie. Przedstawiona na nich została historia wąchockich cystersów.





Wracamy do furty klasztornej. Zobaczymy czy nasz zakonnik już się najadł i czy pojawił się przewodnik. Szybko okazuje się, że obie odpowiedzi brzmią NIE. Na talerzu zostało jeszcze sporo dobra do obgryzania, a o przewodniku nikt nawet tu nie słyszał. Ale... pan postanawia wstać, wyjść ze swojego królestwa i gdzieś nas zaprowadzić. Zrozumieć go zbytnio nie idzie, bo tylko coś tam mruczy sobie pod nosem między jednym przełknięciem, a drugim. Ponownie schodzimy na dół do korytarza klasztornego i wkrótce jeszcze raz pokonujemy kilka stopni, by znaleźć się w refektarzu, czyli w jadalni. Jak to bardzo pasuje do jego postaci 😂. Nie zmienia to faktu, że pięknie dziękujemy za pokazanie pomieszczenia. On jednak musi już wracać do swoich zajęć 🍖🍗, a my jak wyjdziemy mamy tylko za sobą zatrzasnąć drzwi. Czyżby brak umiaru w jedzeniu był kwintesencją zakonnego życia 🤔?


Refektarz znajduje się w skrzydle południowym klasztoru. Tu również zachowało się wieńczące pomieszczenie sklepienie krzyżowo - żebrowe ze zdobionymi zwornikami.





Po wyjściu z refektarza idziemy kawałek w prawo i natrafiamy na jeszcze jedno ciekawe pomieszczenie, usytuowane na rogu skrzydła wschodniego i południowego klasztoru. Podobnie jak kapitularz, czy odwiedzony przed chwilą refektarz, tu również mamy sklepienie krzyżowo - żebrowe, tyle że oparte jest ono tutaj na jednej kolumnie. Jesteśmy we fraterni, czyli pomieszczeniu przeznaczonym do wspólnej pracy braci zakonnych. Tu na przykład pracowano przy przepisywaniu ksiąg, zwłaszcza w chłodne, zimowe dni.


Już nie wracamy do furty klasztornej, a bocznym wyjściem opuszczamy klasztorne wnętrza. Wychodzimy w ogrodzie, przez który chcemy dojść do Kawiarni Cysterskiej. Przy okazji możemy przyjrzeć się z zewnątrz romańskim zabudowaniom klasztornym i kościołowi. Tu również znajduje się pomnik św. Bernarda z Clairvaux, mnicha cysterskiego, który w 1115 roku założył w tym francuskim mieście klasztor, stając się jego pierwszym opatem.


Kawiarnia okazuje się nieczynna. Wracamy więc wzdłuż murów do głównego wejścia, gdzie nieco z boku znajduje się jeszcze plenerowe Muzeum Pamięci Patriotycznej.



Na koniec spoglądamy jeszcze raz na kolorowe mury klasztornej świątyni i zostawiając zabudowania zespołu cysterskiego za plecami idziemy do usytuowanej po drugiej strony ulicy niewielkiej kawiarni, gdzie ku naszej uciesze serwowane są również dania obiadowe. 


Przepiękna romańska architektura - bloki szarożółtego
i bordowo-czerwonego piaskowca
ułożone w ciekawy efekt optyczny pasów.


Skoro już się posililiśmy, postanawiamy podejść w jeszcze jedno miejsce. Przecież Wąchock jest bardziej znany z dowcipów o sołtysie niż z cysterskiego opactwa. Sprawdzamy na mapie, że Pomnik Sołtysa znajduje się całkiem niedaleko, więc nie zastanawiając się dwa razy idziemy na krótki spacer. Zostawiając za plecami zabudowania klasztorne, dochodzimy ulicą Kościelną do Kolejowej. Skręcamy w prawo i po około 100 metrach ukazują nam się pierwsze dowcipy.


Skręcamy ponownie w prawo, wchodząc na Aleję Kawałów, która szybko doprowadza nas do najsłynniejszego obywatela Wąchocka.










A oto i Sołtys z Wąchocka. Jak głosi napis, pomnik ustawiony został w hołdzie polskim Sołtysom i stanowi upamiętnienie osoby Feliksa Januchty, Prezesa Stowarzyszenia Sołtysów Ziemi Kieleckiej w latach 1996 - 2021, który był jednym z inicjatorów budowy Pomnika Sołtysa w Wąchocku.


Wracamy na ulicę Kościelną, na parking przed opactwem cystersów. Jeszcze szybka wizyta w kawiarni, gdzie jedliśmy obiad, by zakupić magnes na lodówkę z... wąchockim Sołtysem (a jakżeby inaczej 😅) i ruszamy w dalszą drogę. Choć nocleg mamy dzisiaj zarezerwowany w Szydłowcu, kierujemy się póki co na północ 👉do miejscowości Mirzec. Na koniec dnia odwiedzimy tę świętokrzyską wieś, jakże mocno związaną z polskim patriotyzmem.

POZDRAWIAMY

P.S.
Kilka refleksji po wizycie w Wąchocku
Po odwiedzeniu opactwa cystersów w Wąchocku długo jeszcze moje myśli wracały do tego, co tam widzieliśmy. I nie chodzi tu o romańskie mury, czy piękne klasztorne wnętrza, a o wielkie obżarstwo jakie panuje za tymi pełnych historii murami. Sytuacja z zakonnikiem w furcie klasztornej wywołała na mnie takie wrażenie (negatywne niestety), że naprawdę długo nie mogłem się z tego otrząsnąć. Przecież ten człowiek nawet nie był w stanie podać pamiątkowej pieczątki, tylko musiałem wejść do jego kanciapy, by samemu sięgnąć. Jak nas prowadził do refektarza, to ledwie trzymał się na nogach - przepraszam za stwierdzenie, ale On był szerszy niż wyższy 🙈. I ten ociekający tłuszczem ogromny talerz pełen różnego rodzaju mięs i kiełbas. I jego świecąca od tłuszczy twarz i ręce. Widzieliśmy to na własne oczy! A ile nie widzimy (może i lepiej), co dzieje się za murami klasztorów. Nauczają o umiarze w jedzeniu i piciu, jako jednym z Siedmiu Grzechów Głównych, a sami mają to w bardzo głębokim poszanowaniu 😠 ❗ A później zdziwienie, że ludzie do kościółka nie chcą przychodzić...
Przepraszam za te kilka gorzkich słów, ale musiałem to z siebie wyrzucić 🤮.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz